Biblia w 5 minut...


Biblia uczy nas, że było to tak...

Bóg Jahwe stworzył ogród Eden, a w nim parę ludzi, aby go wielbili. Jedyną rzeczą, której im zakazał to jedzenie zakazanego owocu. Więc aby upewnić się, że jego ukochane dzieci unikną jego gniewu i na zawsze będą mogły żyć w raju, Jahwe posadził zakazane drzewo w samym środku ogrodu, jego owoce uczynił niezwykle atrakcyjnymi i niebiańsko smacznymi, po czym pokazał je swoim dzieciom.
Wszystko to, ponieważ kochał on człowieka i chciał za wszelką cenę uniknąć wypędzania go z raju.
A dla absolutnej pewności, posadził on jeszcze na zakazanym drzewie super-elokwentnego i mega-przekonującego gadającego, latającego* węża.

(* - jak wiemy z Księgi Stworzenia, węże zaczęły pełzać po ziemi dopiero po wypędzeniu człowieka, co miało być dla nich karą za skuszenie człowieka).

Ale to mu nie wyszło. Mimo wszelkich tych genialnych zabezpieczeń, sprawa się rypła. Adam i Ewa jakimś sposobem spróbowali owocu, odkryli że to wąż mówił prawdę („otworzą wam się oczy”), a bóg kłamał („umrzecie”), więc Jahwe wykopał ich z raju aby żyli na Ziemi w bólu i znoju, i wielbili go stamtąd, obciążając wszystkie przyszłe pokolenia za grzech ich praprapraprapra-dziadków, z którym te pokolenia nie miały nic wspólnego.


Ale to mu nie wyszło, więc utopił wszystkich ludzi na świecie (od noworodków, po staruszki), wraz ze zwierzętami i roślinami (od chomików-zwyrodnialców, po hultajskie stokrotki), zostawiając jedynie jedną 8-osobową rodzinę znęcającego się nad własnymi dziećmi chronicznego alkoholika (Noe) – ponieważ uznał tą rodzinę za najlepszą na całej Ziemi, chcąc by wszyscy ludzie w przyszłości pochodzili od nich.

Ale i to mu nie wyszło, i ludzie znowu przestali go wielbić, więc pomieszał ludziom języki aby nie mogli ukończyć budowy wierzy sięgającej jego siedziby. Jak wiemy, siedziba Jahwe jest w niebie na wysokości niższych partii chmur cumulonimbus, a ludzkość posiadała technologię budowy struktur wysokości kilku kilometrów już od epoki brązu.

Ale i to mu nie wyszło (zaczynamy już zauważać schemat?) więc spośród nich wybrał sobie jedno małe plemię i nakazał mu iść i wymordować pozostałe plemiona, ponieważ go nie wielbiły.

Ale i to mu nie wyszło, bo jego lud wybrany szybko skończył w niewoli egipskiej, co utrudniło im ten cały interes związany z wielbieniem Jahwe oraz gwałceniem i wyżynaniem w pień reszty ludzkości. Więc aby popchnąć sprawy do przodu, Jahwe zesłał na Egipt plagi, aby zmusić Faraona do uwolnienia jego najulubieńszego plemienia wędrownych pasterzy, jednocześnie sam siebie sabotując poprzez odebranie „wolnej woli” Faraonowi (ks. Wyjścia 9:12) i uniemożliwienie mu podjęcia decyzji o wypuszczeniu Żydów.
Kombinacja sadyzmu i nierozgarnięcia Jahwe drogo kosztował fikcyjny Egipt. Na szczęście dla Egipcjan Żydzi nigdy nie byli w Egipcie, więc cała historia nie mogłaby się wydarzyć nawet, gdyby sam Jahwe nie był mitem skopiowanym przez Żydów (nie chciało im się nawet zmieniać imienia) z ugarycko-kananejskiego panteonu mitologicznych Elohimów.

Przeskakując kilka lat do przodu - naród wybrany Jahwe pelęta się przez lata błądząc w kółko po pustyni arabskiej (której przejście na piechotę zajmuje dwa tygodnie).
Jahwe wzywa Mojżesza na rozmowę w dwoje oczu i siedem listków, po czym daje mu dziesięć (spośród sześciuset trzynastu) przykazań. Najważniejsze z tych 10 przykazań skupiają się na wielbieniu Jahwe jako super-hiper-najlepszego boga (wynik kompleksu niższości gnębiącego Jahwe od czasów koegzystencji w ugaryckim panteonie z resztą swoich potężniejszych braci (np. Baal i Jam), kochanką Aszerą oraz jego własnym ojcem Elem), a pozostałe to głównie niezbyt udana kopia Kodeksu Hammurabiego z Babilonu (na terenie którego protoplaści Żydów rzeczywiście byli w niewoli, i skąd skopiowali pokaźną część starotestamentowych mitów, jak chociażby potop będący zerżnięciem mitu o Gilgameszu).

Ale i to mu nie wyszło, bo po powrocie Mojżesza do obozu okazało się, że jego lud wybrany zaczął już wielbić innych bogów. Wystarczyło kilka dni bez Mojżesza, żeby ci geniusze - którzy sami byli świadkami wszechmocy i potęgi Jahwe męczącego fikcyjnych Egipcjan, rozstępującego morze, codziennie zsyłającego mannę z nieba i prowadzącego ich w nocy słupem ognia sięgającego chmur - stwierdzili „- Eeee tam, na cholerę nam taki bóg Jahwe. Zaczniemy czcić figurkę krowy, która gó.wno robi”.
Intelektem nie grzeszyli, ale cóż – jaki bóg, taki lub wybrany.

Więc Jahwe poganiał ich jeszcze po pustyni przez kilka dekad, po czym doprowadził swój lud wybrany do Ziemi Obiecanej. Co prawda okazało się, że owa Ziemia Obiecana była już zajęta przez inne ludy, ale nie było to nic, czego nie rozwiązałyby nakazane przez Jahwe systematyczne ludobójstwa, masowe mordy, czystki etniczne i zbiorowe gwałty.
I tak powstało królestwo Ludu Wybranego boga Jahwe.


W międzyczasie dał on swojemu ludowi wybranemu 613 przykazań, których przestrzeganie miało zapewnić jego przychylne oko. Przykazania te można podzielić na pięć grup:

➊. nakazy rzeczywiście dobre (mniejszość: np. nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu, nie kradnij)
➋. nakazy na pierwszy rzut oka wyglądające na dobre, ale okazujące się nieprzemyślanymi, niejasnymi, lub niemożliwymi do przestrzegania w rzeczywistości, przez co są łamane nawet przez inne biblijne przykazania (np. nie zabijaj)
➌. nakazy absurdalne, bezsensowne i głupie (zakaz noszenia ubrań uszytych z dwóch materiałów naraz, zakaz jedzenia krewetek, )
➍. nakazy związane wyłącznie z megalomanią Jahwe i jego potrzebą bycia wielbionym (to są te najważniejsze przykazania)
➎. nakazy złe, bestialskie i antyludzkie, jak np: nakaz zabijania nieposłusznych dzieci i homoseksualistów oraz czarownic (lol), nakazanie ofierze gwałtu poślubienie swojego gwałciciela bez możliwości rozwodu, propagacja i systematyzacja niewolnictwa, szczegółowe instrukcje znakowania niewolników, instrukcje jak bić niewolników na śmierć aby nie być pociągniętym do odpowiedzialności kiedy na skutek tego bicia umrą, szczegółowe instrukcje sprzedawania własnych córek do niewoli seksualnej, nakaz składania sobie ofiar z dzieci jego wyznawców, itp. itd.

Wszystkie one są wg Biblii równie moralne i powinny być przestrzegane dzisiaj, tak jak i słynne 10 przykazań (9 dla katolików), o czym wielokrotnie zaświadcza sam Jezus, chociażby w Ew. Mateusza 5:19.

Ale... i to Jahwe nie wyszło...

Więc stworzył on wcielenie samego siebie aby zstąpić na Ziemię, i poświęć siebie samego w ofierze samemu sobie, by obejść prawo stworzone przez samego siebie, aby móc nam wybaczyć.
Zamiast po prostu wybaczyć i zapomnieć, jak każdy normalny kochający, niepatologiczny niepsychopatyczny i niemizogeniczny rodzić.

Ale... i to mu nie wyszło. Dzisiaj najszybciej rosnącą na świecie grupą wyznaniową są... niewierzący, a wiarygodność istnienia Jahwe nie przewyższa wiarygodności istnienia Zeusa, Odyna, Kryszny oraz Doliny Muminków.



Ale załóżmy na chwilę, że istnieją jakiekolwiek dobre powody do uznania istnienia tego judeo-chrześcijańskiego boga Jahwe za prawdę, i że Biblia jest rzetelnym źródłem wiedzy na jego temat – co jest istotą chrześcijaństwa.

Pytanie brzmi: dlaczego ktokolwiek miałby takiego boga wielbić, zamiast gardzić nim za jego nieudaczność i przeklinać za bycie potworem?


------------------------------------------------------------ ---------------------------------------
Czy powinieneś wierzyć w boga? Sprawdź: http://www.filmweb.pl/user/impactor

57
            • "Czy to dziecko idzie do piekła i jest potępione? NIE, bo nie miało nawet okazji poznać wiary. Idzie do nieba."

              Przeczytaj najpierw na spokojnie Nowy Testament, a szczególnie listy a potem się wypowiadaj. Nie piszesz o chrześcijaństwie tylko albo o judaizmie albo o katolicyzmie, a ten drugi bardzo często odbiega od prawd biblijnych. Niestety.

              • "Przeczytaj najpierw na spokojnie Nowy Testament, a szczególnie listy a potem się wypowiadaj. Nie piszesz o chrześcijaństwie tylko albo o judaizmie albo o katolicyzmie, a ten drugi bardzo często odbiega od prawd biblijnych. Niestety."

                Pierwsze zdanie pominę, bo ja uważam, że nasza religia opiera się na wierze w Boga a nie książce, która jest w niektórych miejscach naprawdę denerwująca.

                Tak. a katolicyzm to nie chrześcijanizm?

                • @LiliBlue22

                  Zgadzam sie iz KK ze swoimi wszystkimi dogmatami, przykazaniami kościoła itp w tej chwili moglby spokojnie istniec bez Biblii.
                  Malo kto z katolikow posiada Biblię w domu, jeszcze mniej ja czytuje a niewielu ja zna.
                  Niemniej jednak zdanie:
                  ->"bo ja uważam, że nasza religia opiera się na wierze w Boga a nie książce,"
                  zakrawa troche na kreowanie wlasnej religii. W sumie co za roznica w co tak bardzo mocno mocno bedziesz wierzyc, prawda?

                  ->"ktora jest w niektorych miejscach naprawdę denerwujaca."
                  Czy to te miejsca gdzie rozum sciera sie z boskim nonsensem i nakazuje jak najszybciej wyzbyc sie wiary w boga-potwora, boga nienawiści, boga psychopaty z przerosnietym ego?

                  Katolicyzm, obok cerkwi prawoslawnej i protestantow jest jednym z najwiekszych odlamow/wyznań chrześcijańskich.
                  Katolicyzm jest to podgrupa chrześcijaństwa a wiec w tym sensie katolicyzm to chrześcijanizm.

                  Pozdrawiam

        • To jest dylemat wyłącznie dla osób wierzących. Ateista, racjonalista wyznaje pogląd, że po śmierci przestajemy istnieć, bo póki co nikt w obiektywny sposób nie udowodnił, że jest inaczej.

      • Masz rację szokuje! Ja jednak nie jestem tylko "niedzielnym chrześcijaninem jak to sobie przeważnie wyobrażasz, ale jestem zupełnie świadomym chrześcijaninem i w moim życiu Bóg był, jest i będzie zawsze obecny nie tylko w moim życiu, ale i w cały wszechświecie.
        To co mówisz o byciu dobrym i złym człowiekiem jest może "Inspirujące" i imponujesz sam sobie tym co piszesz, ale obrażasz uczucia i wiarę takich ludzi jak ja i podważasz wartości, w które wierzymy i religię, którą wyznajemy. Mało tego podważasz sens mojej/naszej religii, a także możliwość i sens jej wyznawania. Według filozofa Jana Hartmana agnostycyzm można opisać następująco: "Agnostycyzm to postawa uczciwości intelektualnej. Agnostyk mówi tak: gdyby Bóg istniał, oczekiwałby, że będę agnostykiem, bo naprawdę nie wiem. Jest pychą udawać, że się wie coś, czego się nie wie. Agnostyk nie jest przekonany do istnienia Boga (lub bogów), ale też nie zaprzecza jego (ich) istnieniu. Twoja teoria zaprzecza więc podstawowym zasadom agnostycyzmu.
        Mało tego szufladkujesz wszystkich chrześcijan w jedną całość twierdząc, że żaden z chrześcijan nie przestrzega Bożego Prawa ani nie jest w stanie odróżnić dobra od zła. Zapewniam Cię, że jest wielu chrześcijan, katolików, którzy zaskoczyliby Cię swoją moralnością.
        Jeśli chcesz jak powiadasz być dobrym człowiekiem szanuj też wiarę i wartości innych ludzi. Nie podporządkowuj, że tylko to co Ty robisz i w co wierzysz jest jedynie słuszne i dobre.
        Pokaż swoją moc i moc Twojej wiary i twoich wartości, a nie bazuj tylko na ujmowaniu innym i kpieniu z religii i wartości, w które wierzą i które wyznają. Kpisz sobie z ludzi takich jak ja, a jednocześnie chełpisz się być dobrym człowiekiem, a to co mówisz jest niezaprzeczalne i niepodwarzalne.
        Mówisz, że religia katolicka jest absurdalna, a to przecież to Ty zaprzeczasz i podważasz sens wolności wyznania, kpiąc i wyśmiewając tych co myślą inaczej niż Ty.
        Jeśli zwracasz uwagę na sprzeczności, to pomyśl o sobie. Nie dajesz szansy myślenia innym inaczej niż Ty sam myślisz, a piszesz o kompasach moralnych.
        Może Twój kompas moralny jest zbyt egocentryczny i opiera się na Twoich tylko i wyłącznie subiektywnych wartościach, a mnie jako katolika i chrześcijanina ukazuje jako byt gorszy i z gruntu natury zły.
        Ja wierzę w Trójcy Jedynego Boga. Jestem katoliokiem i chrześcijaninem i zapewniam Cię, że jestem z tego dumny. Zapewniam Cię też, że posiadam swoje wartości. Nie jestem osobą niespójną i nie posiadam sprzeczności moralnych

        • Dziękuję za długi i (w miarę możliwości) merytoryczny post.


          ➤➤➤ To co mówisz o byciu dobrym i złym człowiekiem jest może "Inspirujące" i imponujesz sam sobie tym co piszesz, ale obrażasz uczucia i wiarę takich ludzi jak ja i podważasz wartości, w które wierzymy i religię, którą wyznajemy.

          Zupełnie mi to nie przeszkadza, tak jak Tobie nie przeszkadza to że Twoja wiara imponująca Tobie samemu obraża uczucia intelektualne ludzi takich jak ja, i podważa wartości, w które wierzymy, wyznajemy i które – w przeciwieństwie do Twoich - są demonstrowalnie prawdziwe i korzystne dla człowieka.

          Ot – taki już urok wolności wypowiedzi i wyznania.


          ➤➤➤ Mało tego podważasz sens mojej/naszej religii, a także możliwość i sens jej wyznawania

          I robię to z niekłamaną przyjemnością z racji bezmiaru jej bezsensu i wysokiego stopnia szkodliwości.


          ➤➤➤ Według filozofa Jana Hartmana agnostycyzm można opisać następująco: "Agnostycyzm to postawa uczciwości intelektualnej.

          Tak, jestem świadom Hartmana i w wielu sprawach się z nim nie zgadzam. M.in. w stosunku do definiowania agnostycyzmu. Co więcej – myślę, że jeszcze w styczniu mogę mieć okazję wypunktować mu to osobiście.


          ➤➤➤ Agnostyk nie jest przekonany do istnienia Boga (lub bogów), ale też nie zaprzecza jego (ich) istnieniu. Twoja teoria zaprzecza więc podstawowym zasadom agnostycyzmu.

          Podałeś definicję ateizmu. Ateizm to brak wierzenia i przekonania o istnieniu boga. Agnostycyzm to tylko brak wiedzy n/t prawdziwości utrzymywanego wierzenia, i agnostykiem może być tylko teista, albo tylko antyteista. Ateista agnostykiem być nie może, bo ateizm nie jest wierzeniem, tylko jego brakiem.

          http://www.filmweb.pl/user/impactor

          ➊ * Czym jest ateizm, oraz czym ateizm nie jest – wyjaśnienie, wraz z przykładami  

          ➋ * Szerzej o ateiźmie i agnostycyzmie - czyli dlaczego agnostycyzm nie jest stanem pośrednim pomiędzy teizmem i ateizmem - Szersze wytłumaczenie różnych pozycji, od teisty agnostyka i gnostyka, przez ateistę, po antyteistę agnostyka i gnostyka.



          ➤➤➤ Mało tego szufladkujesz wszystkich chrześcijan w jedną całość twierdząc, że żaden z chrześcijan nie przestrzega Bożego Prawa

          Mogę powiedzieć tak z absolutną pewnością, ponieważ owo „Prawo Boże” jest wewnętrznie sprzeczne, a więc jego przestrzeganie jest logicznie niemożliwe. Np. wykluczające się przekazania „Nie zabijaj” oraz „Zabijaj homoseksualistów”. Nie da się przestrzegać obu naraz.



          ➤➤➤ ani nie jest w stanie odróżnić dobra od zła. Zapewniam Cię, że jest wielu chrześcijan, katolików, którzy zaskoczyliby Cię swoją moralnością.

          Och, ależ oczywiście, że wielu nadal potrafi w większości przypadków odróżniać dobro od zła, ale tylko dlatego, że stawiają oni swoje człowieczeństwo i ewolucyjny kompas moralny powyżej nakazów ich boga. A to powoduje, że ignorują oni te przykazania swojego boga, które uważają za bestialskie i niemoralne.

          http://www.filmweb.pl/user/impactor

          ⑫ * Czym się różni fanatyk od postępowego chrześcijanina
          i który z nich utrzymuje bardziej absurdalną pozycję.

          Taka postawa jest wewnętrznie sprzeczna i niemożliwa do utrzymywania – stąd też przykłady, w których nawet ci bardziej moralni chrześcijanie nie odrzucają swojego chrześcijaństwa, stawiają na pierwszym miejscu naukę swojej religii, co w efekcie czyni ich niemoralnymi i opowiadającymi się po stronie bestialstwa.


          ⑩ * Destruktywny wpływ chrześcijaństwa na moralność
          czyli jak chrześcijaństwo odbiera wyznawcom zdolność odróżniania dobra od zła

          ⑪ * Konkretne przykłady niebezpieczeństwa chrześcijaństwa i odbierania przez nie zdolności odrózniania dobra od zła:
          - zwykły wierny uznający mordowanie innych za dobro
          - KSIĄDZ uznający rozerwanie przez boga 42. małych dzieci na strzępy za oznakę troski i miłości



          ➤➤➤ Jeśli chcesz jak powiadasz być dobrym człowiekiem szanuj też wiarę i wartości innych ludzi. Nie podporządkowuj, że tylko to co Ty robisz i w co wierzysz jest jedynie słuszne i dobre.
          Pokaż swoją moc i moc Twojej wiary i twoich wartości, a nie bazuj tylko na ujmowaniu innym i kpieniu z religii i wartości, w które wierzą i które wyznają. Kpisz sobie z ludzi takich jak ja, a jednocześnie chełpisz się być dobrym człowiekiem, a to co mówisz jest niezaprzeczalne i niepodwarzalne.

          1. Elementem bycia dobrym jest niepozostawanie obojętnym na zło, które się widzi. Stąd moja działalność. Gdybym, jak to mówisz – szanował wiarę i wartości teistów – dopuszczałbym się czyny niemoralnego poprzez akceptację i pobłażanie bezpodstawnym i demonstrowalnie szkodliwym wierzeniom.
          Tak, kpię sobie z Twoich wierzeń, ponieważ są one nie tylko głęboko absurdalne, ale i społecznie szkodliwe. Kpina to jeden z całkowicie dopuszczalnych sposobów piętnowania i zwalczania nonsensu w społeczeństwie, w którym obowiązuje wolność słowa i wyznania. Nawet, jeżeli nie mam racji, mam prawo do wyrażania swojej opinii. A Ty masz takie samo prawo do wyrażania swojej opinii, ale nie masz prawa do tego, by Twoje ulubione wierzenia miały immunitet od wyrażania o nich opinii, jakkolwiek niepochlebne by one nie były.
          Wierzenia nie chroni zakas z niego kpienia, tylko zdolność jego zwolenników do zademonstrowania prawdziwości tego wierzenia, a co za tym idzie - bezpodstawności kpin. Kpij więc sobie do woli z ewolucji, humanizmu, czy sceptycyzmu, a ja będę kpić do woli z teizmu. Jeżeli potrafisz zademonstrować zasadność swojego wierzenia - nic mu nie grozi. A jeśli nie - cóż, bezwartościowość wierzeń bezwartościowych winna być wskazywana.

          http://www.filmweb.pl/user/impactor

          ➊ * Chrześcijańskie średniowiecze i jego wpływ na postęp/zacofanie gatunku ludzkiego
          Czy gdyby nie chrześcijaństwo, bylibyśmy dzisiaj na Marsie? Oraz czy znajomość ponadpodstawowej fizyki, geografii i biologii jest konieczna do stawiania budowli?

          ➋ * Szkodliwość wiary niefundamentalnej oraz szerzej o szkodliwości wiary - czy nieszkodliwą jest wiara chrześcijanina–hipokryty, który używa Biblii jako wielkiej księgi wielokrotnego wyboru, odrzucając wszystkie te boskie nakaz i zakazy, które wydają mu się zbyt absurdalne, antyludzkie lub po prostu kretyńskie, i pozostawiając tylko te, które mu się podobają?

          ➌ * Szkodliwość katolicyzmu i Kościóła Katolickiego
          Prawie nigdy nie wdaję się w rozmowy n/t samego katolicyzmu, ale słysząc po raz setny "Ale przecież kościół nikomu nie szkodzi...", zrobiłem wyjątek.



          2. Moja wiara nie ma mocy, ponieważ moja wiara nie istnieje. Jestem osobą zainteresowaną utrzymywaniem tylko wierzeń prawdziwych, i unikaniem wszelkich wierzeń fałszywych. Dlatego staram się nie utrzymywać wiary w cokolwiek, ponieważ wiara to wierzenie bez dowodów, lub wbrew dowodom – czyli wierzenie nieodróżnialne od fałszu lub z fałszem tożsame.

          http://www.filmweb.pl/user/impactor

          ➍ * Rodzaje i gradacja wierzeń
          oraz czym „wiara” różni się od „wiedzy” i „wierzenia uzasadnionego”

          ➤➤➤ Mówisz, że religia katolicka jest absurdalna, a to przecież to Ty zaprzeczasz i podważasz sens wolności wyznania, kpiąc i wyśmiewając tych co myślą inaczej niż Ty.

          Zacytuj jedno zdanie z jakiejkolwiek mojej wypowiedzi, w której postuluję odebranie ludziom prawa do utrzymywania lub głoszenia absurdalnych wierzeń teistycznych.

          ➤➤➤ Jeśli zwracasz uwagę na sprzeczności, to pomyśl o sobie. Nie dajesz szansy myślenia innym inaczej niż Ty sam myślisz, a piszesz o kompasach moralnych.

          Nie daję szansy myślenia inaczej niż ja sam? Czy ja kogoś zmuszam do myślenia w jakiś sposób? Rację możesz mieć tylko, jeżeli przez „zmuszanie” rozumiesz demonstrację nonsensu myślenia alternatywnego. W ten sposób rzeczywiście zmuszam do myślenia tak, jak ja, ale tylko te osoby, które są dostatecznie racjonalne.


          ➤➤➤ Może Twój kompas moralny jest zbyt egocentryczny i opiera się na Twoich tylko i wyłącznie subiektywnych wartościach, a mnie jako katolika i chrześcijanina ukazuje jako byt gorszy i z gruntu natury zły.

          Nie wątpię, że Ci się tak wydaje, a mnie wydaje się inaczej. Nie sztuka mieć opinię – sztuka mieć opinię demonstrowalnie prawdziwą, czyli zgodną ze stanem obiektywnej rzeczywistości. Nieszczęście Twojej pozycji polega na tym, że to co Tobie się wydaje jest demonstrowalnie, obiektywnie odwrotne do stanu faktycznego.
          http://www.filmweb.pl/user/impactor
          Cały dział „Ⅱ.  Dobro i moralność”


          ➤➤➤ Zapewniam Cię też, że posiadam swoje wartości. Nie jestem osobą niespójną i nie posiadam sprzeczności moralnych

          Szybka demonstracja sprzeczności Twojej pozycji.

          1. Moralność pochodzi od boga Jahwe.
          2. Bóg Jahwe jest nieskończenie mądry, jest miłością.
          3. Dobro = postępowanie zgodnie z wolą boga. Zło = postępowanie wbrew woli boga (grzech).

          W takim razie jeżeli Jahwe uznałby, że mordowanie noworodków jest moralne, to Ty uznałbyś to za dobro. Tak?

          ★ Jeśli odpowiesz TAK – jesteś bankrutem moralnym, jaskrawym przykładem szkodliwości religii i potwierdzeniem

          ★ Jeśli odpowiesz NIE – w imię człowieczeństwa zaprzeczyłeś swojemu bestialskiemu bogowi, demonstrując utrzymywanie wewnętrznie sprzecznej pozycji (moralność jest tym co nakazuje bóg – aby być moralnym, muszę sprzeciwić się bogu).

          ★ Jeśli odpowiesz „Bóg Jahwe nie nakazałby mordowania noworodków” - zademonstrowałeś, że:
          1 - uważasz się za osobę znającą umysł boga tak dobrze, jak on sam (czym dowodzisz bezmiaru swojej arogancji oraz poświęcenia dogmatu wyższości umysłu Jahwe nad swoim),
          oraz
          2 - nie znasz Biblii, w której bóg Jahwe wielokrotnie nakazuje i/lub sam morduje noworodki.


          Zastanów się dobrze, nim klikniesz „Odpowiedz”.


          Pozdrawiam

          • Errata - Zgubiona końcówka zdania:

            ★ Jeśli odpowiesz TAK – jesteś bankrutem moralnym, jaskrawym przykładem szkodliwości religii, a także dowodem prawdziwości moich słów "Chrześcijaństwo odbiera ludziom zdolność odróżniania dobra od zła" i potwierdzeniem przysłowia: "Bez religii, dobrzy ludzie czyniliby dobro, a źli ludzie czyniliby zło. Ale aby dobrzy ludzie czynili zło – do tego potrzeba religii."

            • Witam!
              Cieszę się, że pomimo znaczących różnic ideowych i światopoglądowych nasza dyskusja jest kulturalna i konstruktywna.
              Pozwól, że zacznę od końcówki Twojej wypowiedzi. Twoje pytanie:
              "W takim razie jeżeli Jahwe uznałby, że mordowanie noworodków jest moralne, to Ty uznałbyś to za dobro."
              jest całkowicie irracjonalne. Jak można skrzywdzić czy też żądać krzywdy tak niewinnej i bezbronnej istoty jaką jest ludzki noworodek. Czy Ty byś skrzywdziłbyś noworodka? To mam nadzieję pytanie tylko retoryczne, Żądanie odpowiedzi TAK lub NIE nosi samo w sobie jaieś psychopatyczne cechy.

              Mój Bóg jest Mlością. Kocha każdego człowieka, nawet Ciebie. Zawsze daje mi wolność wyboru i to co sugerejesz

              "Szybka demonstracja sprzeczności Twojej pozycji.
              1. Moralność pochodzi od boga Jahwe.
              2. Bóg Jahwe jest nieskończenie mądry, jest miłością.
              3. Dobro = postępowanie zgodnie z wolą boga. Zło = postępowanie wbrew woli boga (grzech)"

              nie ma żadnego sensu.

              Wierzę w Jedynie Prawdziwego w Trójcy Jedynego Boga, gdyż tak mi mówi moje sumienie, które jest jak to nazywasz moim "kompasem". Wierzę i to jest moja wolność. Bo może mógłbym i nie wierzyć lub zaangażować się w jakąś inną wiarę lub religie, ale wierzę w Jedynego Boga, bo to jest moja wolność, którą daje mi mój Bóg i zarazem mój Stwórca. Wierzę, bo wiem, że to jest jedynie słuszna droga. ale nikt mnie do niczego nie zmusza. Ani Bóg, ani Ty, ani nikt inny.

              Pozdrawiam

              • Witam ponownie,

                Zanim odpowiem, pozwól że zapytam - czy Twoja odpowiedź na poniższe pytania brzmi 3x TAK, czy będzie to jakaś inna konfiguracja TAK i NIE?

                1. Moralność pochodzi od boga (Jahwe).
                2. Bóg Jahwe jest nieskończenie mądry, jest miłością (na to już odpowiedziałeś TAK w ostatnim poście, więc możemy pominąć).
                3. Dobro = postępowanie zgodnie z wolą boga. Zło = postępowanie wbrew woli boga (grzech).


                Pozdrawiam

                • Witam!

                  Wydaje mi się, że odpowiedziałem już na to pytanie, ale skoro nalegasz, to odpowiedz Ty mi na jedno pytanie, a odpowiadając na nie myślę że zrozumiesz moją odpowiedź na Twoje pytanie:

                  Jeśli wycierasz swoje ciało po kąpieli, to czy suchość pochodzi od ręcznika, którym wycierasz swoje ciało, czy też suchość to suchość, a ręcznik jest tylko narzędziem, który ją powoduje?

                  Pozdrawiam

                • Suchość to brak wody, a ręcznik usuwa wodę.

                  Twoja kolej na odpowiedzeine na moje pytania.
                  Nie wymagam wiele - wystarczy:
                  - Tak, tak
                  - Tak, nie
                  - Nie, nie
                  albo
                  - Nie, tak

                • Póki co nie odpowiedziałeś na moje pytanie.
                  Liczyłem i liczę na więcej wyobraźni z Twojej strony. Moje pytanie jest w pewnym sensie alegorycznym odwróceniem pytania, które Ty mi zadałeś. Suchość symbolizuje tutaj moralność, a ręcznik narzędzie do jej ukierunkowania czyli prawo Boże, kodeks moralności czy też jak wolisz zbiór praw ludzkich. Pytanie to niesie w sobie głębszy sens, o którym zresztą rozmawiamy.
                  Mając takie wskazówki proszę Cię zastanów się i odpowiedz na nie:

                  Jeśli wycierasz swoje ciało po kąpieli, to czy suchość pochodzi od ręcznika, którym wycierasz swoje ciało, czy też suchość to suchość, a ręcznik jest tylko narzędziem, który ją powoduje?

                  Pozdrawiam

                • Errata!

                  Żadna z odpowiedzi nie będzie tutaj jednoznaczna i będzie miała wpływ na treści, o które Ty pytałeś.

                • Ależ odpowiedziałem.
                  Poza tym użyj lepszych porównań, bo to średnio działa.

                  ➤➤➤ Suchość symbolizuje tutaj moralność, a ręcznik narzędzie do jej ukierunkowania czyli prawo Boże, kodeks moralności czy też jak wolisz zbiór praw ludzkich.

                  Czyli prawo boga Jahwe decyduje o tym, co jest moralne. Ok.
                  A więc jeżeli brawo boże ukierunkowuje moralność na zabijanie homoseksualistów, to jest to staje się to czynem moralnym.

                  Jeśli się z tym zgodzisz, pozostajesz logicznie spójny ale stajesz się przykładem szkodliwości religii.
                  Jeśli się nie zgodzisz, to wpadasz w sprzeczność zaprzeczając bezpośredniemu ukierunkowaniu moralności przez prawo boskie, ale zachowujesz swoje człowieczeństwo.

                  Oto dowód sprzeczności Twojej postawy.

                • Impactorze, teraz mnie załamałeś.
                  Wydaje ci się, że istnieje moralność obiektywna? Że nawet gdyby wszyscy ludzie łącznie z Bogiem uważali, że zabijanie gejów jest dobre, to w rzeczywistości byłoby i tak złe?

                  Skąd wiesz że obiektywnie zabijanie gejów jest złe? Jakie badanie naukowe ci o tym mówi? A może wrodzona empatia, tj. twoje uczucia?
                  Jak wiesz, uczucia nie dowodzą prawdziwości tezy :)

                • ►►► Wydaje ci się, że istnieje moralność obiektywna?

                  Nie przypominam sobie bym coś takiego napisał.

                  Moralność jest subiektywna tylko na poziomie podstawowych założeń. Jeżeli wspólnie zgodzimy się, że brak cierpienia jest preferowany bardziej niż cierpienie, a życie jest preferowane bardziej niż śmierć, to na tym subiektywizm się kończy. Potem wszystko jest już obiektywne, a zabijanie gejów jest niemoralne (jeżeli robi się to z powodów niezgodnych z powyższymi założeniami), bo łamie założenia na które się zgodziliśmy. Ot, i cała filozofia.

                • Więc obiektywne są tylko wnioski z przyjętych założeń, brzmi rozsądnie.
                  Tak więc zabijanie gejów jest złe tylko dlatego, że jako rozmówcy przyjmujemy założenia wyjściowe że zabijanie za styl życia jest złe.
                  Gdybyśmy zgodzili się, że zabijanie jest zawsze złe z jednym wyjątkiem (czyli wtedy, gdy zabijamy geja) to wtedy zabijanie gejów byłoby moralne.

                • Tak jest, obiektywne są tylko wnioski z przyjętych założeń. Tylko, że...

                  ►►► Gdybyśmy zgodzili się, że zabijanie jest zawsze złe z jednym wyjątkiem (czyli wtedy, gdy zabijamy geja) to wtedy zabijanie gejów byłoby moralne.

                  Jeśli przyjmujemy założenia, które podałem, to życzę powodzenia w znalezieniu walentnego argumentu, który wskazywałby na moralność zabijania gejów.

                  Natomiast jeżeli ktoś nie przyjmuje tych założeń, to jest albo trollem, albo realnym zagrożeniem dla społeczeństwa kwalifikującym się do usunięcia z jego grona.

                • W sumie nie mam zastrzeżeń. To brzmi rozsądniej niż twoje wcześniejsze pomysły, że zdrada jest zła nawet, gdy nikt o niej nie wie, nikt na niej nie cierpi i nie ma mierzalnych strat z jej powodu.
                  Tak więc zacząłeś mówić z sensem.

                • Tak jak wtedy pisałem:

                  O zdradzie wie zdradzający. Jeżeli po jej popełnieniu zdradzający sam nie generuje negatywnych skutków dla osoby zdradzanej, to albo sam się oszukuje, albo jest psychopatą.

                  A jeżeli jest psychopatą, to sądzę że by pozostać moralnym ma obowiązek poinformowania partnera o tym, że w wyniku jego psychopatii nie czułby wyrzutów sumienia popełniając zdradę.

                  Dopiero wtedy może sobie zdradzać i nie będzie to niemoralne ;)

                • Po pierwsze: poproszę o badanie naukowe poddane procesowi peer-review, które dowodzi, że każdy zdradzający i nie mówiący żonie, jest psychopatą.

                  Po drugie: a jeśli sam się oszukuje to w czym konkretnie?

                  No i po trzecie: a może to żony nie powinny wymagać wierności? Może wymaganie wierności jest tak samo głupie jak wymaganie, aby ktoś nie używał pieprzu - więc jak mąż używa i oszukuje, to jest usprawiedliwiony głupimi wymaganiami żony :)

                • ►►► Po pierwsze: poproszę o badanie naukowe poddane procesowi peer-review, które dowodzi, że każdy zdradzający i nie mówiący żonie, jest psychopatą.

                  E? Może poproś o to kogoś, kto coś takiego twierdzi, bo ja nie mam z tym twierdzeniem nic wspólnego. Przeczytaj uważnie co napisałem.


                  ►►► Po drugie: a jeśli sam się oszukuje to w czym konkretnie?

                  W tym, że jego zdrada nie odbija się negatywnie na jego stosunku (teraźniejszym lub przyszłym) do jego żony.


                  ►►► No i po trzecie: a może to żony nie powinny wymagać wierności? Może wymaganie wierności jest tak samo głupie jak wymaganie, aby ktoś nie używał pieprzu - więc jak mąż używa i oszukuje, to jest usprawiedliwiony głupimi wymaganiami żony :)

                  Może nie powinny, a nam facetom byłoby bardzo przyjemnie i wesoło. Ale niestety taka jest konwencja i przy założeniu poszanowania tej konwencji zwieracie związek małżeński.

                  A czy Ty wymagasz wierności od swojej żony? Ja od swojej bym wymagał. Może to głupie, ale byłoby mi krevsko trudno pozbyć się tej nietolerancji zdrady. Więc nie babrajmy się w podwójne standardy.

                  I mogę sobie snuć rozważania na temat tego czy zdrada dokonana przez faceta jest mniej zdradą (bo to głównie komponent fizjologiczny), niż zdrada dokonana przez kobietę (bo to zazwyczaj w większej mierze komponent psychiczno-emocjonalny), ale to bardzo grząski i trudny temat, a wnioski i tak o kant dvpy rozbić, bo która wyzwolona kobieta przyjmie takie dictum, choćby pancerne intelektualnie?
                  Natomiast niewyzwolone kobiety mnie osobiście nie ruszają.

                • "W tym, że jego zdrada nie odbija się negatywnie na jego stosunku (teraźniejszym lub przyszłym) do jego żony".

                  Teraźniejszym - poproszę o badania naukowe, które dowodzą, że w każdej zdradzie (o której żona nie wie) cierpi stosunek do żony.

                  Przyszłym - a co, jesteś jasnowidzem? ;o Tutaj uprawiasz już czystą fantazję.

                  "Może nie powinny, a nam facetom byłoby bardzo przyjemnie i wesoło. Ale niestety taka jest konwencja i przy założeniu poszanowania tej konwencji zwieracie związek małżeński".

                  Konsekwencja czego? Nie muszę się godzić na wszystkie urojenia swojej żony. Nie chce, żebym zdradzał, to niech udowodni mi w sposób naukowy, że jej to zaszkodzi nawet wtedy, kiedy o tym nie wie. I tyle :) Póki tego nie zrobiła, uważam jej niechęć do zdrad za irracjonalną i nie przejmuję się tym, podobnie jak nie przejmuję się zakazem spożywania zupy grzybowej.

                  "A czy Ty wymagasz wierności od swojej żony?"

                  Ja od niej wymagam. Ale od siebie nie.

                  "Ja od swojej bym wymagał. Może to głupie, ale byłoby mi krevsko trudno pozbyć się tej nietolerancji zdrady. Więc nie babrajmy się w podwójne standardy."

                  To naturalne, że nie chcesz być zdradzany. Możesz od niej wymagać wierności, a sam zdradzać - nie ma tu żadnej sprzeczności. Podwójne standardy - jak najbardziej. Dlatego wystarczy, że zrobisz założenie pt. podwójne standardy są OK w moim wypadku, a złe w wypadku mojej żony.

                  Nie chcemy być zdradzani bo cierpi na tym nasze ego. Ale jak byśmy byli oszukiwani przez żony, wtedy ego nie ucierpi, więc może zróbmy tak: wymagajmy wierności, ale jak nas już zdradzą i nie powiedzą o tym, to tragedii nie będzie.

                • Damn dawg, you crave Sophist Cotillion so bad you can tast it!

                • Speak English please. There's no such word as "tast"you goddamn roach. I'm still waiting for some evidence for your last claims.

                • I do not endorse sophistic which you seem to so enamoured of. Hence - no dice.

                  But I tell you this - what a poor English speaker you must be if you did not get from context what word "tast" was intended to be. And while we are on the subject, you missed a comma before “please”, so please do mind your English as to avoid potential accusations of hypocrisy... On a second thought, though, scratch that. They go so very well with accusations of sophistic...

                • Dobra, widzę że temat się wyczerpał. Ale skoro już jesteś, pozwól że zagadnę cię o co innego.
                  Mianowicie: udowodnię ci, że na podstawie twojego własnego światopoglądu, wegetarianizm jest jedyną słuszną postawą.

                  Gotowy?

                  Otóż: zwierzę ma świadomość, ma swoje potrzeby, prowadzi swoje świadome życie w sposób bogatszy niż np. ludzki noworodek. Wobec tego zabijanie zwierzęcia na pożywienie jest moralnie nie do obrony - nie różni się od zabijania ludzi w istotnym sensie.
                  Zgadza się?

                • Nie.
                  1. Samoświadomość.
                  2. Zabijanie własnego gatunku zawsze będzie mniej pożądane, niż innego zwierzęcia. Większe podobieństwo genetyczne.

                • "1. Samoświadomość".
                  No wielu ludzi jej nie ma - czy to na skutek młodego wieku (malutkie dzieci), czy upośledzenia.

                  "2. Zabijanie własnego gatunku zawsze będzie mniej pożądane, niż innego zwierzęcia. Większe podobieństwo genetyczne"

                  Pożądane przez kogo?
                  No i podobieństwo genetyczne tutaj jest bez znaczenia. Czemu nie podobieństwo poglądów? ;) Albo podoboeństwo zawodu?
                  No więc właśnie.

          • Siemka impactor.
            Niestety przekłamujesz trochę sprawę ateizmu. Jest możliwe, że odrzucasz wiarę w bogów, a nie reprezentujesz wiary przeciwnej, w nieistnienie bogów. Jest całkiem prawdopodobne, że wobec nonsensowności pojęcia "bóg" ja odrzucam kwestię istnienia bogów jako zupełnie pozbawioną sensu i znaczenia. Nie czyni to jednak z ateizmu właśnie tego poglądu, który chciałbyś w nim widzieć.

            Ateizm ma różne oblicza. W tym to, które jawnie przeczy istnieniu bogów, daje zatem twierdzenie, które by należało obalić. Argumentem dla odrzucenia bogów jest, dla przykładu, nienaukowość. Teza o nienaukowości wymaga nie tylko dowodu, ale jeszcze interpretacji, dlaczego to mamy się do nauki ograniczać? Odrzucić wszystko, czym JESZCZE nie zajęła się nauka i czego JESZCZE nie potwierdziła, to troszkę sobie szanse na karierę naukową przekreślić.

            Piszesz o definicji ateizmu, którą lubisz. Ja piszę o praktyce ateizmu. Jak słowo by nie było zdefiniowane, zostaje przedefiniowane w użyciu. Ludzie reprezentujący wiarę, że bogowie nie istnieją, są zwani ateistami. I już. Oto jedno ze znaczeń słowa. Użycie już wygrało z Twoją definicją, nie jest jednostkowe, nie daje się już wrzucić w błąd, nazwa "ateizm" dla wiary w brak bogów jest przyjęta szeroko.

            Inna jeszcze kwestia to nieświadomość ludzi, czy oni akurat nie wierzą, czyli od wszelkiej wiary są daleko, czy też wierzą w zaprzeczenie tezy. Mówiąc "nie wierzę" nie każdy ma na myśli pierwsze, a nawet twierdzić będę, że zdecydowana większość ma na myśli drugie. Brak ustosunkowania się jest rzadki. X dziś się nie upije. - Nie wierzę! Czyż to nie opisuje jasno wiary na temat X, mimo braku jawnego ustosunkowania?
            Piszesz ciekawie, ale zastanawia mnie, dlaczego odczuwasz konieczność precyzowania słów niezgodnie z ich powszechnym użyciem. Po co precyzujesz tak a nie inaczej. Jakim celom to służy.

            • Cześć

              ►►► Nie czyni to jednak z ateizmu właśnie tego poglądu, który chciałbyś w nim widzieć.

              Ateizm nie jest poglądem, tylko brakiem poglądu teistycznego.


              ►►► Ateizm ma różne oblicza. W tym to, które jawnie przeczy istnieniu bogów, daje zatem twierdzenie, które by należało obalić.

              Ateizm - niebycie teistą - „jest” tylko jedno, tak samo jak brak wierzenia w Muminki jest tylko jeden. Dlatego nie może mieć różnych oblicz. Wszystko, co ma oblicze, nie jest już ateizmem, tylko czymś innym. Np. w tym przypadku jest to antyteizm gnostyczny.


              ►►► Teza o nienaukowości wymaga nie tylko dowodu, ale jeszcze interpretacji, dlaczego to mamy się do nauki ograniczać? Odrzucić wszystko, czym JESZCZE nie zajęła się nauka i czego JESZCZE nie potwierdziła, to troszkę sobie szanse na karierę naukową przekreślić.

              Nie rozumiem, o czym piszesz. Nauka ani nie udowadnia nieistnienia, ani nie twierdzi że to czego nie może zbadać nie istnieje, więc nie rozumiem jak nienaukowość miałaby być argumentem za nieistnieniem bogów.


              ►►► Piszesz o definicji ateizmu, którą lubisz. Ja piszę o praktyce ateizmu.

              Czyli zupełnie tak, jak ja.


              ►►► Jak słowo by nie było zdefiniowane, zostaje przedefiniowane w użyciu. Ludzie reprezentujący wiarę, że bogowie nie istnieją, są zwani ateistami. I już. Oto jedno ze znaczeń słowa. Użycie już wygrało z Twoją definicją, nie jest jednostkowe, nie daje się już wrzucić w błąd, nazwa "ateizm" dla wiary w brak bogów jest przyjęta szeroko.

              Nikt nie dyskutuje z faktem, że wielu ludzi rozumie ateizm jako wierzenie w nieistnienie bogów. Sęk w tym, by dążyć do używania definicji najlepiej uargumentowanej i najbardziej spójnej – a taka właśnie jest moja.


              ►►► Inna jeszcze kwestia to nieświadomość ludzi, czy oni akurat nie wierzą, czyli od wszelkiej wiary są daleko, czy też wierzą w zaprzeczenie tezy. Mówiąc "nie wierzę" nie każdy ma na myśli pierwsze, a nawet twierdzić będę, że zdecydowana większość ma na myśli drugie.

              Zgoda. Tylko co z tego? Dlatego, że wielu ludzi jest logicznymi analfabetami i nie umie poprawnie posługiwać się językiem, mamy język i logikę zmieniać? Dlatego, że większość ludzi nie widzi różnicy pomiędzy gwiazdą a planetą, mamy porzucić rozróżnienie pomiędzy nimi i uznać, że znaczą to samo? Moim zdaniem absolutnie nie. Trzeba edukować, a nie poddawać się ignorancji.

              • Ok, to pierwsze rozczarowanie, ograniczasz myślenie do ctrl+c, ctrl+v.
                Otóż:

                "Ateizm nie jest poglądem, tylko brakiem poglądu teistycznego."

                Nie masz racji. A to dlatego, że mylisz znaczenie słowa, które obowiązuje w języku, między ludźmi, z definicją, której używasz u siebie, którą masz w jakiejś książce. Sam fakt, że tak często musisz ludziom tłumaczyć, czym ateizm jest, powinien Ci już zasugerować, że to Ty używasz innego znaczenia słowa niż popularne, obowiązujące.
                Zatem Twoim zdaniem ateizm to nie pogląd, a Twoje zdanie interesuje mnie trochę mniej, niż gdybym je zupełnie lekceważył. Ograniczmy się zatem do faktów: nie masz racji.

                "Ateizm - niebycie teistą"
                Nie. Ateiści to nie zbiór dopełniający względem teistów. :) Przepraszam, tu na forum jeden kolega mi zasugerował, że piszesz inteligentnie, ale o gimnazjalnych błędach logicznych nie wspominał.

                "Dlatego nie może mieć różnych oblicz"
                Oczywiście mogę jak dziecku, powtarzać, powtarzać, powtarzać. Jest coś takiego jak słowa. Jak mama do Ciebie mówi, słyszysz słowa. Użycie nadaje słowu sens. Czasem w starym słowniku to samo słowo ma inne znaczenie niż obowiązujące dziś. Jakież to dziwne! Czasem jakiś forumowicz tłumaczy innym, czym jest ateizm, a brak mu wyobraźni, by sobie uzmysłowić, że słowa zmieniają znaczenie, że wystarczy, by osób niezgadzających się z Tobą co do znaczenia było wiele, byś nie miał racji. :)
                Mówimy o znaczeniu słowa. I już.
                Antyteizm gnostyczny, jak i inne zbędne pojęcia teologii i filozofii, mnie nie interesuje. Tworzysz grę słów, z punktu widzenia rzeczywistości okropnie nieistotną, poza faktem, że na filozofię i teologię marnuje się papier.

                "Nie rozumiem, o czym piszesz."
                Tak bywa. Ale dzięki temu, że to napisałeś, możemy się zgodzić w jakiejś kwestii.

                "Nikt nie dyskutuje z faktem, że wielu ludzi rozumie ateizm jako wierzenie w nieistnienie bogów. Sęk w tym, by dążyć do używania definicji najlepiej uargumentowanej i najbardziej spójnej – a taka właśnie jest moja. "
                Twoja jest durna. O tym dalej. Po kreseczce o tym napiszę. Jesteś po jakiejś filozofii?

                "Dlatego, że wielu ludzi jest logicznymi analfabetami i nie umie poprawnie posługiwać się językiem"
                Nie chciałem Ci tego pisać wprost. To oczywiście nie czyni Cię gorszym, dlatego napisałem. Możemy mimo wszystko rozmawiać.

                "Trzeba edukować"
                I inna mowa trawa. Olałem.

                ----

                A teraz odnośnie durnej definicji.
                Wyobraź sobie słowo, na przykład "gób". Przed zdefiniowaniem nic nie znaczy, a biorąc pod uwagę użycie - znaczy wiele. Różni ludzie różne rzeczy mają na myśli. Brak tu precyzji, brak nawet części wspólnej. Istnieje książka o postaci zwanej Gób, przez co część ludzi wyobraża sobie tę postać jakoś i nabiera przekonania, że to postać rzeczywista, a nie zmyślona. Ci uznają się za gobistów. Agobistami nazywają swoich przeciwników w rozmowach, czy to wyznawców gobów innych niż Gób, czy to uznających, że goby nie istnieją i są w całości wymysłem. Różnie.

                Niektórym ludziom, tzw impaktorom, zdaje się, że można zasadnie ludzi podzielić na gobistów i agobistów biorąc pod uwagę coś innego niż zdanie samych zainteresowanych. Impaktorzy się jednak w tym względzie mylą. Wobec braku porozumienia na temat tego, czym gób miałby być, wobec niestosowalności niedorobionych definicji tego pojęcia, ludzie mogą jedynie deklarować pewien do goba stosunek, ale nie mogą go reprezentować. Czyli, mówiąc to samo inaczej, rzecz dotyczy tego, jak ustosunkowują się do słowa "gób", a nie do znaczenia tego słowa. Do znaczenia nie mogą, bo jest nieokreślone.
                Gdyby mówili o groszku, wiedzieliby, co to groszek i mogliby się podzielić nie tylko na tych, którzy MÓWIĄ "smaczny" i resztę, ale też na tych, którym SMAKUJE. Gdyby jednak zamiast "groszek" napisać X, mielibyśmy już tylko funkcję zdaniową bez możliwości podzielenia ludzi na "tym X smakuje" i "tym X nie smakuje".
                I tak właśnie funkcjonuje "gób". Ludzie zatem mogą się dzielić zależnie od deklaracji "wierzę w goba" albo innej, ale nie mogą zależnie od poglądów na goba, bo to nazwa bez przypisanego znaczenia.
                Sama zatem rozmowa o poglądach na boga, gdy nie można zdefiniować boga w sposób inny niż komiczny, jest bezprzedmiotowa. Ludzie nie mają poglądów, gdy znają nazwy bez znaczeń. Ludzie nie mają poglądów na X, nie mają poglądów na P i Q, nie mają ogólnie poglądów na zmienne nazwowe. :)

                Istnieją ludzie, którzy uważają, że bóg istnieje. Istnieją ludzie, którzy uważają, że nie istnieje. Często ci drudzy nazywają sami siebie ateistami, chyba że wpadną w manię gry słów i tworzenia kolejnych przedrostek-teizmów, co niczemu nie służy. To znaczy można zmarnować drzewo, jeśli się o tym wyda książkę.
                Istnieją i inni ludzie. Na przykład ci rozsądni, którzy słysząc "X istnieje!" albo "X nie istnieje!" albo "nie mam zdania na temat istnienia X!" będą sobie zdawać sprawę, że porozumienie na temat tego, O CZYM w ogóle mowa musi poprzedzić tego typu deklaracje, bo inaczej są bezprzedmiotowe. Jeśli ktoś rozumie jakoś X, ale nie dzieli tego rozumienia z rozmówcami, to jest dureń, nie orientuje się, że rozmowa jest bezprzedmiotowa. To jak wtedy, gdy mówisz o ateizmie, a Twoi rozmówcy mówią o innym ateizmie. :) Twój ateizm jest najtwojszy, och, zapewne.

                Dodam jeszcze, że różnica między gwiazdą a planetą ma znaczenie praktyczne. Natomiast stworzenie słów po to, by zapełniać internet wypowiedziami z użyciem tych słów, jest działalnością hańbiącą i niską. Tworzenie słów tylko dla gry pojęć, tylko dla unaoczniania innym różnic, które i tak niczemu nie służą i nie posłużą, to jest marne.

                Twoja definicja nie jest zatem najlepsza, bo jest durna. Przepraszam, że tak wprost piszę. Nie ogarniasz logiki, bo nie patrzysz szeroko. Gdzieś system budowany przy użyciu logiki trzeba zacząć, jeśli fundamentem nie jest zgoda co do rozumienia podstawowych pojęć, to logicznego nic się nie zrobi. Nie ogarniasz języka, bo nie radzisz sobie z płynnością znaczeń. Ludzie mogą ZMIENIĆ nazwy "gwiazda" i "planeta", mogą im modyfikować znaczenia, jest to logicznie niezależne od tego, czy rozumieją różnicę między gwiazdą i planetą, czyli obiektami, które dziś tak nazywamy. Nie ma żadnego znaczenia jak nazywa się poglądy na istnienie boga, bo przy zmianie nazw można spokojnie wciąż o tych poglądach porozmawiać. Albo by można, gdyby nie były wszystkie idiotyczne (znaczy: durne). Pozbawione sensu. Pozbawione znaczeń. Bezprzedmiotowe.

                • Drogi Adwokacie Analfabetyzmu.


                  Na początek kilka krótkich odniesień przed komentarzem względem całości.


                  ►►► Nie. Ateiści to nie zbiór dopełniający względem teistów. :)

                  Cytując Ciebie „Ograniczmy się zatem do faktów: nie masz racji.”


                  ►►► Niektórym ludziom, tzw impaktorom, zdaje się, że można zasadnie ludzi podzielić na gobistów i agobistów biorąc pod uwagę coś innego niż zdanie samych zainteresowanych. Impaktorzy się jednak w tym względzie mylą.

                  Powiedział taki jeden hyrkan, któremu - biorąc pod uwagę coś innego niż zdanie samego zainteresowanego - zdaje się, że może zasadnie powiedzieć ateiście, że błędnie określa siebie jako ateistę :)


                  ►►► . Wobec braku porozumienia na temat tego, czym gób miałby być, wobec niestosowalności niedorobionych definicji tego pojęcia, ludzie mogą jedynie deklarować pewien do goba stosunek, ale nie mogą go reprezentować. Czyli, mówiąc to samo inaczej, rzecz dotyczy tego, jak ustosunkowują się do słowa "gób", a nie do znaczenia tego słowa.

                  W żaden sposób nie zmienia to faktu, że zbiór wszystkich ludzi nadal dzieli się na osoby, które wierzą że gób to postać rzeczywista, oraz które nie wierzą że gób to postać rzeczywista. I nie ma logicznej możliwości by istniał ktokolwiek, kto nie należałby do jednej z tych grup, bo są to dwie logiczne, przeciwstawne pozycje wyczerpujące pulę możliwości. Albo uważasz A, albo nie uważasz A.


                  ►►► I tak właśnie funkcjonuje "gób". Ludzie zatem mogą się dzielić zależnie od deklaracji "wierzę w goba" albo innej, ale nie mogą zależnie od poglądów na goba, bo to nazwa bez przypisanego znaczenia.

                  Niepotrzebnie komplikujesz sobie sprawę, bo i bez tego masz problemy ze zrozumieniem problemu.

                  Oczywiście, że nie możesz wierzyć/mieć poglądu na temat czegoś, czego nie rozumiesz, czegoś co nie ma przypisanego znaczenia. Tylko że nijak ma się to do boga, bo teista uważa że rozumie i potrafi przypisać znaczenie bogu w zakresie dostatecznym, aby przyjąć w niego wierzenie. Ateista świadomy nie przyjmuje tego wierzenia poprzez jego odrzucenie na podstawie znaczenia przedstawionego przez teistę. Ateista nieświadomy (np. kaktus, albo mieszkaniec bezludnej wyspy) nie przyjmuje tego wierzenia, bo nigdy z takim znaczeniem się nie zapoznał.


                  ►►► Nie ogarniasz logiki, bo nie patrzysz szeroko. Gdzieś system budowany przy użyciu logiki trzeba zacząć, jeśli fundamentem nie jest zgoda co do rozumienia podstawowych pojęć, to logicznego nic się nie zrobi.

                  No i od tego właśnie się zaczyna – od definicji boga przedstawionej przez osobę go proponującą. Wobec tej definicji jesteśmy zgodni, i wobec niej przyjmujemy postawy.



                  ►►► Jeśli ktoś rozumie jakoś X, ale nie dzieli tego rozumienia z rozmówcami, to jest dureń, nie orientuje się, że rozmowa jest bezprzedmiotowa. To jak wtedy, gdy mówisz o ateizmie, a Twoi rozmówcy mówią o innym ateizmie. :)

                  Mhm, i pewnie przejawem tego mojego niedzielenia się moim rozumieniem słowa ateizm jest cały linkowany przeze mnie w każdym poście otwierającym dyskusję Spis Treści ( http://www.filmweb.pl/user/impactor ) którego pierwsze punkty brzmią:

                  ➊ * Czym jest ateizm, oraz czym ateizm nie jest – wyjaśnienie, wraz z przykładami
                  ➋ * Szerzej o ateiźmie i agnostycyzmie - czyli dlaczego agnostycyzm nie jest stanem pośrednim pomiędzy teizmem i ateizmem
                  ➋b * Agnostycyzm vs ateizm po raz trzeci

                  Tak, rzeczywiście rozmawiam z ludźmi bez poprzedzenia tej rozmowy głębokim wyjaśnieniem, o czym w ogóle mowa...


                  Przecież Ty nie wiesz nawet o czym piszesz, a chcesz pouczać n/t definicji i funkcjonowania języka, czego efektem jest Twój powyższy post składający się albo z truizmów, banałów oczywistych dla każdego (najwyraźniej poza Tobą samym, skoro uważasz ich głoszenie za tak ważne) oraz zwykłych bzdur.

                  Innymi słowy to co w Twojej wypowiedzi wartościowe, nie wnosi niczego nowego, a to co wnosi, ma wartość ujemną, bo jest po prostu durne.


                  A teraz odpowiedź całościowa:



                  ➊ Twoja krytyka opiera się przede wszystkim na zarzucaniu mi tworzenia mojej własnej definicji ateizmu niezgodnej z definicjami słownikowymi oraz z powszechnym użyciem. Tymczasem „moja” definicja jest zgodna z definicjami słownikowymi i powszechnym użyciem.

                  Przykłady:

                  http://en.wikipedia.org/wiki/Atheism
                  „Atheism is, in a broad sense, the rejection of belief in the existence of deities. In a narrower sense, atheism is specifically the position that there are no deities. Most inclusively, atheism is the absence of belief that any deities exist. Atheism is contrasted with theism, which, in its most general form, is the belief that at least one deity exists.”

                  http://www.oxforddictionaries.com/definition/english/atheist
                  atheist - a person who disbelieves or lacks belief in the existence of God or gods



                  http://en.wiktionary.org/wiki/%E1%BC%84%CE%B8%CE%B5%CE%BF%CF...

                  C.N.D.

                  Tak oto 70% Twojego postu zostaje zdmuchnięte w niebyt.

                  Porażka nr 1.



                  ➋ Definicja ateizmu której bronisz również zgodna jest ze słownikową definicją oraz powszechnym użyciem. A więc mamy do czynienia z dwoma słownikowymi powszechnymi definicjami które sobie przeczą. Co więc w takiej sytuacji powinniśmy zrobić?

                  Popatrzmy jak kwestia definicji ateizmu kształtowała się przez ostatnie kilkaset lat:

                  A – ateizm: wierzenie że boga nie ma. Definicja najbardziej ułomna i logicznie sprzeczna. Dlatego powstała nowa definicja wprowadzająca podział na...

                  B – ateizm (i teizm) silny (i/lub gnostyczny): „wierzę, że boga nie ma”, oraz ateizm słaby (i/lub agnostyczny): „nie wierzę, że bóg jest, nie twierdzę, że nie ma”. Ta definicja jest zdecydowanym ulepszeniem względem poprzedniego językowego śmiecia. Niestety, z nią też są problemy o których pisałem m.in. tutaj: http://www.filmweb.pl/user/impactor ( dział I, pkt ➋)
                  Dlatego też doszliśmy do trzeciej definicji (a właściwie zespołu definicji)…

                  C – teizm: wierzenie w istnienie bogów; ateizm: brak teizmu, czyli wierzenia w istnienie bogów; antyteizm: odwrotność teizmu (stąd przedrostek anty-), wierzenie w nieistnienie bogów.


                  Używając definicji A prędko natykamy się na absurdy, paradoksy i inne niedoskonałości uniemożliwiające skuteczną komunikacje i zrozumienie.
                  Np. skoro ateizm to twierdzenie o nieistnieniu boga, to kim jest ktoś kto nie wierzy w boga, ale i nie twierdzi, że boga nie ma? Agnostykiem? No nie bardzo, bo w tym paradygmacie agnostyk to ktoś kto twierdzi, że „sprawa istnienia i nieistnienie boga jest nierozstrzygalna”, ale to nie mówi nam nic na temat tego, czy wierzy w jego istnienie, czy nie wierzy. Tymczasem co z ludźmi wierzącymi w istnienie boga, ale twierdzącymi, że jest to tylko kwestia wiary, bo sprawa jest nierozstrzygalna? Nazwiemy ich teistami, czy agnostykami?

                  Używając definicji B zajdziemy o wiele dalej, nim zaczniemy potykać się o takie niedoskonałości definicji, ale w końcu i w tym wypadku na nie się natkniemy. Więcej o tym tutaj:

                  I tak oto doszliśmy do definicji C, która pozwala uniknąć nam wszystkich poprzednich problemów. Być może nie jest doskonała (chociaż sam nie widzę w niej żadnych rażących braków), ale fakt że od długiej jazdy samochodem bolą krzyże oznacza, że powinniśmy drogę pomiędzy Poznaniem a Warszawą pokonywać skacząc na jednej nodze?


                  Tak więc definicja której bronisz jest najbardziej ułomna językowo i logicznie, a jedynym co przemawia na jej korzyść jest to, że w ten sposób wciąż wielu ludzi rozumie ateizm (i głównie są to ludzie, którzy tym mianem się nie określają).


                  Jest to sytuacja (niemal) analogiczna z tymi dwoma:
                  - „hypobolizując” (czyli mówiąc nie dość dosadnie) jest to sytuacja porównywalna z tą, w której bronisz postawy, że Pandę nadal powinniśmy zaliczać do rodziny szopów, a nie niedźwiedzi, bo historycznie, nim dostępne były badania molekularne, wielu biologów zaliczało ją do szopów.

                  - lekko (i tylko lekko) hiperbolizując jest to sytuacja porównywalna z tą, w której w średniowieczu powiedziałbyś, że nadal powinniśmy definiować Ziemię jako płaską, ponieważ historycznie tak ludzie rozumieli Ziemię i nadal tak rozumie ją większość ludzi.


                  Bronisz definicji demonstrowalnie najbardziej ułomnej ze wszystkich trzech definicji ateizmu, argumentując jednocześnie jej wyższość nad najmniej ułomną z definicji ateizmu.

                  Porażka nr 2.


                  ➌ Zarzucasz mi, że nie radzę sobie z płynnością języka, bo nie rozumiem, że ludzie mogą zmieniać znaczenia słów, podczas gdy Twój główny zarzut wobec mnie to to, że ja zmieniam znaczenie słów... :D

                  Ale mniejsza o to, panie Paradoks…

                  Oczywiście, że każdy ma prawo definiować słowa tak, jak mu się podoba. Tylko że jeśli tak każdy będzie robił, to komunikacja będzie dramatycznie utrudniona, tudzież niemożliwa. Cóż więc zrobić? Jak temu zapobiec? Rany, rany… No nie wiem, kurva… Może poprzez dążenie do definicji najlepiej uargumentowanych, zawierających najmniej paradoksów i pozwalających na najbardziej precyzyjny opis rzeczywistości?!

                  Porażka nr 3.


                  ➍ Jesteś dupkiem, bufonem i arogantem. Ja, będąc dupkiem i arogantem, też laurów najbardziej pluszowego forumowicza nie zdobędę, ale staram się przez pierwsze kilka postów z nowym rozmówcą powstrzymywać się od pisania np. że jest durniem, albo że olewam jego słowa, nawet jeśli uważam, że pisze głupoty.



                  ➊+➋+➌ = Dostateczna demonstracja durności poszczególnych elementów Twojego stanowiska i – śmiem pokusić się o prognozę – Twoich przyszłych postów zbudowanych wokół tej samej argumentacji. A jeśli tak, to nie zaistnieje merytoryczna potrzeba dalszej rozmowy.

                  Jeśli dodamy do tego ➍, to wątpię by zaistniała z mojej strony chęć rozmowy rekreacyjnej. Tym bardziej, że ostatnio mam bardzo niewiele czasu i staram się udzielać wartościowym dyskusjom priorytetu wyższego, niż własnej niskiej potrzebie karmienia id/ego poprzez demonstrację osobom takim jak Ty jak bardzo ich przekonanie o własnej racji i mocy argumentacji - zbudowane na ugryzieniu ilości wiedzy wystarczającej do zadufania, ale zbyt dużej do pełnego jej zrozumienia - pozostaje puste.


                  Na koniec polecę Ci Twoją własną myśl pod refleksję:

                  „Czasem jakiś forumowicz tłumaczy innym, czym jest ateizm, a brak mu wyobraźni, by sobie uzmysłowić, że słowa zmieniają znaczenie.”


                  xoxo


                  ------------------------------------------------------------ -------------------------------------
                  Czy powinieneś wierzyć w boga? Sprawdź: http://www.filmweb.pl/user/impactor

                • Łał, ładnie kopiujesz swoje teksty, szkoda, bo gdybyś pisząc myślał, mógłbyś mieć rację.

                  Nazywasz mnie adwokatem analfabetyzmu. Ładnie. Nie bronię analfabetyzmu, który jest odstępstwem od reguły, ale uzusu, który regułę wyznacza. Tylko uzus. Nigdy filozof. Napisałem to dwa razy. Mogłeś sprawdzić, że tak jest. Nie sprawdziłeś. Tkwisz więc w błędzie i do tego manipulujesz. Nisko.

                  Potem piszesz psioczonko zwykłe, czyli brak argumentacyjny. Wreszcie:
                  "W żaden sposób nie zmienia to faktu, że zbiór wszystkich ludzi nadal dzieli się na osoby, które wierzą że gób to postać rzeczywista, oraz które nie wierzą że gób to postać rzeczywista."
                  Zmienia to fakt. Również pisałem dwukrotnie. Człowiek rozsądny może przeczytać tekst dwa razy. Wątpiąc, że z takim mam do czynienia, napisałem parę razy, żebyś siłą rzeczy czytając miał już powtórkę, ale wciąż nie wystarczyło.
                  Wobec niezdefiniowania słowa "gób" ludzie mogą się podzielić na deklarujących uznawanie tego tworu za postać rzeczywistą i niedeklarujących.
                  Nie jest to to samo, co reprezentowanie poglądu.

                  "Twoja krytyka opiera się przede wszystkim na zarzucaniu mi tworzenia mojej własnej definicji ateizmu niezgodnej z definicjami słownikowymi oraz z powszechnym użyciem. "
                  Gdzie krytykowałem ze względu na niezgodność z definicjami słownikowymi?
                  Krytykowałem to, że krytykujesz u WIELU osób niewłaściwe użycie. Zauważyłem, że wobec tej wielości, te osoby mają rację. W przypadku zgody co do pojęć podstawowych oraz zasad logicznych może się zdarzyć, że jedna osoba, operująca zasadami sprawniej, dojdzie logiczną drogą do przekonań niepodzielanych przez większość. Jedna osoba może mieć rację. Nie dotyczy to natomiast języka, który jest materią jedynie przez językoznawców opisywaną. Pisałem zatem, że słowniki są aktualne, oddając stan języka, albo nieaktualne. I to jest pech słownika, twórcy słownika i czcicieli słownika, nie zaś ludzi, którzy po prostu inaczej już języka używają.
                  Przeinaczasz zupełnie moje argumenty, zapewne wtedy łatwiej Ci odpowiedzieć. Wygląda to zupełnie jak skrajna nieuczciwość naukowa, czyli mam już prawie pewność, że jesteś filozofem lub teologiem. :)

                  Widzę, że jeszcze mnie trochę obrażasz, to nie zaskakuje. :) Osoby mówiące wiele o bogu z reguły przyjmują ten styl.

                  A - definicja niestety nie jest logicznie sprzeczna. Nieznajomość logiki sugeruję, że się uczyłeś logiki dla filozofów albo logiki dla prawników, czyli jednego z dwóch najśmieszniejszych logicznych żartów świata. :)
                  Oczywiście możesz pomiędzy wyzwiskami pokazać mi logiczną sprzeczność. Tylko proszę, nie z etymologii. Etymologia jest nieistotna. Czytasz słownik, ale niezupełnie wiesz, do czego służy. :)

                  Nie bronię żadnej definicji. Przy okazji. Kolejny raz mijasz się z rzeczywistością. Podejrzewam, że zbyt długo rozmawiałeś z debilami i trafiając na osobę, która jest od Ciebie znacznie inteligentniejsza już poziomu utrzymać nie umiesz. Przekłamujesz, kolejny raz, moje słowa. Nie odpowiadasz na moje słowa tylko na to, co sobie wyobraziłeś przy okazji. Rozmawiasz zatem ze swoją wyobraźnią. Nie dziwi, że masz tę wyobraźnię za dość prymitywną, ja też mam Twoją wyobraźnię za dość prymitywną.

                  "- „hypobolizując” (czyli mówiąc nie dość dosadnie) jest to sytuacja porównywalna z tą, w której bronisz postawy, że Pandę nadal powinniśmy zaliczać do rodziny szopów, a nie niedźwiedzi, bo historycznie, nim dostępne były badania molekularne, wielu biologów zaliczało ją do szopów."

                  tym jest Twój argument z etymologii. To tylko kolejna sprzeczność w Twoich słowach.

                  Poza tym piszesz dużo o własnej wartości, dużo też o osobach takich jak ja. Typowe. No nic, polecono mi Ciebie jako rozmówcę, ale jesteś tylko idiotą, który trochę więcej przeczytał, a bardzo nieznaczne dało to owoce. Narka. Już Cię raczej nie będę niepokoił, bo marne szanse, że coś skumasz.
                  Dodajmy, że pominąłeś znaczący fragment i trochę pytań. Dlatego pozwolę sobie nie wskazywać Ci błędów w części Twojej wypowiedzi, po prostu serca do idiotów nie mam.


            • Atheism (eng.oxford dict.) - disbelief (lack of faith) or lack of belief in the existence of God or gods.
              (Ateizm (tlumaczenie doslowne) - brak wiary lub brak przekonania w istnienie boga lub bogow)

              We wczesnej klasycznej grece, przymiotnik θεος (atheos – przedrostek przeczący - + θεĚς, theos, bóg) znaczył bezbożny.
              Dopiero w V wieku slowo to zaczelo wskazywac na bardziej zamierzona, aktywna bezboznosc az w koncu nabylo znaczenia podwojnego: zrywanie zwiazku z bogiem/bogami lub negujacy bogow, zamiast wczesniejszego bezbożny. Oczywiscie duza role w tym odegralo pozne chrzescijanstwo /wczesny katolicyzm gdzie starozytengo rzeczownika θεĚτης (atheots pol. a-teizm) oraz pozniejszego lacinskiego atheos (Cyceron jako pierwszy dokonal trasnliteracji) uzywano (UWAGA!!!!!!!) w czasie dyskusji pomiedzy wczesnymi chrzescijanami a hellenistami(!!!) A wiec nie bylo mowy o NIE WIERZENIU w bostwa. Oba obozy zarzucaly sobie w sposob pejoratywny bycie ateistami (nie-posiadajacych wierzen w boga/bogow lub negujacych boga/bogow obozu przeciwnego)...
              Dlaczego etymologia wyrazu "ateizm" oraz fakt powyzszych sporow miedzy chrzescijanami oraz hellenistami jest tak wazny? Z prostej przyczyny, pomimo ze obie strony wierzyly w swoje bostwa, byly nazywane ateistami :) gdzie wiec BRAK WIARY W ISTNIENIE BOSTW ktore to obecnie blednie przypinane jest ateistom?
              W wieku XVI i XVII slowo „ateista” bylo nadal zarezerwowane dla polemik. Nikt nie snil nazwanie siebie ateista.. W XVIII –wiecznej Europie , ateizm zostal uzyty do opisu przekonania oznaczajacego niedowierzanie w monoteistycznego boga abrahamowego.
              Globalizacja XXw przyczynila sie do rozszerzenia tego okreslenia do niedowierzania we wszystkie bostwa. Obecnie w wielu kregach filozoficznych istnieja starania aby przywrocic pierwotna definicje slowa ateizm na ‘brak wiary w bóstwa ‘ (zgodnie z etymologia tego slowa oraz jego logiczna budowa) anizeli blednie poglad sam w sobie.Wielu ateistow definiuje ateizm zgodnie z jego etymologia i budowa logiczna wyrazu a-teizm (odrzucenie teizmu), pomimo ze jest to w dalszym ciagu ograniczone w uzyciu.
              Widzimy wiec ze na przestrzeni wiekow, znaczenie slowa ateizm zmienialo sie jak rowniez przybieralo raz szerszy a raz wezsze znaczenie...niemniej jednak, etymologia oraz logiczna budowa tego wyrazu nie pozostawia zadnych watpliwosci na temat znaczenia tego wyrazu.
              Jesli czegos nie zrozumiales - prosze napisz, postaram sie znalesc czas aby Ci wyjasnic jeszcze raz moze w inny sposob...choc bedzie to challenge gdyz chyba prosciej sie juz nie da ;)

              Pozdrawiam

              • Zapewne znajdziesz bez trudu jakieś słowo, które funkcjonuje dziś w innym znaczeniu niż dawniej. O czym to świadczy? I dlaczego zmiana znaczeniowa słowa "ateizm", która się dokonuje, sprawia Ci trudność?

                Słownik opisuje język, nie tworzy. Mnie to, widzisz, przeraża, że można mieć pewną wiedzę, jak ta kopiowana tu przez Ciebie, a jednocześnie można nie ogarniać pewnych oczywistych podstaw, zrobić gimnazjalny błąd na wyjściu, a potem męczyć swoim oczytaniem prowadzącym tylko do bzdur.
                Językoznawcy opisują język. I czasem nie nadążają. Mogą narzekać na zmiany znaczeń, na pojawienie się zapożyczeń, na wszelkie językowe nowości, ale nie mają mocy, by tę zmianę zatrzymać. Jeśli człowiek stosuje słowo wbrew konwencji, może być niezrozumiały. Jeśli zatem słownik opisuje aktualny stan języka, a człowiek używa słowa w innym znaczeniu, popełnia błąd utrudniający komunikację.
                Jeśli natomiast słownik jest nieaktualny, ludzie używają słowa z nowym znaczeniem, to ktoś usilnie trwający przy znaczeniu dawnym, przy etymologii, pochodzeniu, jest jak człowiek z nieaktualnym repertuarem kina czy starym rozkładem jazdy. A jeśli sobie mimo tłumaczeń nie zdaje sprawy, że nieaktualny rozkład jazdy jest nieaktualny, to niezależnie od oczytania jest trochę opóźniony. Rozumiesz.

              • "Widzimy wiec ze na przestrzeni wiekow, znaczenie slowa ateizm zmienialo sie jak rowniez przybieralo raz szerszy a raz wezsze znaczenie...niemniej jednak, etymologia oraz logiczna budowa tego wyrazu nie pozostawia zadnych watpliwosci na temat znaczenia tego wyrazu."

                To jest tak zwana bzdura. Fakt, że nie masz wątpliwości świadczy o tym, że po prostu wiesz za mało, by je mieć. Bo zdecydowanie nie wiesz dość dużo. Umiesz napisać, że znaczenie ulegało zmianie, jak rozkład jazdy, ale nie zdajesz sobie sprawy, że nie ma normy językowej innej niż kształtowana przez użycie. Nie jest żadną normą językową etymologia.

                W obrębie tekstu można się na znaczenie umówić. Wówczas pisze się do osób, które zgadzają się na pewne znaczenie i nie trzeba używać słowa z znaczeniu znanym powszechnie. Natomiast wykłócanie się z tłumem o znaczenie słowa jest zadaniem kiepskim. Tłum ma rację, bo to język tłumu ma zostać w słowniku opisany. :)

                Ale tłumacz mi, dlaczego nie mam racji, dlaczego każdy ma się trzymać etymologii. Ja poszukam słów, które zmieniły znaczenie bardzo, a Ty od tego momentu zaczniesz walczyć o to, by pierwotne znaczenie przywrócić. Bo wszak nie masz wątpliwości, że tak należy.

                Nie nazwę Cię debilem. Jeszcze co najmniej przez jeden post.

                • Ok, jedna tylko sprawa zanim uzyjesz epitetu pozwol ze wroce do Twojego postu ktory komentowalem.

                  -->>Piszesz o definicji ateizmu, którą lubisz. Ja piszę o praktyce ateizmu. Jak słowo by nie było zdefiniowane, zostaje przedefiniowane w użyciu. Ludzie reprezentujący wiarę, że bogowie nie istnieją, są zwani ateistami.

                  Encyklopedia PWN:
                  "Rozróżnia się: 1) ateizm dogmatyczny, kategorycznie zaprzeczający istnieniu Boga (bogów), 2) [...]
                  Powyższe formy ateizmu znajdują swoje dopełnienie odpowiednio w: 1) ateizmie polemicznym, czyli >>>antyteizmie<<<, 2) [...]"

                  Tera moj ty kochany pacanku, prosze abys sie skupil i wytężywszy swoj jakze czcigodny i "mondry lepek" i postaral sie nadgonic to co prezentuje ponizej :) :
                  Mozemy wiec wymienic 3 glowne postawy:
                  1.Teizm(wiara w istnienie boga lub bostwa).
                  2.Ateizm - brak teizmu (brak wiary w boga lub bostwa)
                  3.Antyteizm - ateizm dogmatyczny, kategorycznie zaprzeczajacy istnieniu bog/bostw.

                  Ludzi z grupy pierwszej nazywamy.... bravo!!! Masz racje, TEISTAMI.
                  Teraz uwaga, skup sie , ludzi z grupy drugiej .....taaaaak! Ponownie punkt dla Ciebie. To sa ATEISCI.
                  Mysle ze nawet dla takiego zadufanego w sobie polglowka jak Ty nie trudno bedzie zgadnac jak nazywamy ludzi z grupy trzeciej...na wszelki wypadek Ci podpowiem - ANTYTEISTAMI.

                  Poniewaz dzieki pojawieniu sie tutaj, Twoja oczytana i swiatla osoba czegos sie dowiedziala – prosze, idz i nies ta wiedze w polski kraj, niech nieuki ktore do tej pory uzywaly blednie wyrazu „ateista” padaja przed Toba na kolana, bo oto niesiesz dobra nowine :D

                  Jesli chcialbys nazwac mnie debilem tylko dlatego ze to juz nastepny post, prosze napisz wczesniej do PWN ze popsuli Ci zabawe w mądrale.
                  A to ze takie kapusciane lby jak Ty nie potrafia odroznic ateizmu od antyteizmu tylko uzywaja jednego wyrazu dla opisania dwoch roznych i sprzecznych ze soba postaw , to juz moj kochany debilku nie moja wina a Twoja, bo myslisz zes wszystkie rozumy zjadl zamiast sie nadal doksztalcac
                  Pozdrawiam cieplutko
                  :*


                • Popełniasz kilka prostych błędów. O wszystkich była już mowa, zatem krótko:

                  1. Słownik opisuje stan języka. Językoznawca nie wyznacza, a opisuje. Dlatego jeśli użycie w jakiejś społeczności jest niesłownikowe, to pozostaje poprawne, a nieaktualny jest słownik.
                  2. Etymologia to fakt historyczny, z punktu widzenia języka używanego jest to ciekawostka, ale pozostaje nieistotna. Znaczenie kształtuje użycie.
                  3. Jeśli zatem w swoim tekście ktoś wybierze znaczenie jedno z kilku używanych, ma prawo. Tak impactor jak i jego rozmówcy mają to prawo, by w swoich tekstach decydować, które z dopuszczalnych użyć mają na myśli. impactor jednak próbuje swoje rozumienie narzucić. Zauważyłem ten błąd. Wy wciąż nie.

                  Poza tym masz chyba pewien problem z przeczytaniem tego fragmentu encyklopedii, który mi cytujesz. Poza tym podobny problem masz z moimi postami. Natomiast jako pyskaty gnój radzisz sobie doskonale, widać wprawę pokoleń.

                • -->>Słownik opisuje stan języka. Językoznawca nie wyznacza, a opisuje. Dlatego jeśli użycie w jakiejś społeczności jest niesłownikowe, to pozostaje poprawne, a nieaktualny jest słownik.

                  Rozbawilbys do lez dr.Miodka. Również punktem 2.
                  Ciekaw jestem dlaczego dr.Miodek czesto odnosi sie do etymologii omawianego wyrau kiedy tlumaczy poprawnosc formy lub zastosowanie..oj moj Ty madralko, tak bys chcial blysnac swoja mondrosciom a tu tylko glupoty wychodza

                  ->>Jeśli zatem w swoim tekście ktoś wybierze znaczenie jedno z kilku używanych, ma prawo

                  Jesli zatem ktos nie wie ze istnieje wyraz aspoleczny i nazwie osobe nie udzielajaca sie w zyciu spolecznym antyspoleczna, ma prawo.
                  (co zreszta czesto blednie jest uzywane naprzemian)

                  Jesli zatem ktos nie wie ze istnieje wyraz antseptyczny i bedzie chcial uzywac produktów aseptcznych do zabijania drobnoustrojow, ma prawo. (tylko skutek bedzie marny)

                  Mnie govno obchodzi ciemna masa ktora nie jest zainteresowana uzywaniem poprawnie i logicznie jezyka polskiego (w tym przypadku)
                  Z Toba i Twoimi bzdurami ktore tutaj propagujesz na czele.
                  Nie chcesz uzywac wyrazow zgodnie z ich znaczeniem -govno mnie to obchodzi.
                  Chcesz nazywac osobe ktora kategorycznie nie uznaje istnienia bogow oraz osobe ktora nie posiada wiary w bogow tym samym wyrazem-badz idiota nadal pomimo ze masz to czarne na bialym.
                  Tylko nie sraj chrzanem kiedys go nie jadl i nie mow co jest poprawne a co nie bo nieznajomość i nieumiejetnosc posługiwania sie jezykiem nie zwalnia z przestrzegania poprawnego jego uzywania.
                  Kończę z waszmosciem bo glowa muru nie przebijesz.


                • Oczywiście podalem tutaj dwa przyklady czesto spotykane które czesto spotykamy (nawet w telewizji-aspoleczny/antyspoleczny) gdzie ludzie-tak ja w szeroko uzywanym pojeciu ateista/ateizm - nie zdaja sobie sprawy ze slownikowej definicji tych wyrazow lub ich podzialu przy zawezaniu znaczenia (vide ateizm dogmatyczny-antyteizm,a osobe o takiej postawie nazywac sie powinno antyteista)

                • To co piszesz jest świetnym materiałem dla psychologa. Zastanawiający fetyszyzm słownika przy niezrozumieniu roli słownika.

                • Nie rozbawiłbym do łez. Manipulujesz w swojej argumentacji. Nie pierwszy zresztą raz. ;) Jeśli masz kontakt do językoznawcy, to zapytaj go o rolę. Zwyczajnie, żeby sprawdzić. Potem możesz mnie okłamać, że Ci powiedział "językoznawcy wytyczają drogę języka". A odpowie, że zmiany w języku następują tylko dlatego, że ludzie podchwytują pewne słowa, zwroty, konstrukcje gramatyczne. Język się zmienia ciągle. Młodzież reaguje na zmiany pozytywnie, ludzie starsi negatywnie. Tak było zawsze. Dzisiejsi narzekacze na zapożyczenia pewnie by nie uwierzyli, jak wielką część ich języka stanowią zapożyczenia o pokolenie od nich wcześniejsze, które mieli już za polszczyznę. Możesz sprawdzić to, co mówię, możesz się z językoznawcami konsultować. Możesz też, oczywiście, pozostać ignorantem, celowo nie szukać informacji na ten temat, a przy tym twierdzić, że jedynego znanego Ci z nazwiska językoznawcę rozbawiłbym do łez. Wolna wola, dzieciaku.

                  W kwestii poprawnej polszczyzny - sam fakt, że słowniki czy encyklopedie podają różne znaczenia, już świadczy o tym, że wieloznaczność jest akceptowanym przez językoznawców faktem. :) Może cię to g-obchodzić. Ty też wszystkich ludzi g-obchodzisz, pełna równowaga.
                  W dyskusji o znaczeniu terminu "ateizm" zwróciłem jedynie uwagę, że rozmówca chciałby swoje jedynie słuszne rozumienie narzucić innym, gdy inni znają wiele znaczeń i wcale nie mają obowiązku się z samozwańczym ekspertem (którego braki logiczne dość widać) zgodzić.
                  W obrębie ludzi zainteresowanych jakimś ujęciem tematu stosuje się uściślenie definicji. Na przykład słowo "gęsty" w matematyce ma inne znaczenie, a nawet parę znaczeń. Im bardziej specjalistyczny jest tekst, tym większy sens ma zgoda na przyjęcie jednego, doprecyzowanego znaczenia. Natomiast nie ma na świecie matematyka tak głupiego, by poszedł do ludzi i gdy mówią "gęsta zupa" napominał ich, że wg słownika matematycznego gęstość ma inne znaczenie niż sądzą. :) Natomiast filozofów na tyle głupich jest od groma, co zabawne niepomiernie.

                  Gdyby zatem kolega definiujący coś ciekawego na temat pojęć pisał, byłby sens doprecyzowania, jak które pojęcie rozumie. Wobec tego zaś, że nic nie pisze, a jedynie próbuje narzucać definicję, jego działalność jest zbędna. Wobec faktu, że rozmawia z ludźmi, którzy akceptują kilka znaczeń terminu "ateizm" to on popełnia błąd, bo to on jest jest tą osobą w populacji, która obowiązujących w populacji reguł językowych nie akceptuje bądź nie zna.

                  To są wszystko rzeczy proste.
                  Kończysz ze mną, bo nie umiesz czytać.

                • debilu. :)

                • wiedzialem ze zabraknie argumentow ktore mozna by brac na powaznie :)

                • O widzisz, jak manipulujesz? Dostałeś post obok argumenty, ale świadomie i intencjonalnie mijasz się z prawdą, że mi argumentów brakło, tylko dlatego, że zauważyłeś też post, w którym się z Ciebie zasadnie śmieję.

                  Fakt, że żeby mnie skrytykować musisz kłamać (tu z brakiem argumentów, wcześniej z Miodkiem, jeszcze wcześniej w innych sytuacjach) jest dla mnie miły. Dziękuję.
                  Ja siebie umiem skrytykować za cechy, które mam naprawdę, za błędy, które naprawdę popełniam. Ty zaś umiesz tylko za to, co sobie wymyślisz. Cieszy mnie, że moje wady nie rzucają się w oczy, prawdopodobnie żadnej nie znasz. ;)

    • Problem w tym, że Biblia - a w zasadzie Stary Testament, jest tylko i wyłącznie zlepkiem mitów akadyjsko-sumeryjskich a które nakładają się fragmenty prawdziwych wydarzeń historycznych (swoją drogą Mojżesz miał swojego pierwowzora właśnie u Sumerów). Ludzie opowiadali sobie kiedyś historie/mity, jedni tak, drudzy inaczej, to się wszystko mieszało, historie się nakładały, no a że modą było przekazywanie ich "ustnie" to po klikuset latach mieliśmy z tego niezłą sagę Mod na Sukces w wersji fantasy. Bóg w starym testamencie jest zły i niedobry bo jest tylko i wyłącznie odzwierciedleniem kodeksu hammurabiego - oko a oko - taki wtedy mieli klimat. Dlatego też starego testamentu nie traktuje się jako "religii" ale opowieści o ludzie wybranym. Podobnie jest z Iliada i Odsyseją - tylko na odwrót, bo kiedyś ważano ze to tylko mit aż pewnego dnia Schliemann odkrył ruiny Troi - wniosek z tego taki, że w tych bajkach mitlogicznych jest sporo prawdy, ale ta prawda jest ubarwiona od razu o interpretacje tamtych ludzi - bo kiedyś tak sobie tłumaczyli - miałem pole - pszyszła susza - pola nie ma - więc to wola złego Boga. I tak to się ciągnęło. Aż przyszedł IV wiek i cesarz Konstantyn zdecydował się przejść a chrześcijaństwo, które narzucono de facto siłą na całe Imperium - reszty moa się domyslać, szczególnie że to on decydował, które fragmenty historii Apostołów wejdą w skład Pisma Świetego, więc nie piszmy, że to co obecnie mamy w Piśmie Świętym to prawdy objawione, to tylko prawdy objawione przez Konstantyna i jego kamratów:)

      Ta sama historia dotyczy Jezusa, który miał swoich pierwowzorów w historii że hoho. Pierwowzorm jego w Rzymie był Mitra, który narodził się 25 grudnia, a jego wyznawcy wierzyli dokładnie w to, co chrześcijanie. Problem w tym, ze przyszło chrześcijaństwo jako religia oficjalna i Mitra musiał zniknąć jako relikt mitologii Rzymskiej. Więc tak naprawdę historię o Jezusie przekolorowano tak, aby ukazać go synem Boga (gdyby nie był synem Boga to nie zyskałby w tamtym czasie wyznawców); badania też ukazują jak zmieniał się Nowy Testement przez tamte lata, szczególnie postaci Jezusa. Pierwsze historie o nim mówią jako o człowieku-pustelniku (i pewnie tak było) - dopiero później dorobiono u niego łatkę Boskości. Jest nawet dokładnie określony moment w historii (nie pamiętam dokładnie kiedy) gdy zaczęto mówić o nim jako o synu bożym (wcześniej tak mówiono na wszystkich ludzi - dzieci boże).

      Jaki z tego wniosek: Biblia na pewno posiada wiele wartościowych mądrości, które były spisywane, przechowywane i powtarzane, ale ubarwiona jest mnóstwem mitologii. Problem tylko w tym, że niektórzy uważają je (jak Kreacjoniści) za prawdy objawione dosłownie, a powtarzanie przez wielu, ze tak właśnie było sprawia, że nawet normalni ludzie myślą, ze tak było naprawdę co do joty - Kościół tak powtarzał przez 2 tys lat, więc miało prawo się utrwalić.

    • Pewnie popierasz kamieniowanie za byle co?
      Mordercy.

  • Nie karmić trolla. On spamuje całe dnie i wszędzie.

Zgłoś nadużycie

Opisz, dlaczego uważasz, że ten wpis nie jest zgodny z regulaminem serwisu:
o