Dobra ekranizacja słabej fikcji (cz. 7)

★★★ SPIS TREŚCI: http://www.filmweb.pl/user/impactor ★★★
------------------------------------------------------------ -------------------------------

Już po raz szósty przychodzi mi zakładać kontynuację tego tematu. Sześć jego poprzednich części osiągnęło w sumie ~6000 postów. Licząc z tematami pomocniczymi (jak np. „Biblia w 5 minut”), ta dyskusja liczy ponad 15 000 postów. Jeśli nie jest to najpopularniejszy temat w historii Filmwebu, to na pewno jest on w ścisłej czołówce.

★ Część 1: http://www.filmweb.pl/film/Pasja-2004-38233/discussion/Dobra...
★ Część 2: http://85.28.131.207/pasja/
★ Część 3: http://www.filmweb.pl/film/Pasja-2004-38233/discussion/Dobra...
★ Część 4: http://www.filmweb.pl/film/Pasja-2004-38233/discussion/Dobra...
★ Część 5: http://85.28.131.207/pasja/cz5/
★ Część 6: http://www.filmweb.pl/film/Pasja-2004-38233/discussion/Dobra...
(podobnie jak w wypadku Części 2, wątek został usunięty przez niezidentyfikowanego moderatora-wandala. Temat nie był sprzeczny z regulaminem portalu, a zawierał masę wartościowych informacji i wymianę niezwykle interesujących poglądów, które rozciągały się na niemal tysiąc postów. Administracji portalu udało się wątek przywrócić, niestety zachował się tylko post otwierający.).


Jednak popularność sama w sobie nie ma znaczenia. Liczy się merytoryczność i rzetelność informacji.


★★★


Zapraszam i Ciebie, czytelniku, do udziału w tym temacie. Udziału przybierającego jedną z dwóch form:

➊ Pasywnej.
Możesz być jego biernym czytelnikiem. Aby Ci w tym pomóc, po kliknięciu na moim nicku znajdziesz szczegółowy (choć niepełny) spis treści: http://www.filmweb.pl/user/impactor

Zawiera on podstawowe informacje (poczynając od wyjaśnienia pojęć ateizm, agnostycyzm i teizm), przez omówienie poszczególnych argumentów wysuwanych na poparcie tezy o istnieniu boga (głównie biblijnego Jahwe), aż po nagranie dyskusji z księdzem doktorem z Papieskiego Uniwersytetu, specjalizującego się w historii starożytnej.


➋ Aktywnej.
Możesz też być jego aktywnym, wypowiadającym się uczestnikiem. Jeśli masz coś wartościowego do napisania, to gorąco Cię do tego zachęcam. Szczególnie, jeśli wierzysz w jakiegoś boga. Odpowiedz po prostu na pytanie:

–----------------------------------------------------- ----------------------------------------------------
„W jakiego boga wierzysz, i dlaczego uważasz obiekt swojego wierzenia to za prawdę.”
–----------------------------------------------------- ----------------------------------------------------

Możesz też odnieść się do poruszanych wcześniej kwestii (np. tych widniejących w spisie treści), klikając Odpowiedz w pierwszym poście wątku.



★★★


▼▼▼ Dlaczego temat zdobył taką popularność? ▼▼▼

Są tacy, którzy stwierdzą, że z powodu jego kontrowersyjności. Po części jest to prawdą. Tylko co to mówi o społeczeństwie, w którym za kontrowersję uznaje się cytowanie Biblii, oraz przedstawianie logicznie spójnych argumentów bazujących na faktycznych założeniach?
Co to mówi o ludziach, jeśli bulwersują ich fakty i ich merytoryczna analiza?


Ale poza powyższym - a nawet przede wszystkim – ten temat to cenne źródło rzetelnej i demonstrowalnie prawdziwej informacji. Informacji szczególnie cennej dla ludzi wierzących, ponieważ są oni aktywnie pozbawiani dostępu do tej informacji:

➤ duchowni pozbawiają wiernych dostępu do Biblii poprzez serwowanie im jedynie jej wybranych, bezpiecznych fragmentów, które nie naruszają (niezgodnego z Biblią) „image” chrześcijańskiego boga, wytworzonego głównie w ciągu ostatnich dwóch wieków z powodu presji zachodniej cywilizacji humanistycznej. Tymczasem jeśli Biblia jest Słowem Bożym, każdy powinien znać jego całość.

➤ apologeci pozbawiają wiernych konieczności samodzielnej oceny pozostałych fragmentów, usprawiedliwiając zaprzeczanie wprost tekstowi biblijnemu „interpretacją”, przypisami i modyfikacją. Apologeci podrzucają też wiernym filozoficzne argumenty, które nie sprawią że ktokolwiek w boga uwierzy, ale pozwolą ludziom już wierzącym wiarę w tego boga umocnić. Oczywiście pod warunkiem, że będą oni całkowicie ślepi na gargantuiczne i wielopoziomowe błędy logiczne, z których każdy taki argument jest zbudowany

➤ indoktrynacja religijna (najpoważniejszy problem) pozbawia wiernych zdolności do użycia swojego własnego intelektu do oceny walentności (czyli poprawności, zasadności, spójności i prawdziwości) twierdzeń religijnych. Religia uczula wiernych przeciwko krytycznemu myśleniu, przeciwko logice i przeciwko wiedzy – czyli przeciwko wszystkiemu temu, co jest niezbędne w procesie rzetelnego i niezawodnego dochodzenia do prawdy.


Tylko dlaczego? Czy twierdzenia walentne, poprawne i zgodne z rzeczywistością mają się czego bać, jeśli podda się je krytycznemu myśleniu i analizie popartej rzetelną wiedzą? Oczywiście, że nie! Takim twierdzeniom może to tylko pomóc.
Więc jakim twierdzeniom pomaga niewiedza, ignorancja, niezdolność ich krytycznej oceny i brak samodzielnego myślenia? Odpowiedz sobie sam, czytelniku.


Niewiedza jest więzieniem umysłu. Niezdolność krytycznego myślenia jest strażnikiem celi. Wiara jest tego więzienia nadzorcą.



Ten temat jest odpowiedzią na bardzo ważne, lecz jakże proste pytanie:

–----------------------------------------------------- ------------------------------------------------------------ ----------
„Czy istnieją jakiekolwiek dobre powody do przyjęcia za prawdę twierdzenia o istnieniu jakiegokolwiek boga.”
------------------------------------------------------------ ------------------------------------------------------------ ----

Nie odmawiaj sobie zapoznania się z jego treścią nawet, jeśli masz odmienną opinię. Przecież jeśli Twoje wierzenie ma umocowanie w rzeczywistości, to analiza tejże rzeczywistości może to wierzenie tylko wzmocnić.

A przecież zależy Ci na utrzymywaniu wierzeń zgodnych z rzeczywistością, prawda?

47
                • Logicznych

                • "Oczywiście wierzę w Twoje istnienie poza moim umysłem "

                  A czym się w takim razie różni istnienie kota, że w nie już nie wierzysz?

                • Ja wierzę w jego istnienie poza moim umysłem, a dowodów logicznych na jego istnienie nie ma

                • A logiczne dowody na moje istnienie posiadasz?

                • Nie. Wierzę tylko , że jesteś :) A jesteś?

                • Nie, nie ma mnie. Cała ta rozmowa miała miejsce tylko w Twojej wyobraźni.

                • :)

                • Agnieszka to cudowny egzemplarz, nieprawdaż?

                • niezły okaz :>

                • :)

                • Cudowna to mało powiedziane. Ja jestem boska... a Ty co najwyżej możesz mi służyć za podnóżek :)

                • Nie mogę, ja tak naprawdę nie istnieję. To wszystko dzieje się w Twojej głowie, nie zapominaj o tym.

                • Myślę, że zaprzeczyłby. Ponieważ na istnienie jakichkolwiek idei obiektywnych, niezależnych od naszego materialnego mózgu o którym wiemy, że zdolny jest do ich produkowania, brak jest żadnych dowodów.

                  >>>Poczucie piękna nie jest w osobie doświadczającej tego piękna - to byt-idea piękna i ta idea jest wieczna. Tak jak 2+2 =4 istnieje odwiecznie nawet gdyby świata nie było. Przeczysz temu?

                  Problem w tym, że "idea piękna" i "idea 2 jabłka do 2 jabłek to mam 4 jabłka" są czym innym. Pierwsze to subiektywne odczucie osoby kontemplującej zachód słońca który jest dla niej piękny. Druga idea jest tylko interpretacją rzeczywistości w którą musisz wierzyć, bo bez niej nie byłabyś zdolno dochodzić do jakichkolwiek wniosków. Czy to znaczy, że dwa jabłka do dówch jabłek to na pewno cztery? Nie, to tylko kwestia założeń. Tyle, że Impactora temat solipsyzmu już dawno znudził.

                  I, tak - myślę, że zgodziłby się, że jeśli wszechświat zniknie - cały, to znaczy wszystko co obecnie istnieje wejdzie w stan nieistnienia (co jest tylko wizją teoretyczną, uważam że stan nieistnienia nie istnieje) to idee matematyczne wraz z materią i energią przestaną istnieć.

                  Poza tym idea matematyczna też jest produktem mózgu człowieka, bo kiedy umiera twój mózg to nie jest on zdolny ani do kontemplacji gila z nosa, ani do liczenia ułamków.

                • „No ale to detale mało istotne dla naszego tematu głównego, proponuję więc byśmy nie rozwodzili się nad takowymi”.

                  Tak, to tylko sprzeczka o słowa.

                  „Ja uważam swoją metodę za lepszą od innej, ponieważ moja produkuje rzetelne, powtarzalne i działające rezultaty – natomiast żadna inna znana metoda takowych produkować nie jest w stanie”.

                  „Taki światopogląd przyjmujemy nie dlatego, że jest atrakcyjny, tylko dlatego że umożliwia nam jakiekolwiek działanie i dochodzenie do wniosków”.

                  „Bez jego przyjęcia nie moglibyśmy osiągnąć niczego. Robimy to więc z pragmatyzmu. A to czy osiąganie czegoś jest atrakcyjne jest już kwestią wtórną”.

                  „…bo nadal jest to tylko ‘wolę bo milej’, a nie ‘wolę, bo inaczej nie mogę zrobić niczego’”.

                  W końcu do jakich wniosków doprowadza metoda logiczna? Rzetelne to nie to samo co jakiekolwiek, używasz na uzasadnienie stosowania logiki dwóch rozłącznych argumentów. Poza tym żeby być świetnym biegaczem i zdobyć medal (osiągnąć coś) nie trzeba w ogóle używać logiki, placebo również działa chociaż zgodnie z aktualną wiedzą medyczną nie ma żadnego pozytywnego działania. Natomiast wnioskowanie logiczne z definicji służy dochodzeniu do logicznych wniosków. Te wnioski nazywasz rzetelnymi, działającymi, prawdziwym i jakimikolwiek tam jeszcze z tego powodu, że są wypracowane przez logikę, a logikę cenisz ponieważ prowadzi do rzetelnych, prawdziwych czy jakichś tam jeszcze wniosków. Błędne koło. Jednak kiedy mówimy o preferencjach to błędne koło nie jest błędem, oczywiście pod warunkiem że nadal są to tylko nasze preferencje i nie rościmy sobie pretensji do tego by metoda da powszechnie obowiązywała i była pretekstem do nazywania innych głupimi tylko dlatego, że metoda jest przez nich odrzucana. Po prostu uważasz, że wnioski logiczne są dla Ciebie dobre i żeby je zdobyć potrzebujesz logiki. Stąd jej wartość. I ok, ja też uważam wnioski logiczne za coś atrakcyjnego, tylko nie potrafię zmusić kogoś wątpiącego w naukę do przyjęcia tego poglądu powtarzając jak mantrę puste słowa.

                  My natomiast uważamy, że światopogląd oparty na logicznym rozumowaniu jest dobry, ale to ciągle tylko nasza opinia nawet jeśli nie wyobrażamy sobie, żebyśmy mogli postępować inaczej.

                  „To nie tak. Lubienie truskawek nie wymaga logicznego argumentu, ponieważ jest stwierdzeniem preferencji, a do ich umocowania wystarczy samo stwierdzenie preferencji”

                  Dokładnie! Stwierdzając, że wierzę bo to jest miłe, atrakcyjne, korzystne dla mnie czy cokolwiek tutaj nie wybierzemy to po prostu deklaracja mojej preferencji. Myślę, że bez tej preferencji nie próbowałbym podejmować żadnych kroków w celu uzasadniania mojej definicji. Natomiast nadal nie mamy żadnych argumentów, które mówią, że swoje poglądy muszę uzasadniać… ja je tylko chcę uzasadniać [preferencja].

                  „Natomiast aby ta analogia była właściwa, należałoby powiedzieć, że „Lubię truskawki, dlatego uważam że stworzyły świat” i tutaj mamy dokładnie ten sam problem, co wcześniej”.

                  Dziwne, nic z tego nie rozumiem.

                  „Oczywiście – pod warunkiem, że nie jesteś osobą zainteresowaną utrzymywaniem możliwie dużej ilości wierzeń prawdziwych, i możliwie najmniejszej ilości wierzeń fałszywych. W skrócie – jeżeli jesteś osobą niezainteresowaną prawdą”.
                  Wcześniej mówiłeś coś zupełnie innego, wskazałeś że to Ty nie jesteś w ogóle zainteresowany prawdą, a jedynie logicznymi wnioskami, cytat:
                  „Ale ponieważ nie mamy dostępu do prawdy absolutnej, to o wartość wniosku nie decyduje to, czy jest on zgodny z prawdą, tylko to czy są dobre podstawy do uznania że jest on zgodny z prawdą. Stawiam więc wóz za koniem, Twoje wnioskowanie - jeśli poprawne - to jest właściwe i warte wierzenia nawet jeśli jego wnioski nie są zgodne z prawdą, a nieskładne wizje chorej sąsiadki są wierzenia niewarte nawet, jeśli są zgodne z prawdą”.

                  „Tylko że odrzucenie danej hipotezy nie jest uznaniem jej za fałszywą. Jest jedynie odrzuceniem jej jako hipotezy prawdziwej”.

                  Czyli uznaniem za fałszywą. To co napisałeś jest stosowane w statystyce w teorii weryfikacji i jest to przyjmowane z oczywistych powodów. Natomiast w logice negacją prawdy jest fałsz, czyli wykazanie sprzeczności jest jednocześnie uznaniem hipotezy za fałszywą.

                  „To czy bóg stworzył świat w żaden sposób nie wynika z podanej przez Ciebie definicji. Dlatego jeśli chciałbyś argumentować boga – autora świata, to powinieneś załączyć to w definicji.”

                  Przeczytaj proszę jeszcze raz, tym razem ze zrozumieniem, fragment o bursztynie z poprzedniej wiadomości. Definicja nie jest dokładną charakterystyką danej rzeczy. Resztę właściwości można albo dowieść empirycznie albo dojść do nich przy pomocy wniosków logicznych. Gdy będę chciał udowodnić, że ten byt, który nazywam Bogiem stworzył świat to przeprowadzę na to osobny argument.

                  „Wracając jednak do niej być może ograniczenie owej definicji jest błogosławieństwem, bo pozwoli skupić się na tylko kilku aspektach”.

                  Dokładnie to jest moim celem. Jeśli nie będę w stanie tego uzasadnić to nie ma sensu zagłębiać się w szczegóły.

                  „W każdym razie jestem niemal pewien, że zgubiłeś co najmniej jedną charakterystykę tego boga – zdolność do świadomego działania (zakładając, że w takiego boga wierzysz)”.

                  Nie wiem, jeśli uzasadnię, że istnieje byt doskonały to możemy poruszyć tę kwestię.

                  „fakt bycia wiecznym wynika z tego, że jest niematerialny”

                  Masz rację, to co napisałem jest bzdurą.

                  Przejdę teraz do argumentu, który został zaprezentowany w drugim rozdziale Proslogionu św. Anzelma, pozwoliłem go sobie nieco przeredagować:

                  1. Pojęcie Boga definiuje się jako coś, ponad co niczego doskonalszego nie można pomyśleć (jest bowiem najdoskonalszy).
                  2. Rozumieć coś to mieć to pojęcie w umyśle.
                  3. Istnienie w umyśle jest różne od istnienia w rzeczywistości.
                  4. Istnienie realne jest czymś doskonalszym od istnienia w umyśle.
                  5. Ateista rozumie definicję Boga, a zatem ma jego pojęcie w umyśle, nawet jeśli nie pojmuje, iż tak zdefiniowany Bóg istnieje.
                  6. To ponad co niczego doskonalszego nie można pomyśleć, nie może istnieć jedynie w umyśle, bo wtedy można by jeszcze pomyśleć, iż istnieje realnie, a więc poza umysłem, czyli jako doskonalsze od pomyślanego.
                  7. Zatem twierdząc, że (A) - to, ponad co niczego doskonalszego nie można pomyśleć istnieje jedynie w umyśle, twierdzimy również (~A) że jest ono (to, ponad co niczego doskonalszego nie można pomyśleć) jednocześnie czymś, ponad co coś doskonalszego można pomyśleć (czyli pomyśleć jako istniejące także w rzeczywistości).
                  8. To z kolei prowadzi do sprzeczności (A = ~A).
                  9. Inaczej mówiąc jeśli o tym, ponad co nic doskonalszego nie może być pomyślane, można pomyśleć, iż nie istnieje w rzeczywistości, wówczas to ponad co nic doskonalszego nie może być pomyślane, nie jest tym ponad co nic doskonalszego nie może być pomyślane.
                  10. To ponad co niczego doskonalszego nie można pomyśleć istnieje więc zarówno w umyśle jak i w rzeczywistości.

                • Zapomniałem wspomnieć, odzyskałem hasło do swojego właściwego konta. Będę teraz pisał z tego profilu.

                • Jesteś MouseGod? Dobrze zakumałam?

                • Tak, nie mogłem odzyskać hasła do starego profilu i korzystałem ze starego maila na którym było tamto konto.

                • ►►► W końcu do jakich wniosków doprowadza metoda logiczna? Rzetelne to nie to samo co jakiekolwiek, używasz na uzasadnienie stosowania logiki dwóch rozłącznych argumentów.

                  Znowu się nie zrozumieliśmy. Zapewne z mojej winy. Odwykłem od takich dyskusji i używam wieloznacznych terminów.

                  Jakiekolwiek = takie, które nie są absurdalne i dyskwalifikowane przez inne wnioski z używania tej samej metody.


                  ►►► Poza tym żeby być świetnym biegaczem i zdobyć medal (osiągnąć coś) nie trzeba w ogóle używać logiki, placebo również działa chociaż zgodnie z aktualną wiedzą medyczną nie ma żadnego pozytywnego działania.

                  Co?
                  Chcę być biegaczem -> muszę ćwiczyć tkankę mięśniową i wytrzymałość organizmu → robię to →
                  mam szansę na medal.

                  Więc o ile można by się zgodzić, że do samego biegnięcia logika jest niepotrzebna, to do wnioskowania które do tego biegania doprowadza i kieruje jest już nieodzowna.


                  ►►► logikę cenisz ponieważ prowadzi do rzetelnych, prawdziwych czy jakichś tam jeszcze wniosków. Błędne koło.

                  Nie.
                  Logikę cenię dlatego, że jest jedyną znaną mi metodą wnioskowania, która w rzetelny sposób prowadzi do używalnych wniosków.
                  Więc jedyną moją preferencją jest tutaj dochodzenie do używalnych wniosków (ponieważ wolę funkcjonować, niż niefunkcjonować) – jest to więc preferencja na poziomie wcześniejszym, niż sama logika. I ową preferencję posiada każda osoba, którą kiedykolwiek spotkałem – nawet ta najbardziej przeciwna logice. Czuję się więc uprawnionym w założeniu, że jest to preferencja uniwersalna dla każdego.

                  Natomiast sama logika nie jest preferencją, tylko jedynym dostępnym narzędziem, które ową preferencję wypełnia.


                  ►►► oczywiście pod warunkiem że nadal są to tylko nasze preferencje i nie rościmy sobie pretensji do tego by metoda da powszechnie obowiązywała i była pretekstem do nazywania innych głupimi tylko dlatego, że metoda jest przez nich odrzucana.

                  Ano właśnie nie :)

                  Jeżeli ktoś ma tą samą preferencję bazową, co i my – czyli dochodzenie w sposób rzetelny do używalnych wniosków możliwie najbliższych prawdzie – to metoda logiczna go obowiązuje (chyba, że zademonstruje lepszą) a łamanie jej nawet po tym kiedy się mu to wytłumaczy, czyni go w pełnoprawnym nosicielem nazwy głupca.



                  ►►► Wcześniej mówiłeś coś zupełnie innego, wskazałeś że to Ty nie jesteś w ogóle zainteresowany prawdą, a jedynie logicznymi wnioskami, cytat:
                  „Ale ponieważ nie mamy dostępu do prawdy absolutnej, to o wartość wniosku nie decyduje to, czy jest on zgodny z prawdą, tylko to czy są dobre podstawy do uznania że jest on zgodny z prawdą. Stawiam więc wóz za koniem, Twoje wnioskowanie - jeśli poprawne - to jest właściwe i warte wierzenia nawet jeśli jego wnioski nie są zgodne z prawdą, a nieskładne wizje chorej sąsiadki są wierzenia niewarte nawet, jeśli są zgodne z prawdą”.

                  Totalna bzdura.

                  Prawda jest celem najwyższym. Ale ponieważ nie mam dostępu do wiedzy absolutnej (metoda najlepsza), to muszę polegać na następnej w kolejności najlepszej metodzie – czyli poznaniu empirycznym i wnioskowaniu logicznym.
                  A więc – na przykładzie mojego cytatu – to że dany wniosek jest zgodny z prawdą nie ma dla mnie znaczenia nie dlatego, że mnie to wali bo wolę logikę, tylko dlatego że nie mam dostępu do takiej wiedzy. Jedyne, co mam w zakresie dochodzenia do wniosków możliwie najbliższych prawdzie, to metoda logiczna – jeżeli więc ten wniosek nie jest nią osiągnięty, to dla mnie jest nieodróżnialny od fałszu.

                  A więc w takim przypadku przyjęcie tego wniosku - nawet zgodnego z prawdą – byłoby objawem niezainteresowania prawdą i przyzwoleniem fałszu.


                  ►►► „Tylko że odrzucenie danej hipotezy nie jest uznaniem jej za fałszywą. Jest jedynie odrzuceniem jej jako hipotezy prawdziwej”.
                  ►►►Czyli uznaniem za fałszywą.

                  Zupełnie nie. Nie mówimy w tej chwili o logice, tylko zastosowaniu logiki do poznawania rzeczywistości. Poza tym nawet w samej logice odwrotnością prawdy nie jest fałsz, tylko nie-prawda. Ale to znowu rozważanie na temat niezwiązany z głównym celem rozmowy.


                  ►►► Przejdę teraz do argumentu, który został zaprezentowany w drugim rozdziale Proslogionu św. Anzelma, pozwoliłem go sobie nieco przeredagować:

                  A więc Argument Ontologiczny. Od dwóch postów miałem takie przeczucie.

                  Był on już omówiony wcześniej http://www.filmweb.pl/user/impactor
                  ⑤ * Ontologiczny dowód na istnienie boga - a także dowód na istnienie jednorożców oraz bonus: ontologiczny dowód na nieistnienie boga.

                  niemniej i Tobie i jemu należy się głębsze jego omówienie. Dziękuję za stworzenie okazji.


                  ------------------------------------------------------------ ------------------------------------------
                  ★★★ ✪✪✪ Ontologiczny argument za istnieniem boga ✪✪✪ ★★★
                  ------------------------------------------------------------ ---------------------------------

                  Problem ➊: Istnienie nie jest atrybutem ani orzecznikiem.

                  W tym argumencie istnienie boga podane jest jako jeden z jego atrybutów:
                  ►jeśli X jest bogiem, to X posiada właściwość zwaną „istnienie”.

                  Jest to logiczny ekwiwalent
                  ►„jeśli X nie istnieje, to X nie jest bogiem”.

                  Nie dowodzi on jednak, że istnieją jakiekolwiek byty które pasują do tej definicji.

                  Istnienie nie może być uznawane za atrybut, ponieważ coś nieistniejącego nie może posiadać atrybutów. Dlatego dochodzenie do wniosku o istnieniu bytu na podstawie jego właściwości nie jest logicznie poprawne.
                  W skrócie, sprowadza się to do powiedzenia „pokaż mi boga, a ja pokażę ci istniejącego boga”. Jest to forma rozumowania zapętlonego, ponieważ „istnienie” jest wbudowane w przesłanki.

                  Oto przykłady tego argumentu uwidaczniające błąd logiczny:

                  ►Jednorożce:
                  1. Zdefiniujmy jednorożca jako magiczny koniowaty byt z jednym rogiem, który to byt istnieje.
                  2. Z definicji taki byt musi istnieć.
                  3. Dlatego jednorożce istnieją.

                  ►Dolina Muminków:
                  1. Dolina Muminków jest najdoskonalszym miejscem na świecie.
                  2. Miejsce które istnieje jest doskonalsze niż miejsce, które nie istnieje.
                  3. Dlatego Dolina Muminków istnieje.

                  ►Herkules:
                  1. Herkules jest najdoskonalszym wojownikiem w historii.
                  2. Wojownik który istniał jest doskonalszy niż ten który nie istniał.
                  3. Dlatego Herkules istniał.


                  Problem ➋: założenie wniosku.
                  Argument zawiera również błąd logiczny założenia wniosku.
                  W Twoim argumencie wkrada się on na poziomie założenia, że „jeśli rzecz istnieje, to ma wyższą doskonałość” podczas gdy Twój wniosek przyjmuje odwrotność: „jeśli rzecz (bóg) ma wyższą doskonałość, to istnieje”.

                  W tym błędzie logicznym przesłanka jest przyjęta za prawdziwą ponieważ konkluzja wynikająca z przesłanki jest prawdziwa. Jest to błąd logiczny, ponieważ zakłada że konkluzja mogła zostać osiągnięta tylko w ten jeden sposób:

                  ►Pimpuś
                  1. Jeśli zwierzę jest szczurem, to ma cztery nogi.
                  2. Mój pies Pimpuś ma cztery nogi.
                  3. Dlatego Pimpuś jest szczurem.

                  ►Bóg (inny przykład)
                  1. Jeśli wszechświat został stworzony przez boga, wtedy byłyby w nim porządek i prawa natury.
                  2. Widzimy przykłady porządku i praw natury we wszechświecie.
                  3. Dlatego wszechświat został stworzony przez boga.


                  Problem ➌: Non sequitur („Nie wynika”).

                  Ten błąd logiczny polega na tym, że z przesłanek danego wnioskowania nie wynika logicznie jego wniosek. Więc nawet jeżeli przesłanki byłyby prawdziwe, wniosek wcale taki być nie musi.
                  Twój argument próbuje wykazać, że istnieje sprzeczność w założeniu, że najdoskonalszy wyobrażalny byt istnieć może jedynie jako koncept. Tymczasem co najwyżej wskazuje on, że wyobrażający sobie taki byt musi wyobrazić sobie jego istnienie. Więc nawet jeśli nie byłoby innych problemów z tym argumentem (➊, ➋ itd), dowodziłby on jedynie że muszę uważać boga za istniejącego. Nie dowodzi on jednak że byt pasujący do mojej myśli rzeczywiście istnieje.


                  Problem ➍: Ontologiczny dowód na nieistnienie zdefiniowanego przez Ciebie boga - co najmniej równie uprawniony, co Twój dowód:

                  1. Kiedy mówimy "bóg" mamy na myśli autora najbardziej imponującego dokonania – stworzenia świata. Tak bardzo imponującego, że bardziej być nie może.
                  2. Dokonanie jest tym bardziej imponujące, im mniejszą zdolność do dokonania jego stworzenia ma autor je stwarzający. Np. wypracowanie szkolne ocenione na -3 jest o wiele bardziej imponujące, jeśli napisał je pies sąsiada, niż jeśli napisał je profesor Jan Miodek.
                  3. Najbardziej imponującym byłoby dzieło stworzone przez autora, który posiada najniższą zdolność do stwarzania dzieł – czyli takiego, który nie jest rzeczywisty.
                  4. A więc bóg nie jest rzeczywisty.


                  Problem ➎: Założenie, że istnienie jest doskonalsze od nieistnienia

                  Nawet zakładając, że istnienie i nieistnienie mogą być właściwościami rzeczy, nie ma logicznego uzasadnienia za tym że istnienie jest doskonalsze od nieistnienia.


                  Problem ➏: Dowiedzenie logiką

                  Argument zamiast udowadniać, „zdefiniowuje” istnienie boga bez rozważania faktycznych dowodów.


                  Problem ➐: Pomieszanie terminu opisującego obiekt z samym obiektem.

                  „Mój syn jest stworzony z trzech liter.”

                  Koncept boga jest zrównany z najdoskonalszą wyobrażalną rzeczą. To miesza dwie osobne kwestie: „W porównaniu do każdej innej rzeczy, bóg jest doskonalszy” oraz „najdoskonalsza rzecz jest arbitralnie nazwana bogiem”. Oczywiście można argumentować, że „najdoskonalsza obiekt” musi koniecznie istnieć, jednak argument podmienia rozumienie „bóg” z pierwszą definicją.

                  Na przykładzie Twojego argumentu, błąd ten zachodzi już w punkcie 1 (podczas gdy u Anselma dopiero w 2):

                  „1. Pojęcie Boga definiuje się jako coś, ponad co niczego doskonalszego nie można pomyśleć (jest bowiem najdoskonalszy).”

                  Argument odnosi się to bytu – w końcu całym celem istnienia tego argumentu jest dowiedzenie istnienia bytu boga – ale już w pierwszej przesłance (u Anselma - w drugiej) zrównujesz „bóg - byt” z „bóg – koncept”.



                  Każdy z powyższych problemów, w pojedynkę, demonstruje niewalentność ontologicznego argumentu za istnieniem boga. Tymczasem mamy tych problemów ich co najmniej 7.

                • „Logikę cenię dlatego, że jest jedyną znaną mi metodą wnioskowania, która w rzetelny sposób prowadzi do używalnych wniosków”.

                  Nie, to wnioskowanie jest częścią logiki, nie ma innego wnioskowania poza logicznym.

                  „ponieważ wolę funkcjonować, niż niefunkcjonować”

                  Człowiek nie jest komputerem, który potrzebuje logicznych wniosków żeby podjąć decyzję, obawiam się, że większość ludzkich decyzji nie jest podejmowana pod wpływem wnioskowania logicznego – zresztą gdyby ludzie mogli funkcjonować tylko wtedy kiedy posiadają logiczne wnioski to pewnie nie miałbyś co robić na tym forum, a jak widać ludzie nie korzystają z dobrodziejstw logiki i jakoś funkcjonują. Swoją drogą pouczający może być tutaj „Osioł Buridana”.

                  „Natomiast sama logika nie jest preferencją, tylko jedynym dostępnym narzędziem, które ową preferencję wypełnia”.

                  Zgadza się, za przyjęciem logiki stoi jakaś preferencja.

                  „I ową preferencję posiada każda osoba, którą kiedykolwiek spotkałem – nawet ta najbardziej przeciwna logice. Czuję się więc uprawnionym w założeniu, że jest to preferencja uniwersalna dla każdego”.

                  Mogę być złośliwy i powiedzieć, że ja do tej pory takiej osoby nie spotkałem i jesteś pierwszym rozmówcą, który ma taką preferencję. Argument z prywatnego doświadczenia nie posiada żadnej wagi. Równie dobrze mogę powiedzieć, że do tej pory każda osoba, którą spotkałem, wierzyła w Boga więc uważam tę preferencję za uniwersalną.

                  „Jeżeli ktoś ma tą samą preferencję bazową, co i my – czyli dochodzenie w sposób rzetelny do używalnych wniosków możliwie najbliższych prawdzie – to metoda logiczna go obowiązuje (chyba, że zademonstruje lepszą) a łamanie jej nawet po tym kiedy się mu to wytłumaczy, czyni go w pełnoprawnym nosicielem nazwy głupca”
                  Tak, pod warunkiem, że spełniony jest pierwszy człon implikacji, czyli „Jeżeli ktoś ma tą samą preferencję bazową”.

                  „A więc w takim przypadku przyjęcie tego wniosku – nawet zgodnego z prawdą – byłoby objawem niezainteresowania prawdą i przyzwoleniem fałszu”.

                  Ok, teraz wszystko jasne.

                  „Prawda jest celem najwyższym. Ale ponieważ nie mam dostępu do wiedzy absolutnej (metoda najlepsza), to muszę polegać na następnej w kolejności najlepszej metodzie – czyli poznaniu empirycznym i wnioskowaniu logicznym”.

                  Skąd przekonanie, że zaraz po dostępie do wiedzy absolutnej logika i poznanie empiryczne jest najlepszą metodą do poznania prawdy? Tylko nie pisz, że jeśli istnieje lepsza to mam ją opisać, bo fakty są takie, że tak naprawdę nie wiemy czy istnieje lepsza. Ja uważam, że najlepszą metodę jaką w życiu poznałem prezentuje logika, ale mogę się mylić, dlatego nadal pozostaje to tylko preferencją, która ma po prostu pragmatyczne podłoże, które nie uprawomocnia mnie to uznania niestosujących tej metody za głupców.

                  Na początek zajmę się problemem 1.

                  „jeśli X jest bogiem, to X posiada właściwość zwaną istnienie”

                  Nieprawda, X jest Bogiem jeśli jest doskonały, to z doskonałości wynika konieczność istnienia, zatem przykład z jednorożcem faktycznie zakłada w jego definicji istnienie, co jest błędem.

                  Poza tym nie odróżniasz istnienia abstrakcyjnego od rzeczywistego (ja to zrobiłem) i dlatego zdanie „istnienie nie może być uznawane za atrybut, ponieważ coś nieistniejącego nie może posiadać atrybutów” jest prawdziwe, ale nie dotyczy mojej argumentacji – koncepty nie istnieją realnie a mimo to mają atrybuty, ponieważ istnieją abstrakcyjnie.

                  Przykład z doliną Muminków i Herkulesem jest lepszy, ale to stary kontrargument Gauniliona, na który odpowiedział sam Anzelm, otóż rozważaliśmy byty w ogóle, więc Bóg jest najdoskonalszym z bytów w ogóle, natomiast doskonały wojownik wcale nie musi istnieć, ponieważ nie jest najdoskonalszym bytem, jest tylko najdoskonalszym wojownikiem.

                  W logice trzeba bardzo dokładnie i skrupulatnie podchodzić do każdego rozumowania i nie dokładać rzeczy, których w nim po prostu nie ma. Mój argument jest nieco zmodyfikowanym dowodem ontologicznym, a wydaje mi się, że podchodzisz do niego bardzo schematycznie i przez to błędnie.

                • Problem 2.
                  „jeśli rzecz istnieje, to ma wyższą doskonałość”  „jeśli rzecz (bóg) ma wyższą doskonałość, to istnieje”
                  Nigdzie tak nie zrobiłem, jeśli możesz wskaż na krok, w którym powyższą implikację zamieniłem na równoważność?
                  Problem 3.
                  „Tymczasem co najwyżej wskazuje on, że wyobrażający sobie taki byt musi wyobrazić sobie jego istnienie. Więc nawet jeśli nie byłoby innych problemów z tym argumentem (➊, ➋ itd), dowodziłby on jedynie że muszę uważać boga za istniejącego”.
                  Ten argument trafia tylko w punkt. 10, którego celem jest dokładnie to co opisałeś, czyli przekonanie, że niewierzący musi uważać Boga za istniejącego. Można to potraktować jako bonus i większość komentatorów tak właśnie uważa (sądzi, że to drugi argument natury epistemologicznej). Natomiast wcześniejsze rozumowanie obchodzi tę krytykę.
                  Problem 4.
                  Generalnie zabieg retoryczny polega na uznaniu, że „najbardziej imponujące dzieło” musi zostać wykonane bez użycia jakiejkolwiek zdolności (bo to przeczy wykonaniu czegokolwiek i mamy błąd formalny).
                  Niezależnie od tego byt najdoskonalszy, zrobi to najlepiej jak to tylko jest możliwe, czyli spełni wymagane warunki.
                  Problem 5.
                  „Założenie, że istnienie jest doskonalsze od nieistnienia”
                  zgadza się, to jedyny słabszy punkt tego dowodu, chociaż nie wyobrażam sobie, żeby ktoś twierdził inaczej. Stwierdzam fakt, że preferuję istniejące 100zł niż jedynie pomyślane 100zł a ponadto każdy swoim życiem potwierdza, że woli istnieć niż nie istnieć (inaczej by już nie był). Dlatego nie mam problemów z przyjęciem tego, że istnienie jest doskonalsze od nieistnienia, nawet nie bardzo mogę to konsekwentnie odrzucić.
                  Problem 6.
                  „Argument zamiast udowadniać, „zdefiniowuje” istnienie boga bez rozważania faktycznych dowodów”
                  No tak, argument pokazuje, że z definicji Boga wynika jego istnienia, mało tego jest to jedyne pojęcie z którego definicji wynika jego istnienie. Metoda logiczna nie odrzuca takiego sposobu dowodzenia, musiałaby go wykluczyć explicite, a to byłoby wbrew jej założeniom i zrobione tylko dla tego jednego przypadku. Czy ten problem powinien coś jeszcze wnosić do dyskusji?
                  Problem 7.
                  Mógłbyś to bardziej sprecyzować? W ogóle nie rozumiem tego zarzutu, dla mnie nie trzyma się kupy.

                • Śledzę z z zainteresowaniem Wasza dyskusję :)
                  Chciałam coś wtrącić przy okazji: definicją niebytu jest to, że go nie ma. Niebyt mógłby istnieć wiecznie i bez przyczyny, bo nic by nie zawierał. Wydaje się to doskonałe.... Analiza metafizyczna mówi mi, że byty są złożone i zmienne, a do istoty tych bytów nie należy istnienie, bo w pewnym momencie przestają istnieć. Od czego/kogo te byty posiadają swój akt istnienia, jeśli istnienie nie należy do ich natury? Jedyne wytłumaczenie faktu ich istnienia: otrzymały swoje istnienie od kogoś lub czegoś innego - od czegoś co jest istnieniem samym w sobie, czego istotą jest istnienie. Nie mogły, by istnienia otrzymać od innych bytów materialnych, ponieważ one są niekonieczne i nie mogły otrzymać istnienia od nieistnienia.
                  Co o tym myslisz?

                • "Wydaje się to doskonałe...." - problem z niebytem jest bardzo duży, nawet jest cała gałąź metafizyki zajmująca się problemem niebytu. Czy jest on doskonały? Wątpię, że nic w ogóle może być jakieś.

                  Powszechnie stosuje się logikę klasyczną poszerzoną o kwantyfikatory czyli po prostu rachunek predykatów drugiego rzędu oraz logikę modalną. Ewentualnie prowadzone są dyskusje nad logiką konstruktywną (intuicjonistyczna), która miałaby zastąpić logikę klasyczną. Są nawet próby opracowania logiki wielowartościowej, ale nie mają one zbyt dużego zastosowania ponieważ logika klasyczna ma jedną przewagę - działa. Wszystkie sumatory, multipleksery shiftery czy inne układy cyfrowe wchodzące w skład urządzeń elektronicznych, opierają się na algebrze boola, która przyjmuje tylko logikę klasyczną. Uważa się, że wszelkie "przednaukowe" podejście opiera się właśnie na zasadach logiki klasycznej. Ponadto jest to jedyny system gdzie udało się udowodnić twierdzenie o pełności łączące semantykę z syntaktyką (świat rzeczywisty z formalnym zapisem). Ale po co to mówię? Otóż dobrego systemu logicznego do mówienia o niebytach jeszcze nie ma (chociaż próby są i to całkiem spore - patrz Graham Priest czy negatywistyczna metafizyka unitarna).

                  Natomiast co do drugiej części. Bardzo dobrze znam myśl Tomasza z Akwinu :), swoją drogą polecam Petera Geacha, jednak trzeba wcześniej przeprowadzić dokładną analizę logiczną, wyjaśnić różne terminy, co w konsekwencji doprowadzi do tego co powiedziałaś.

                  Uważam to za najbardziej przekonujący argument :)

                • Impactor chyba juz Ci nie odpowie :(

                • Będę musiał jakoś z tym żyć ;)

                • Jak zwykle: impactor zwiał :(

  • Witam.

    Moje pytanie po raz kolejny dotyczy moralności ateisty a właściwie jej granic (o ile istnieją). Zadałem dwa pytania tu: http://www.filmweb.pl/film/Pasja-2004-38233/discussion/Dobra...

    Wątek osiągnął limit a odpowiedź uzyskałem od użytkownika Dworzanin i nie jestem pewien czy się z nim zgadzasz więc powtórzę drugie pytanie i dorzucę jeszcze jedno. Jest to pewien ciąg pytań dlatego je numeruję.

    2. Czy postępowaniem moralnym/niemoralnym wg ateisty jest zdrada partnera w tzw. związku partnerskim, w którym nikt nie przysięgał nikomu wierności do śmierci?
    3. Czy postępowaniem moralnym/niemoralnym wg ateisty jest tzw. związek partnerski powiedzmy trzech kobiet i dwóch mężczyzn, zakładając oczywiście zgodę całej piątki?

    I jeszcze jedno z innej beczki (tam gdzie chciałem je zadać też jest limit).

    Czy wg Ciebie należy nazwać idiotami wierzącymi w urojenia wszystkie te osoby, które podczas II wojny światowej przebywały w obozach zagłady i >>wbrew dowodom<< (współwięźniowie na ich oczach transportowani do pieca, może nawet przez nich samych) wierzyły w ocalenie?

    • 2. Słuchaj: zdrada jest moralna TYLKO, jeśli oboje się na to zgodzą. Jeśli nie przysięgali, to pewnie i tak ta żona myśli, że mąż będzie wierny. Więc i tak będzie to oszustwo. Poczytaj se wątek, tam jest to dokładnie wyjaśnione.
      3. Nie, wg. Jego Apostackości Impactora, związek 5 osób jest jak najbardziej O.K. Podobnie jak zoofilia (kiedy zwierze nie cierpi), etc.

      • Nie wiem dlaczego wyręczasz go w odpowiedziach. Jeżeli jeszcze tego nie zauważyłeś on bardzo lubi narzucać swoje warunki gry a jeżeli się zmieniają i nie może podrwić swoim zwyczajem z innej osoby wycofuje się bez słowa lub mętnie tłumacząc, że to już nieciekawe (dla niego oczywiście), lub wkleja link do swych mądrości.

        Ubiegłeś też moje czwarte pytanie.
        4. Czy postępowaniem moralnym/niemoralnym wg ateisty jest tzw. związek partnerski powiedzmy trzech kobiet, dwóch mężczyzn i kozy, zakładając oczywiście zgodę całej piątki i aprobatę kozy :) ?

        Ale to chyba dla niego zbyt trudne pytania, na które ciężko odpowiedzieć w oparciu o rachunek korzyści i strat. Taka to już ateistyczna moralność w której najważniejsze jest skreślenie BOGA a resztę jakoś się załatwi.

        Czyli z tą kozą doszliśmy do typowego zachowania ludów Ugarit i Kannanu.

        Pozdrawiam

        • Drogi neverland1. Weź pod uwagę w swoim przedziwnie mocnym bo bezpodstawnym zabufonieniu, że fakt nieodpowiedzenia przeze mnie jeszcze na Twoje posty może wynikać z czegoś innego, niż śmieszne podane przez Ciebie powody.
          Mogę być po prostu zajęty i powoli przerabiać długą listę postów wymagających mojej odpowiedzi, na której Twoje posty nie są w pierwszej kolejności. Tym bardziej, że na większość, jeśli nie wszystkie Twoje pytania, odpowiedzi zostały już tutaj udzielone i są dostępne w Spisie Treści.

          Ale jako że ewidentnie wymagasz specjalnej troski, to odpowiem na Twoje dwa ostatnie już teraz.

    • >>>Czy wg Ciebie należy nazwać idiotami wierzącymi w urojenia wszystkie te osoby, które podczas II wojny światowej przebywały w obozach zagłady i >>wbrew dowodom<< (współwięźniowie na ich oczach transportowani do pieca, może nawet przez nich samych) wierzyły w ocalenie

      Idiota do bardzo mocne określenie. Urojeń na pewno nie miały, licząc na jakąś pomoc. Jednak jeśli wierzyli oni w pewny ratunek (a tym wierzenie jest - przyjęciem twierdzenia za prawdę) to z pewnością byli bardzo naiwni. Sądzę, że mieli oni raczej nadzieję (czyli chcieli być uratowani).





    • ►►►2. Czy postępowaniem moralnym/niemoralnym wg ateisty jest zdrada partnera w tzw. związku partnerskim, w którym nikt nie przysięgał nikomu wierności do śmierci?

      Niektóre z odpowiedzi, których Dworzanin udziela za mnie, są coś warte. W tym wypadku tak właśnie jest :)



      ►►►3. Czy postępowaniem moralnym/niemoralnym wg ateisty jest tzw. związek partnerski powiedzmy trzech kobiet i dwóch mężczyzn, zakładając oczywiście zgodę całej piątki?

      Nie rozumiem wątpliwości. Skoro cała piątka się zgadza, to gdzie tu szkoda, a co za tym idzie – niemoralność?
      Oczywiście, że jest moralny.



      ►►► Czy wg Ciebie należy nazwać idiotami wierzącymi w urojenia wszystkie te osoby, które podczas II wojny światowej przebywały w obozach zagłady i >>wbrew dowodom<< (współwięźniowie na ich oczach transportowani do pieca, może nawet przez nich samych) wierzyły w ocalenie?

      Po pierwsze - wiara a nadzieja to dwie różne rzeczy.
      Po drugie - mieli dowody na to, że stamtąd nie wyjdą? Nawet w jednym z najefektywniejszych obozów zagłady przetrwało ok 10% osadzonych, więc 10% szans to nie to samo, co 0% szans więc wierzenie że się wyjdzie może być jak najbardziej uzasadnione. Ale to i tak nie ma znaczenia, bo kiedy ktoś trafił do Auschwitz to mógł budować swoje przekonania co najwyżej na obozach z poprzednich wojen, które były dramatycznie mniej efektywne, niż wyżyny na które wspięły się obozy hitlerowskie.


      ►►► 4. Czy postępowaniem moralnym/niemoralnym wg ateisty jest tzw. związek partnerski powiedzmy trzech kobiet, dwóch mężczyzn i kozy, zakładając oczywiście zgodę całej piątki i aprobatę kozy :) ?

      Koza nie jest zdolna do wyrażenia świadomej woli, więc to eliminuje taką możliwość.

      I dokładnie na to pytanie też jest odpowiedź w Spisie Treści. Zamiast więc zadawać idiotycznie proste i zaadresowane już pytania, po których szczerzysz się z satysfakcją, że nie odpowiedziałem na nie jeszcze po raz enty, idź się dokształcić czytając dział „Dobro i moralność”, szczególnie punkty n/t działania ateistycznej moralności sytuacyjnej, bo wtedy sam będziesz w stanie odpowiadać na swoje pytania i pozwoli Ci to o wiele szybciej dojść do wniosku, że w porównaniu do niej „moralność” chrześcijańska jest niegodna miana „moralności”.


      Idź i czytaj więcej.

      • A mogę pogłaskać kozę? Przecież nie może wyrazić zgody... więc nie jest to chyba moralne.

      • Wybacz, że wymusiłem wyższy priorytet moich postów (przyznaję, że trochę nieświadomie, naprawdę myślałem, że je ignorujesz) i zaburzyłem Twój logicznie doskonały ciąg odpowiedzi na poważniejsze dylematy czytelników Filmweb co skutkowało lawiną uszczypliwych i sarkastycznych stwierdzeń skierowanych ku mojej skromnej i przecież nie tak wyedukowanej jak Ty osobie. Ale skoro już odpowiedziałeś i ja coś skrobnę i oczywiście będę czekał na Twoje mądre słowa tym razem cierpliwie aby przypadkiem rosnący w siłę ateizm nie doznał uszczerbku ze względu na opóźnienia w produkcji "słów życia" jakimi się karmi.

        >>>>> Skoro cała piątka się zgadza, to gdzie tu szkoda, a co za tym idzie – niemoralność? Oczywiście, że jest moralny.
        Nie wydaje Ci się, że do rachunku korzyści i strat należy dopisać dzieci, które w tej jakże moralnej "rodzince" zostaną poczęte? Jeżeli dobrze rozumiem nie ma dla ateisty znaczenia kto jest ojcem, kto odpowiada za wychowanie dzieci. Związek 5 ludzi jest nietrwały więc nie ma tez znaczenia trauma dzieci poczętych w tym bajzlu jaką przeżywają gdy mamusia opuszcza tatusia, tylko kto jest tatusiem? :) Moralność w najczystszej postaci.

        Na pytanie: Ciebie należy nazwać idiotami wierzącymi w urojenia wszystkie te osoby,........ nie uzyskałem odpowiedzi.

        >>>>>>>Po pierwsze - wiara a nadzieja to dwie różne rzeczy.
        Oczywiście, ponieważ nadzieja jest często wiarą wbrew dowodom. Czyli nazwiemy więźniów obozów zagłady idiotami czy nie? Dowody bezsensowności ich wiary w ocalenie były niezbite i boleśnie potwierdzane każde dnia gdy wkładali swoich towarzyszy do pieca. Myślę, że nie mieli nastroju aby liczyć prawdopodobieństwo, że ich to nie spotka.

        >>>>Koza nie jest zdolna do wyrażenia świadomej woli, więc to eliminuje taką możliwość.
        Ze zwierzętami w jakiejś uproszczonej formie można się już "komunikować". Bez wątpienia "naukowcy" niebawem odkryją, że koza jest wstanie wyrazić swoją wolę, którą można odczytać z brzmienia głosu jaki wydaje i coś tam jeszcze dorobią... Czy wtedy związek 5 ludzi i kozy stanie się moralny? Poza tym koza nie jest stworzeniem tylko jakąś inną "formą energii" trochę większą porcją niż człowiek więc dlaczego związek z kozą miałby być niemoralny?

        Zauważ, że o chrześcijańskiej moralności nic nie napisałem więc nie wiem dlaczego ją atakujesz, chyba to już cecha branżowa, że tak powiem. Zadaję po prostu pytania z ciekawości gdzie jest granica moralności i co ją wyznacza w Twoich przekonaniach i konfrontuję odpowiedzi z moimi przekonaniami (żeby nie było niedomówień katolickimi).

        >>>>>Idź i czytaj więcej.
        Czytam obecnie o fałszowaniu Pisma Świętego i przeszukuję Vulgatę i Septuagintę. Trochę postów "naprodukowałeś" więc nie dziw się, że nie przez wszystkie przebrnąłem.

        Myślę, że powinieneś już pomyśleć o wydaniu książki, ten pomysł był gdzieś poruszany. Większość przedstawicieli społeczeństwo w którym żyję niechętnie czyta. Cierpią jeżeli mają do przeczytania kilka stron, że już nie wspomnę o czytaniu ze zrozumieniem. Uważam, że rozbudowując swój blog o kolejne tysiące postów ograniczasz liczbę potencjalnych czytelników, którzy po prostu nie dadzą rady przebrnąć prze tysiące wątków. Chyba masz też tę świadomość, że spisu treści też nie dasz rady rozbudowywać w nieskończoność.

        Pozdrawiam i przepraszam za niezamierzoną natarczywość w oczekiwaniu na odpowiedzi.

        • Jeśli można się wtrącić (i tak jestem nadaktywny w tych wątkach, ale nie umiem już inaczej).
          Uważam, że w ogóle upraszczasz sprawę - bo weźmy prosty fakt: związek 5 osób i kozy. I dzieci poczęte w tej rodzinie.
          Ktoś powie: dzieci cierpią, więc jest to niemoralne.
          Ale na to można odpowiedzieć bardzo prosto: dzieci cierpią bo nie rozumieją, że związek zoofilno-poligamistyczny jest piękny, i że jego nietrwałość jest zaletą :) Więc związek jest MORALNY, tylko dzieci tego nie rozumieją, stąd ich cierpienie. Edukujmy więc dzieci od przedszkola, że związek zoofilny jest dobry (nawiasem mówiąc już się to robi, promując zboczenie sodomiczne jako równoprawne heteroseksualizmowi).

          Nie ma żadnych niezbitych dowodów na to, że coś jest niemoralne. Serio. Człowiek z kręgosłupem widzi na pierwzy rzut oka, że coś jest złe, i nie potrzebuje do tego dodatkowych argumentów. Ateista, który stosuje moralność sytuacyjną, będzie upierał się, że złe jest to, co niesie cierpienie (ale nie da się dowieść, że zadawanie cierpień jest złe). Więc tak czy inaczej mamy do czynienia z myśleniem religijnym.

          • użytkownik usunięty

            "Więc tak czy inaczej mamy do czynienia z myśleniem religijnym."

            Coś Ty się chłopie uparł z tym myśleniem religijnym? Uważam zadawanie cierpienia za zło, ponieważ posiadam empatie, która wykształciła się w toku ewolucji. Gdzie w tym cokolwiek z religii? Nawet jeśli nie mogę tego udowodnić, nie czyni to mojej reakcji bezpodstawną.
            Skoro człowiek nie chcę cierpieć, to zadawanie mu go jest niemoralne. Nawet nie muszę udowadniać tego, że samo cierpienie jest złe, więc Twoje "myślenie religijne" ląduje w koszu.

            • Empatia to jedno, ale ocenianie czegoś w kategoriach moralnych to drugie. Jeśli nie chcesz myśleć w sposób religijny, możesz powiedzieć tak:

              "Nie krzywdzę ludzi bo posiadam empatię, co sprawia, że źle bym się z tym czuł. Idę więc za swoim popędem i nie krzywdzę".

              Ale jeśli powiesz, że krzywdzenie ludzi jest złe, niemoralne, to już uprawiasz myślenie religijne. Bo mówisz wtedy, że jest jakaś obiektywna wartość, którą należy respektować.

              "Skoro człowiek nie chcę cierpieć, to zadawanie mu go jest niemoralne".

              To jakiś ateistyczny dogmat? Bez jaj.

              Poza tym ludzka kategoria zła najczęściej daleko wykracza poza zadawanie cierpienia. Wyobraźmy sobie, że jestem w delegacji i zdradzam żonę, ona nic nie wie. Nie cierpi. Więc to co robię jest wg. ciebie moralne?

              • użytkownik usunięty

                "To jakiś ateistyczny dogmat? Bez jaj."

                99/100 osób uważa, że cierpienie obniża ich komfort życia, a więc zadawanie cierpienia wbrew ich woli jest niemoralne. Całkowicie pomijam kwestię oceny samego cierpienia. Opieram się tylko i wyłącznie na odbieraniu go przez innych. Omijam automatycznie oskarżenia o religijną postawę.

                "Wyobraźmy sobie, że jestem w delegacji i zdradzam żonę, ona nic nie wie. Nie cierpi. Więc to co robię jest wg. ciebie moralne?"

                Jest niemoralne, ponieważ ją oszukujesz (oczywiście musiałbyś podać dokładną sytuację w związku). Jej wiedza jest bez znaczenia.

                • A czemu oszukiwanie ma być złe? Mam na myśli sytuację idealną: ona jest dobra, chętna do seksu, ale ja i tak ją zdradzam.

                • "99/100 osób uważa, że cierpienie obniża ich komfort życia, a więc zadawanie cierpienia wbrew ich woli jest niemoralne. Całkowicie pomijam kwestię oceny samego cierpienia. Opieram się tylko i wyłącznie na odbieraniu go przez innych. Omijam automatycznie oskarżenia o religijną postawę."

                  Z tego co jest nie można wywnioskować tego, co być powinno. To, że cierpienie obniża czyjś komfort życia, nie oznacza jeszcze, że zadawanie go jest złe. To tylko twoja interpretacja.

                  Dla ateisty dobro i zło nie istnieje obiektywnie, jest tylko tworem umysłu, urojeniem.

                • użytkownik usunięty

                  "Z tego co jest nie można wywnioskować tego, co być powinno. To, że cierpienie obniża czyjś komfort życia, nie oznacza jeszcze, że zadawanie go jest złe. To tylko twoja interpretacja."

                  Jest złe, ponieważ wpływasz na czyjeś życie bez jego zgody. Zakładając nawet, że to jedynie interpretacja, to jest to interpretacja uzasadniona (czy ja sam lubię cierpienie? Nie.).

                • Tu nie chodzi o lubienie. Wiem, że ludzie nie lubią cierpieć i cierpieć nie chcą - można więc powiedzieć, że robienie im krzywdy jest dla nich przykre.

                  Ale nie można od razu mówić, że jest to obiektywnie niemoralne. Mówiąc, że coś jest niemoralne, odnosisz tę rzecz do kategorii zła. A czym jest zło jeśli nie ludzkim urojeniem?

                  Trudno mi to teraz wyjaśnić w kilku słowach. Generalnie jest tak: w świecie materii nie ma wartości, są tylko rzeczy zbudowane z materii. Żeby oceniać coś w kategoriach wartości, trzeba wierzyć, że wartości (jak dobro i zło) istnieją. Cierpienie istnieje - to wiem. Ale klasyfikacja cierpienia jako czegoś złego jest już klasyfikacją religijną, nie można tego pogodzić z ateistycznym obrazem świata. W ateistycznym obrazie świata są tylko fakty, rzeczy, zdarzenia - nie ma powinności, bo kto miałby je nadać, i skąd miałyby się brać?

                • O, napisałeś coś, z czym mogę się nie zgodzić :D

                  >>>Trudno mi to teraz wyjaśnić w kilku słowach. Generalnie jest tak: w świecie materii nie ma wartości, są tylko rzeczy zbudowane z materii.

                  Oraz produkty tejże materii, takie jak myśli, doznania estetyczne, uczucia, wyobraźnia. Koncepty myślowe.

                  >>>Żeby oceniać coś w kategoriach wartości, trzeba wierzyć, że wartości (jak dobro i zło) istnieją.

                  Dzięki naszym zmysłom, możemy zdefiniować te dwa koncepty myślowe obserwując świat dookoła. Jest to trudne zadanie i wymaga bardzo, bardzo dużo liczenia czynników.

                  Ty porównujesz koncepty bytów do bytów obiektywnej rzeczywistości, a na pewno wiesz po lekturze wątków Impactora, że różnica jest olbrzymia.

                  Złem okraślamy więc coś, co sumarycznie przynosi więcej szkody osobom związanym z daną sytuacją, niż korzyści.

                  Twoje zdradzanie żony będzie zawsze "złe", "niemoralne" (choć nie uważam by w 100% były to synonimy), ponieważ nie ma opcji, byś był absolutnie pewny, że ona się nie dowie.

                  ...To może być nawet ślad szminki na twojej szyi, lub przypadkowe złapanie choroby wenerycznej, o której diagnozie twoja żona dowie się przypadkowo.

                  Poza tym, zauważyłem, że twoje zdrady są 'lekkie' w tym sensie, że nie polegają na współżyciu z inną kobietą na boku i wiązanie się z nią emocjonalnie, tylko są to krótkie akty seksualne w pogoni za nowymi doznaniami, jakimiś potrzebami samczymi :) Byłoby ciężej z tą twoją lekkością w uczuciach, gdybyś kochał te swoje dziwki innymi słowy.

                  >>>Cierpienie istnieje - to wiem. Ale klasyfikacja cierpienia jako czegoś złego jest już klasyfikacją religijną, nie można tego pogodzić z ateistycznym obrazem świata.

                  Zupełna nieprawda. Cierpienie (powiedzmy fizyczne), sprawia, że czujesz się źle. Kiedy na ciebie patrzę i wiem dlaczego cierpisz (poparzyłeś się kawą), to odczuwam współczucie, bo mam empatię, i wiem jak sam bym się czuł, gdybym się poparzył. Podaję ci więc chłodną chusteczkę i określam ten czyn jako przykry wypadek, "zły wypadek", "zło". Oczywiście jest to stopniowane słowo, żebyś mi tu z czymś nie wyjechał i _muszę znać czynniki_

                  >>>W ateistycznym obrazie świata są tylko fakty, rzeczy, zdarzenia - nie ma powinności, bo kto miałby je nadać, i skąd miałyby się brać?

                  Nie. Nie trzeba boga, by istniała moralność, możliwość obiektywnego zdefiniowania danych zdarzeń jako złych lub dobrych. Wiesz do czego TRZEBA boga? Trzeba go do tego, by uznać czyny MORALNE lub MORALNIE NEUTRALNE za niemoralne! Lub, oczywiście na odwrót...

                  Eutanazja, aborcja, Impactor mnożył te przykłady gdzieś.

                  O tak, do tego trzeba boga i zorganizowanej religii.

                  Także twoje stwierdzenie, że bez boga brak jest powinności i wartości moralnych, jest dla mnie kompletnym nonsensem.

                • Jak sam widzisz aksjologię w ateizmie żeby była logicznie spójna można sprowadzić tylko do tego co sprawia Ci radość , cierpienie, smutek itp. Zło i dobro to pojęcia PUSTE. Z punktu widzenia naturalizmu zło i dobro nie istnieje, nie jest realnym bytem tylko urojeniem. Na tym gruncie niemożliwa jest sensowna aksjologia i stwierdzenia typu, że jest cierpienie jest np. "złe" - są po prostu twierdzeniami metafizycznymi, gdyż wszystko jest kierowane przypadkiem. Tak więc jak mówiłam Twoja aksjologia może być sprowadzona jedynie do tego co sprawia Ci przyjemność, cierpienie lub przykrość i nic ponad to. Nie ma mowy o obiektywnym istnieniu zła i dobra.

                  Widać, że pojęcia nie masz ( Impactor też nie) ani o metaetyce. Natomiast Dworzanin wie co pisze, a Ty tylko piszesz co wiesz. Łapiesz różnicę?
                  Ludzie, próbując definiować słowo "dobry" podają definicje niezgodną z tym, co "dobry" tak naprawdę oznacza. Po przeanalizowaniu, okazuje się, że w zależności od kontekstu, ktoś określający coś jako "dobre", ma na myśli np. "pożytek". Określenia te nie pokrywają się z predykatem "dobry" czyli nie zawsze to, co pożyteczne, musi być jednocześnie dobre. Ad rem: orzecznik "dobry" jest niesprowadzalny do żadnego orzecznika, odnoszącego się do własności świata naturalnego. "Dobry" oznacza pewną jakość pierwotną, której nie sposób zdefiniować, tak jak zdefiniować można jakości świata fizycznego. Ty popełniasz tzw. "błąd naturalistycznym".

                • "Oraz produkty tejże materii, takie jak myśli, doznania estetyczne, uczucia, wyobraźnia. Koncepty myślowe".

                  Więc nie ma miejsca na żadną moralność, żadne przykazania. Mogę sobie np. mówić, że człowiek ma prawo żyć - ale to jest tylko koncept w mojej głowie a więc urojenie.

                  ">>>Żeby oceniać coś w kategoriach wartości, trzeba wierzyć, że wartości (jak dobro i zło) istnieją.

                  Ty porównujesz koncepty bytów do bytów obiektywnej rzeczywistości, a na pewno wiesz po lekturze wątków Impactora, że różnica jest olbrzymia".

                  No właśnie sęk w tym, że jeśli dobro i zło są tylko tworem mojego umysłu (a nie są realnie obecne w świecie) to wartościowanie czegokolwiek nie ma sensu.

                  "Złem okraślamy więc coś, co sumarycznie przynosi więcej szkody osobom związanym z daną sytuacją, niż korzyści".

                  Nie. W takim razie mówi się po prostu, że coś jest szkodliwe. Zresztą szkody i korzyści wcale nie są takie jasne, nie wiadomo dokładnie jakie sa kryteria szkód. Zło to coś więcej niż szkoda - to jakość metafizyczna. Mogę zresztą znaleźć przykłady rzeczy, które nie są szkodliwe, a są złe, jak np. seks z trupem.

                  "Twoje zdradzanie żony będzie zawsze "złe", "niemoralne" (choć nie uważam by w 100% były to synonimy), ponieważ nie ma opcji, byś był absolutnie pewny, że ona się nie dowie."

                  Idąc twoim tokiem rozumowania, jak poproszę żeby poszła po zakupy, to też postępuję niemoralnie. Bo zawsze może zostać zabita w wypadku samochodowym w drodze do sklepu - nie mogę być absolutnie pewien, że tak nie będzie.

                  ">>>Cierpienie istnieje - to wiem. Ale klasyfikacja cierpienia jako czegoś złego jest już klasyfikacją religijną, nie można tego pogodzić z ateistycznym obrazem świata.

                  Zupełna nieprawda. Cierpienie (powiedzmy fizyczne), sprawia, że czujesz się źle. Kiedy na ciebie patrzę i wiem dlaczego cierpisz (poparzyłeś się kawą), to odczuwam współczucie, bo mam empatię, i wiem jak sam bym się czuł, gdybym się poparzył. Podaję ci więc chłodną chusteczkę i określam ten czyn jako przykry wypadek, "zły wypadek", "zło". Oczywiście jest to stopniowane słowo, żebyś mi tu z czymś nie wyjechał i _muszę znać czynniki".

                  Przypadkowe poparzenie to nie jest żadne zło moralne tylko przykry wypadek. Zło moralne musi być wyrządzone świadomie.

                  "Nie. Nie trzeba boga, by istniała moralność, możliwość obiektywnego zdefiniowania danych zdarzeń jako złych lub dobrych. Wiesz do czego TRZEBA boga? Trzeba go do tego, by uznać czyny MORALNE lub MORALNIE NEUTRALNE za niemoralne! Lub, oczywiście na odwrót..."

                  Czyli jednak istnieje jakieś obiektywne zło? Bo jeśli zło jest tylko w ludzkim umysle to nie da się go w żaden sposób obiektywnie zdefiniować. Podobnie jak nie da się obiektywnie zdefiniować idealnej długości naleśnika.

                  I nigdzie nie mówię, że potrzeba Boga do moralności. Ale potrzeba myslenia religijnego, że istnieje rzeczywistość ostateczna, jakieś wartości istniejące samositnie, itp. Jeśli chcesz żyć bez religii i wierzysz w obiektywne zło, to sam sobie zaprzeczasz.

                  Mogę kogoś obrabować. Jeśli masz empatię, możesz tej osobie współczuć - ale LOGICZNIE rzecz biorąc nie da się dowieść, że zrobiłem coś nie tak, że nie powinienem nikogo okradać. Żeby tak mówić, trzeba najpierw wierzyć w obiektywne wartości, które są poza naszymi umysłami.


                • >>>Więc nie ma miejsca na żadną moralność, żadne przykazania. Mogę sobie np. mówić, że człowiek ma prawo żyć - ale to jest tylko koncept w mojej głowie a więc urojenie.

                  Właśnie tej filozofii nie mogę pojąć. Dlaczego?
                  Moralność nie istnieje jako byt obiektywnej rzeczywistości, ale jako koncept myślowowy będący zespołem norm, mieszaniną wpływu kultury, ewolucji, empatii i humanitaryzmu jak najbardziej istnieje obiektywnie.

                  >>>No właśnie sęk w tym, że jeśli dobro i zło są tylko tworem mojego umysłu (a nie są realnie obecne w świecie) to wartościowanie czegokolwiek nie ma sensu.

                  Ale nie są tylko tworem twojego umysłu. Lub są i AŻ są!
                  Są konceptami których definicje znamy, i na podstawie tych definicji opisywać rzeczy, które obserwujemy w zewnętrznej obiektywnej rzeczywistości ich nazwami.

                  >>>Nie. W takim razie mówi się po prostu, że coś jest szkodliwe.
                  Zresztą szkody i korzyści wcale nie są takie jasne, nie wiadomo dokładnie jakie sa kryteria szkód. Zło to coś więcej niż szkoda - to jakość metafizyczna. Mogę zresztą znaleźć przykłady rzeczy, które nie są szkodliwe, a są złe, jak np. seks z trupem.

                  hmmm. Seks z trupem jest złem w ujęciu kultury i tyle. Myślę, że ta twoja "jakość metafizyczna" to po prostu efekt kultury w jakiej się wychowaliśmy. Na gruncie logiki, seks z trupem jest czynem amoralnym, no chyba że krzywdziłbyś w ten sposób obserwujące to dzieci (ale tu już norma kulturowa, prawie-że) albo rodzinę trupka, która by sobie tego nie życzyła.

                  >>>"Twoje zdradzanie żony będzie zawsze "złe", "niemoralne" (choć nie uważam by w 100% były to synonimy), ponieważ nie ma opcji, byś był absolutnie pewny, że ona się nie dowie."

                  Idąc twoim tokiem rozumowania, jak poproszę żeby poszła po zakupy, to też postępuję niemoralnie. Bo zawsze może zostać zabita w wypadku samochodowym w drodze do sklepu - nie mogę być absolutnie pewien, że tak nie będzie.

                  Moje "absolutnie pewny" Nie oznaczało stu procent.
                  Prawdopodobieństwo, że cię w końcu przyłapie na tych powtarzalnych przez ciebie czynnościach, jest daleko większe niż to, że ciachnie ją autobus na pasach, kiedy wyślesz ją do sklepu. Oczywiście sytuacja byłaby inna - i o wiele bardziej adekwatna, gdybyś np. wysłał ją po zakupy w czasie ulewy, gołoledzi na drodze, w zamieci śnieżnej itp.

                  >>>Zupełna nieprawda. Cierpienie (powiedzmy fizyczne), sprawia, że czujesz się źle. Kiedy na ciebie patrzę i wiem dlaczego cierpisz (poparzyłeś się kawą), to odczuwam współczucie, bo mam empatię, i wiem jak sam bym się czuł, gdybym się poparzył. Podaję ci więc chłodną chusteczkę i określam ten czyn jako przykry wypadek, "zły wypadek", "zło". Oczywiście jest to stopniowane słowo, żebyś mi tu z czymś nie wyjechał i _muszę znać czynniki".

                  Przypadkowe poparzenie to nie jest żadne zło moralne tylko przykry wypadek. Zło moralne musi być wyrządzone świadomie.

                  Okej.
                  Olek przyfasolił ci na moich oczach w ryj za to, że nie dałeś mu odpisać wczoraj na kartkówce z matmy. Leżysz na ziemi, a on jeszcze chce cię skopać. Mam empatię więc jest mi ciebie żal, znam też pojęcie sprawiedliwości i zasady humanitaryzmu, które rozwinęły się w nas dzięki kulturze i ewolucji. Podbiegam więc do ciebie, odpycham Olka krzyczę w stronę nauczycielki by przyszła i pomagam ci wstać.
                  Znając czynniki, mogę określić zachowanie Olka jako obiektywnie złe.

                  >>>Czyli jednak istnieje jakieś obiektywne zło? Bo jeśli zło jest tylko w ludzkim umysle to nie da się go w żaden sposób obiektywnie zdefiniować. Podobnie jak nie da się obiektywnie zdefiniować idealnej długości naleśnika.

                  No pewnie że istnieje, tylko nie jako byt zewnętrznej, obiektywnej moralności, tylko jako koncept myślowy OPISUJĄCY byty obiektywnej rzeczywistości.

                  >>>I nigdzie nie mówię, że potrzeba Boga do moralności. Ale potrzeba myslenia religijnego, że istnieje rzeczywistość ostateczna, jakieś wartości istniejące samositnie, itp.

                  Czy te twoje myślenie religijne to nie jest po prostu zwykłe przyjęcie pewnych aksjomatów? Jeśli tak, to wiara religijna =/= wiara w aksjomaty

                  >>> Jeśli chcesz żyć bez religii i wierzysz w obiektywne zło, to sam sobie zaprzeczasz.

                  Dlaczego? Spróbuj wyładować swoją największą armatę i powiedzieć mi dlaczego?

                  >>>Mogę kogoś obrabować. Jeśli masz empatię, możesz tej osobie współczuć - ale LOGICZNIE rzecz biorąc nie da się dowieść, że zrobiłem coś nie tak, że nie powinienem nikogo okradać. Żeby tak mówić, trzeba najpierw wierzyć w obiektywne wartości, które są poza naszymi umysłami.

                  Jak to nie da się dowieść? Strata finansowa tej osoby.

                  To tak jak z tymi klamerkami ze sklepu. Ty mówisz, że nie da się powiedzieć, że robisz źle. Na co Impactor, że można, chyba że zastępujesz te klamerki innymi, żeby nie było straty dla sklepu. Na to ty znowu, że tak, ale tylko jeśli istnieją obiektywne wartości moralne poza naszymi umysłami. Na to ja że nie, bo strata finansowa. Na to ty, że co z tego, skoro miałoby nie być wartości moralnych. Na to ja, że właśnie je udowodniłem! STRATA FINANSOWA TEJ OSOBY!!!!

                • Zobacz @lokimojboze zobacz:


                  Wg Ciebie moralność jako byt będący konceptem myślowym istnieje obiektywnie.
                  Bóg jako byt będący konceptem myślowym istnieje obiektywnie.


                  Jak widzisz "dobro" i "zło" są takimi samymi urojeniami jak Bóg.

Zgłoś nadużycie

Opisz, dlaczego uważasz, że ten wpis nie jest zgodny z regulaminem serwisu:
o