Dobra ekranizacja słabej fikcji (cz. 3)

Kontynuacja tematu, którego poprzednie części osiągnęły limit 1000 odpowiedzi.

Link do części pierwszej:
http://www.filmweb.pl/film/Pasja-2004-38233/discussion/Dobra...

Link do części drugiej:
http://panzorjackhammer.com/pasja/

Przeglądając część drugą tematu, po przeczytaniu każdej strony proszę używać przycisku Wstecz w przeglądarce, zamiast przycisków z numerami stron widocznych na dole każdej strony.

Cześć druga tematu została skasowana przez niezidentyfikowanego moderatora. Administracji filmwebu nie udało się ustalić, przez kogo. Mimo przepytania wszystkich moderatorów, nikt się nie przyznał.

Udało mi się jednak odtworzyć większość postów i udostępnić do wglądu na zewnętrznym serwerze.

5
                • "To wypowiedź do mnie?"
                  Nie, do twojego wujka Zdziśka z Ciechocinka...

                  Ps
                  I nie pytaj skąd u mnie pomysł, że masz wujka Zdziśka w Ciechocinku, skoro cie nie znam.
                  (OT)

                • Nie wiem skąd u was taka niechęć do wszystkiego co z religią związane, ale dobra, macie prawo do swojego zdania. Problem w tym, że takie komentarze i wywody to nic wartościowego i pożytecznego. Jeśli myślisz, że człowiek wierzący porzuci religię tylko przez jakieś zarzuty w stronę Biblii i Kościoła to widocznie nie doceniasz siły jaką ma wiara.
                  Miejcie swoje zdanie i pozwólcie innym wierzyć.
                  Pozdrawiam.

                • Mariuszu...
                  po prostu kiedys tam, jak będziesz miał trochę czasu, to kliknij na nicku Impactora i przynajmniej przejrzyj nagłówki, które tam zamieścił. Po twojej wypowiedzi wnoszę, że albo niewiele (nic?) przeczytałeś z omawianych tu problemów, albo nie zastanawiałeś się nad żadnym nawet tych 10 sekund (potrzebnych na odklepanie zdrowaśki;)), tylko odrzuciłeś wszystko a priori jako "nic wartościowego i pożytecznego".

                  Oczywiście zrobisz jak zechce twoja wolna wola...;)

                  Również pozdrawiam!:)

                  Ps
                  "Miejcie swoje zdanie i pozwólcie innym wierzyć."
                  Jaaasne...dopóty któryś z was nie wysadzi się w metrze z moimi dziećmi wracającymi do domu ze szkoły, bo...uwierzył!
                  Pozwól, ze nie będę na to czekał z założonymi rękami...:/

                • Mariuszu http://www.filmweb.pl/film/Pasja-2004-38233/discussion/Chrze...

                  w tym temacie doskonale wyjaśniłem skąd się bierze niechęć do religii.
                  Jeżeli jesteś zainteresowany odpowiedzią na swoje pytanie, to zachęcam do zapoznania się z tekstem.

  • Uff… Udało mi się wreszcie dobrnąć do końca tego wątku. A był to wysiłek niebagatelny, zważywszy na potoki lejących się tu bzdur. Gdyby nie ich walor humorystyczny, nie dałbym rady. Impactorze, faktycznie, masakrujesz teistów, że nie ma co zbierać. Przynajmniej tych tutejszych.

    Podobno równie łatwo radzisz sobie z kapłanami i zawodowymi apologetami. Niestety nie udało mi się znaleźć w sieci żadnej informacji na temat dekonwersji niejakiego Toma Wrighta, biskupa którego rzekomo przekonałeś do ateizmu. Wydawałoby się, że porzucenie wiary przez prominentną postać kościoła anglikańskiego jest wydarzeniem wartym wzmianki w jej biografii. A jednak Wikipedia na ten temat milczy (wkleiłbym link, ale FW nie pozwala) . Tymczasem sam zainteresowany udziela m. in. wywiadu dla chrześcijańskiego portalu Christianity Today, gdzie zachęca aby czcić boga śpiewając psalmy. Oryginalne zachowanie jak na ateistę.

    Nie przydaje Ci to wiarygodności… ale wartość argumentów nie zależy od wiarygodności wypowiadającej je osoby - przejdźmy zatem do Twoich argumentów.
    1. Twierdzisz, że logika stosuje się do wszystkiego. Jak zatem godzisz aksjomat niesprzeczności z fizyką kwantową, superpozycjami, kotami Schroedingera, itp.?
    2. Ciągle powtarzasz, że metoda naukowa (hipotetyczno-dedukcyjna) jest jedyną znaną ludzkości metodą prowadzącą do wniosków możliwie najbliższych obiektywnej prawdzie. Skąd to wiesz? Jak uzasadnisz stosowanie metody naukowej nie powołując się w uzasadnieniu na nią samą?
    3. Dlaczego twierdzisz, że ciężar dowodu spoczywa na solipsystach, skoro opierają się oni jedynie na 100% pewnym dla nich fakcie, że oni sami istnieją? Ciężar dowodu spoczywa na tym, kto twierdzi, że istnieje coś ponad to.

    Z niecierpliwością czekam na odpowiedzi.

    • Gratuluję wytrwałości w lekturze, chociaż rozumiem, że element humorystyczny ułatwia trawienie.


      >>>>> Niestety nie udało mi się znaleźć w sieci żadnej informacji na temat dekonwersji niejakiego Toma Wrighta, biskupa którego rzekomo przekonałeś do ateizmu.

      Tak? Powiedz mi o tym coś więcej, bo pierwsze słyszę. O ile mnie pamięć nie myli, to pisałem jedynie, że z nim rozmawiałem. Być może resztę dopowiedziałeś sobie sam?

      Poza tym nawet, gdybym jakiegoś duchownego zdekonwertował, to na pewno nie podawałbym jego danych osobowych. Tacy ludzie związali swoje życie - nie tylko emocjonalne, ale i materialne - z konkretnym zawodem, i dla nich wychodzenie z teizmu niesie ze sobą o wiele poważniejsze konsekwencje, niż dla zwykłego teisty. Na myśl przychodzi chociażby utrata źródła utrzymania i możliwości wykonywania jedynego znanego zawodu.

      Dlatego też zdekonwertowani duchowni często są zmuszeni sytuacją do kontynuowania pełnienie swoich dotychczasowych funkcji. Zastanów się, ilu sam spotkałeś duchownych, którzy byli tak niefundamentalistyczni i "postępowi", że zdawali się niemal puszczać oko podczas wypowiadania twierdzeń teistycznych. Może owo wrażenie nie zawsze było jedynie wrażeniem? Jest to jeden ze sposobów, w jaki sobie muszą radzić.
      Pomocom duchownym w podobnych sytuacjach zajmuje się organizacja The Clergy Project zrzeszająca ateistów, którzy byli, lub nadal z przyczyn prozaicznych pozostają, duchownymi.

      Nie oczekuj więc personaliów zdekonwertowanch przeze mnie (lub kogokolwiek odpowiedzialnego) duchownych, nawet jeśli takowe miały/mają/będą miały miejsce, jeżeli oni sami nie czynią tego faktu publicznym.

      To apropos mojej utraconej wiarygodności, która – jak sam zauważyłeś – nie ma żadnego związku z wartością moich argumentów.



      Odnośnie Twoich pytań:

      1. „Logika stosuje się do wszystkiego” w ramach procesów wnioskowania.

      Na temat fizyki kwantowej wiem niedostatecznie wiele, by się na ten temat wypowiadać. Jednak z tego co o nich wiem, jestem skłonny powiedzieć tyle:
      przyjęcie, że nie mają one żadnego możliwego wyjaśnienia, i że nie tylko wydają się nielogiczne, lecz mechanizmy nimi rządzące rzeczywiście są nielogiczne - wymaga wiedzy absolutnej. A wobec jej braku, jest to argumentum ad ignorantiam.


      2. Skąd to wiem? Bo żadnej innej metody ludzkość - jako ogół - nie zna. Jeśli taką znasz, to nie chowaj ją przed resztą, tylko ją zademonstruj (oczywiście metodą naukową), i jeśli okaże się równie dobra, lub lepsza od metody naukowej, to cześć Ci i chwała za przyczynienie się do postępu poznawczego ludzkości. Na pewno dorobisz się niejednego instytutu badawczego nazwanego swoim imieniem :)


      3. Jestem pewien, że w ciągu ostatnich 2-3 tygodni prowadziłem na ten temat rozmowę na filmwebie, ale nie pamiętam dokładnie gdzie. Chyba na forum Agory. Dodam link do spisu treści, jak będę miał czas tego poszukać i dokończyć tamtą dyskusję.

      Odpowiem pokrótce:


      >>>>> Dlaczego twierdzisz, że ciężar dowodu spoczywa na solipsystach, skoro opierają się oni jedynie na 100%

      Ja z solipsystami w ogóle nie rozmawiam :)

      Nie da się udowodnić na poziomie aksjomatu logicznego, że coś poza mną istnieje. Ale nie ma to żadnego znaczenia, bo mamy co najmniej jedną niższą kategorię wierzenia, które też kwalifikują się jako „wiedza”, na której poziomie można to udowodnić, i które jest absolutnie wystarczające (dla rozsądnego człowieka) do przyjęcia na potrzeby wszystkich zastosowań, że świat istnieje.

      Wiedza 100% jest równie nieosiągalna, co bezużyteczna.

      • Co do Toma Wrighta to należą Ci się przeprosiny. Musiałem źle zapamiętać, rzeczywiście napisałeś tylko, że z nim rozmawiałeś.

        Co do reszty…

        Ad 1. OK, czyli nie akceptujesz interpretacji pt. „kot jest jednocześnie żywy i martwy”, tak?

        Ad 2. Nie zrozumieliśmy się. Pytałem o uzasadnienie twierdzenia, że metoda naukowa prowadzi do prawdziwych wniosków. Potrafisz podać jakie uzasadnienie?

        Ad 3. Odszukałem Twoją rozmowę o solipsyzmie na forum Agory. Odniosę się do jej fragmentów.

        „1 – twierdzenie przyjmuje się za prawdziwe dopiero wtedy, kiedy zademonstruje się jego prawdziwość, lub przynajmniej wysokie prawdopodobieństwo. Nikt nie zademonstrował, że założenie o nieistnieniu niczego jest prawdziwe. Ergo – nie ma podstaw do utrzymywania takiego stanowiska.”

        Przerzucasz brzemię dowodu. Rozpocznijmy od punktu wyjścia greckich sceptyków - nie wiemy, czy coś poza nami samymi istnieje, czy nie. Zademonstruj dowody, które świadczą na korzyść hipotezy „istnieje coś poza mną” i/lub na niekorzyść hipotezy „nie istnieje nic poza mną”.

        „2 – nawet, gdyby istniały takie podstawy, to nadal „pozostawanie solipsystą” nie miałoby żadnego praktycznego znaczenia”

        Nieprawda, to ma fundamentalne znaczenie z sferze etyki. Jeśli inni ludzie są tylko projekcjami mojego umysłu, to nie muszę się przejmować czy czynię im krzywdę.

        "Wiedza 100% jest równie nieosiągalna, co bezużyteczna."

        Nieosiągalna - zgoda, bezużyteczna?

        • Za mądrzy jesteście dla mnie, ale jedno pytanie mam. Skąd wiemy, że wiedza 100% jest nieosiągalna? I jeśli to wiemy, czy to nie jest właśnie wiedza 100%? Wiedza o tym, że nie możemy wiedzieć wszystkiego, musi sama w sobie być czymś absolutnie pewnym.

          • 100% pewna wiedza istnieje, tylko jest jej niewiele.

          • Powiedziałbym raczej, że to nie kwestia wiedzy tylko pewności. Nie można być pewnym niczego na sto procent, poniewaz nie znamy prawdy obiektywnej. Tak samo jak nie możemy być pewni co do źródeł wiedzy, czy żródeł poznania. Współczesna nauka jest napewno jednym z tych żródeł. Sceptyk powinien też wątpić w to, że warto wątpić.

          • >>>>> Skąd wiemy, że wiedza 100% jest nieosiągalna?

            Przyjmujemy to jako rozsądne założenie. Można to dodatkowo kwalifikować poprzez dodanie „na obecnym poziomie ludzkości”.



            >>>>> I jeśli to wiemy, czy to nie jest właśnie wiedza 100%? Wiedza o tym, że nie możemy wiedzieć wszystkiego, musi sama w sobie być czymś absolutnie pewnym.

            Przez wiedzę 100% mogę też mieć na myśli wiedzę obejmującą wszystko, co można wiedzieć.

            Wszystko, o czym rozmawiamy (i o czym rozmawiać możemy), ogranicza się poziomu od logicznych aksjomatów (1) w dół. Więc każde stwierdzenie o wiedzy absolutnej automatycznie nie wykracza poza poziom jeden. Nie dotyka poziomu 0, który moglibyśmy nazwać wiedzą absolutnie absolutną, stopniem najwyższym, wyższym nawet od logicznych aksjomatów.

            Muszę porobić rysunki, żeby składnie przekazać ten koncept, a na filmwebie nie ma tablicy :)

        • "OK, czyli nie akceptujesz interpretacji pt. „kot jest jednocześnie żywy i martwy”, tak?"
          To chyba dobrze, bo taka "interpretacja" funkcjonuje jedynie w kręgu nietrafionej popularyzacji nauki i kwantowych mistyków, którzy nigdy nie potrafią się zająknąć o dekoherencji. Prawdopodobieństwo, że kicia znajdzie się w dwóch stanach na raz wynosi zero.

        • 1. Nope.

          2. >>>>> Pytałem o uzasadnienie twierdzenia, że metoda naukowa prowadzi do prawdziwych wniosków.

          Nie tyle prawdziwych, co możliwie najbliższych prawdzie. Tak mogę to uzasadnić:
          Dzięki metodzie naukowej działa Twój komputer. Działa? Możesz przeczytać tą wiadomość? Oto moje uzasadnienie.

          3.
          >>>>> Zademonstruj dowody, które świadczą na korzyść hipotezy „istnieje coś poza mną” i/lub na niekorzyść hipotezy „nie istnieje nic poza mną”.

          Walnij się rzepką w kant biurka.
          Dowód definitywny? Nie. Wystarczający? W cholerę.


          >>>>> Nieprawda, to ma fundamentalne znaczenie z sferze etyki. Jeśli inni ludzie są tylko projekcjami mojego umysłu, to nie muszę się przejmować czy czynię im krzywdę.

          Musisz, musisz, bo tkwisz w świecie stworzonym przez Twój mózg, i jesteś obiektem działania jego praw. Więc krzywdząc ludzi 1- dostaniesz od innych ludzi czapę. 2- jeśli nie jesteś psychopatą, zacznie Ci to sprawiać poważny dyskomfort psychiczny dzięki mechanizmowi, który wytworzył się w nas dzięki wyewoluowaniu jako gatunek społeczny (nawet, jeśli jest to tylko twór wyobraźni, uwięziony w niej nadal mu podlegasz).


          >>>>> "Wiedza 100% jest równie nieosiągalna, co bezużyteczna."
          >>>>> Nieosiągalna - zgoda, bezużyteczna?

          Tak. Rzeczy nieosiągalne z natury rzeczy nie mogą być do niczego użyte :)

          A zakładając, że możemy ją uzyskać - w moim mniemaniu w większości przypadków nie dałaby nam ona znacząco więcej niż wiedza nieabsolutna uzyskaną metodą naukową.

          • 1. OK

            2. Czyli wiemy, że metoda naukowa działa ponieważ wiele razy ją przetestowano z pozytywnym skutkiem. Inaczej mówiąc używasz metody naukowej do uzasadnienia niej samej. To taki sam argument kołowy jak "Biblia jest prawdą, bo tak jest napisane w Biblii".

            3. "Walnij się rzepką w kant biurka. Dowód definitywny? Nie. Wystarczający? W cholerę."

            Bynajmniej. Wytłumacz mi w jaki sposób nie wiedząc nic na temat zewnętrznego świata (nawet tego czy istnieje), doszedłeś do wniosku, że taki a nie inny efekt uderzenia rzepką w stół jest dowodem na istnienie tego świata. Aby ocenić, czy rezultat jakiegoś doświadczenia jest dowodem na istnienie świata zewnętrznego, trzeba mieć najpierw jakieś kryteria według których dokonujemy tej oceny. Co to za kryteria i skąd je wziąłeś?

            "Musisz, musisz, bo tkwisz w świecie stworzonym przez Twój mózg, i jesteś obiektem działania jego praw. Więc krzywdząc ludzi 1- dostaniesz od innych ludzi czapę. 2- jeśli nie jesteś psychopatą, zacznie Ci to sprawiać poważny dyskomfort psychiczny dzięki mechanizmowi"

            Na pewno nie muszę do tego stopnia co w prawdziwym świecie. W moim świecie za krzywdzenie ludzi przeważnie czapa nie grozi, nie wiem jak w Twoim ;-) Poza tym, chyba nie usiłujesz powiedzieć, że dyskomfort jest równie dokuczliwy jeżeli masz świadomość, że nie krzywdzisz prawdziwych ludzi? Ostatecznie do tego właśnie służy krytyczne myślenie, które tak promujesz.

            • No cóż, pytanie które stawiasz(3) jest fundamentem egzystencji. W ogóle nijak ma to się z tematem i w żaden sposób nie udowadnia ani nie zbliża nas do odpowiedzi na temat istnienia czy nie istnienia Boga.

              Nawet jeżeli to wszystko jest iluzją to i tak musisz założyć, że masz świadomość, chyba, że masz inną definicje iluzji.

              Generalnie nie jest szaleństwem stwierdzić, że owszem, wszystko co nas otacza jest iluzją, bo nikt tak naprawdę nie zaznał obiektywnego świata a jedynie jego indywidualną interpretację.

            • 2. Nie. Używamy metody naukowej dlatego, bo jest jedyną znaną nam metodą na uzyskiwanie powtarzalnych, przewidywalnych i weryfikowalnych wyników.


              3. A kto powiedział, że nie wiem nic na ten temat? Od iluśtam lat jestem bombardowany bodźcami pozwalających mi konstruować w mojej głowie weryfikowalny obraz świata, którego użytkowanie tylko go potwierdza.

              Dokonuję akcji, otrzymuję reakcję – powtarzalną, przewidywalną, mierzalną. Czy to absolutny dowód na istnienie rzeczywistości? Nie. Czy jest on wystarczający? Jak najbardziej. O czym sam doskonale wiesz - w przeciwnym razie by Cię tutaj nie było, bo umarłbyś po miesiącu nieprzyjmowania pokarmów.


              >>>>> Na pewno nie muszę do tego stopnia co w prawdziwym świecie.

              Oczywiście, że musisz, bo tylko w nim istniejesz.


              >>>>> W moim świecie za krzywdzenie ludzi przeważnie czapa nie grozi, nie wiem jak w Twoim ;-)

              W Twoim świecie krzywdzenie ludzi nie prowadzi do negatywnych skutków dla Ciebie samego? To może jednak rzeczywiście istniejesz w innym świecie, a na filmweba wpadasz tylko w trakcie snu :)


              >>>>> Poza tym, chyba nie usiłujesz powiedzieć, że dyskomfort jest równie dokuczliwy jeżeli masz świadomość, że nie krzywdzisz prawdziwych ludzi? Ostatecznie do tego właśnie służy krytyczne myślenie, które tak promujesz.

              Czy ci nieprawdziwi ludzie posiadają samoświadomość? Na to wygląda.


              Prawdę mówiąc nie widzę sensu kontynuacji tej rozmowy, bo zadajesz pytania, na które sam doskonale znasz odpowiedzi, i krytykujesz pozycje, które sam utrzymujesz. A skąd wiem, że utrzymujesz? Bo bez ich utrzymywania nie byłbyś w stanie egzystować w tym świecie. A ja mam pilniejsze rzeczy do roboty, niż ganianie się w kółko.

  • użytkownik usunięty

    głupi temat

  • Dla utrzymania ciekawszych dyskusji w jednym miejscu, przenoszę tutaj rozmowę z urzytkownikiem Imitation z innego wątku:



    >>>>> Litości człowieku... Tu nie chodzi o wiarygodność, tylko o idiotyczne porównanie (wypisywałem ci już dlaczego). Do islamu, judaizmu, buddyzmu, Ozyrysa itp. jak najbardziej możesz porównywać chrześcijaństwo.

    Hehe, no ale właśnie o to chodzi – Ty uznałeś porównanie za idiotyczne z powodu wieku, po czym chcesz teraz za wszelką cenę od tego uciec. Faila masz zademonstrowanego, i koniec tego tematu.


    >>>>> Wiek nie dodaje wiarygodności, ale ma ogromne znaczenie. Jeśli ty nie widzisz różnicy pomiędzy starożytnym wierzeniem a bajką dla dzieci to już twój problem.

    :) Czyli w końcu przyznajesz się, że dodaje wiarygodności.
    Nie, niestety nie dodaje i nie ma znaczenia. Dobra, koniec tego.



    >>>>> Tak jestem kreacjonistą młodej Ziemi.

    Prawdę mówiąc nie wiem, dlaczego napisałem o pytaniach do kreacjonisty. Jasne - mógłbym wyskoczyć z trylionem oczywistych pytań, ale jaki sens ma oczekiwanie na nie odpowiedzi od kogoś, kto uważa, że świat ma 6 – 10 tyś lat? Równie dobrze mogę sobie podyskutować z kimś twierdzącym, że żyjemy w tolkienowskim Śródziemu.



    Ja nie tylko boga znalazłem w sercu, ale znalazłem tam też gadającą wiewiórkę z austriackiej bajki, i jako 8-latek popełniłem niemal samobójstwo – tak silną miałem w to wiarę „znalezioną w sercu”. Na to właśnie zdaje się znajdowanie czegokolwiek sercem, zamiast rozsądkiem.
    Potem mi przeszło, a po kilku latach posługi lektorskiej, z boga też wyrosłem – tak samo, jak Ty pewnie wyrosłeś z Mikołaja. Chociaż w wypadku kreacjonisty nie byłbym tego taki pewien...



    >>>>> Kiedyś też nie rozumiałem pewnych fragmentów Biblii, wydawały mi się absurdalne, jednak po kilku latach długich rozważań nad nimi, będąc otwartym na to, że mogę się mylić, zrozumiałem je i nie widzę w nich już nic niewłaściwego.

    Innymi słowy udało Ci się przekonać samego siebie, że w porządku jest uwierzyć w absurd.


    Wszystko, co napisałeś o bogu jest właśnie objawem pychy, roszczenia do wiedzy absolutnej. Znasz jego naturę lepiej, niż autor Biblii. Wiesz, które fragmenty opisują go właściwie, a które są zniekształcone, nie mając na uzasadnienie tego niczego poza „znalazłem boga w moim sercu”.

    W dodatku dotarłeś do etapu, na którym nic nie jest w stanie zmienić Twojej oceny. A tylko skończony głupiec może świadomie i celowo utrzymywać wierzenie niefalsyfikowalne.



    >>>>> Jezus Chrystus, który na każdym kroku łamie i potępia złe przykazania ST.

    To tylko demonstruje, jak bardzo oderwany jesteś od znajomości Nowego Testamentu. W spisie treści pod moim nickiem masz zarówno bestialstwa i głupoty Jezusa, oraz jego jednoznaczne potwierdzenie, że wszystkie antyludzkie nakazy Jahwe ze ST obowiązują każdego aż do końca świata, i ktokolwiek uczyłby inaczej będzie miał przesrane.

    Część odnośnie wiary i wiedzy również jest pokryta w punkcie trzecim spisu treści.
    Jak chcesz przykłady, to proszę bardzo:

    1. wierzenia absolutnie pewne (logiczne aksjomaty)
    Jeśli A jest tym, czym jest, to nie jest tym, czym nie jest.

    2. wierzenia które przyjmujemy za absolutnie pewne na podstawie dowodów wykazanych metodą naukową
    Teoria grawitacji. Teoria ewolucji. Teoria okrągłej ziemi. Teoria reprodukcji seksualnej.

    3. wierzenia uzasadnione (których prawdziwość jest wysoce prawdopodobna)
    Barak Obama jest w tej chwili żywy.

    4. wierzenia których nie ma podstaw uznania za prawdziwe
    W piekarni na rogu stoi z pudlem na smyczy.

    5. wierzenia, których są podstawy do uznania za nieprawdziwe
    W piekarni na rogu stoi elf z orkiem na smyczy.

    6. wierzenia, których fałszywość można wykazać
    W mojej szufladzie siedzi 2-metrowy Muminek. Otwieram szufladę. Muminka nie ma.
    Albo: świat ma 6-10 tysięcy lat.


    Dla Ciebie nie ma różnicy pomiędzy tymi wierzeniami, i wszystkie są wiarą.



    >>>>> "Odczuwanie w duszy" to inaczej wewnętrzne przekonanie o charakterze rzekłbym, że nawet nadprzyrodzonym, którego się nie da opisać w języku polskim i żadnym innym. Nie potrafię ci na to pytanie odpowiedzieć, gdyż ja w duszy jestem przekonany tylko, że to Jezus jest Bogiem. Nie wiem czy muzułmanin też odczuwa takie "przekonanie w duszy" o Allahu, ale wątpię w to.

    No więc ja odczuwam duszą, że Twoje wierzenie w Jahwe ma tyle same wspólnego z prawdą, co czyjeś przekonanie o krasnoludkach, bogu Mbombo oraz Thorze.
    I teraz albo przyznasz mi rację i uznasz, że oba równorzędne lecz przeciwstawne wierzenia są prawdą, albo wywalisz na śmietnik „odczuwanie duszy” jako absolutnie bezużyteczne przy ustalaniu co jest prawdą.




    >>>>> Skąd wiesz, że ktoś popełnia idiotyzm? Może to ty popełniłeś gdzieś błąd, tylko go nie widzisz? Może nie wystarczająco jasno wytłumaczyłeś idiotyzm w danym zdaniu współrozmówcy i on nie rozumie o co ci chodzi?

    Ponieważ przedstawiłem logicznie spójny, walenty ciąg argumentacyjny, lub wykazałem jego brak w argumentacji rozmówcy. Staram się zawsze wykazać konkretnie w którym miejscu argument rozmówcy się zawala. Niestety, rozmówca często teistyczny całkowicie to ignoruje, ponieważ logika jest niekompatybilna z twierdzeniami teistycznymi. I kiedy staje na rozdrożu, zazwyczaj kończy się to wrzuceniem przez niego logiki pod autobus, bo ze swoim ulubionym wierzeniem za cholerę się nie rozstanie. A to jest równoznaczne z niebyciem zainteresowanym utrzymywaniem wierzeń prawdziwych, tylko tych, które się tej osobie podobają.

    Uporczywe utrzymywanie takiej postawy mnie denerwuje. Owszem, może lepiej byłoby nie nazywać idiotycznego zachowania idiotyzmem, ale jestem tylko człowiekiem i moją wadą jest krótka cierpliwość do uporczywego popełniania tego samego idiotyzmu. Natomiast nigdy nie nazywam nikogo idiotą, dopóki nie popełni tego samego idiotyzmu co najmniej trzy razy.



    >>>>> Już każdy gimnazjalista wie, że przede wszystkim to zdanie z Biblii ma wymiar metaforyczny i niesie przesłanie

    Oczywiście. Tak samo, jak Władca Pierścieni jest wymiarem metafory, niesie przesłanie, co nie przeszkadza mu być Słowem Prawdziwego Boga Iluwatara, doskonale opisującym rzeczywistość i historię Ziemi. Trzeba tylko dobrze zrozumieć metaforę i owo przesłanie.


    >>>>> pociągają mnie słowa i przesłanie Chrystusa, które dają mi prawdziwą radość, odwagę, uczą pokory i miłości do nieprzyjaciół oraz pomagają mi i każdemu kto się do nich stosuje w codziennym życiu.

    Mimo, że są bezpośrednio sprzeczne ze słowami jego ojca Jahwe, którego słowa sam Jezus potwierdził.


    >>>>> ja po prostu zaufałem słowom Chrystusa, zaufałem, że jest Drogą, Prawdą i Życiem. Ty wolałeś zaufać temu światu, którego słowa są "równie umocowane w rzeczywistości" co moja wiara.

    Nie. Ja zaufałem jedynemu narzędziu, które stanowi jakąkolwiek wartość przy dochodzeniu do prawdy, które pozwala człowiekowi odróżniać rzeczywistość od fałszu, i docierać do stanowiska możliwie najbliższego obiektywnej rzeczywistości, czyli prawdzie. Czyli racjonalności, sceptycyzmowi, krytycznemu myśleniu.

    Ty natomiast wybrałeś wiarę, czyli dokładne tego przeciwieństwo.

    Polecam Ci słowa chrześcijanina Galileo Galilei:
    „Nie uważam, by ten sam Bóg, który obdarował nas rozumem, rozsądkiem i intelektem, oczekuje byśmy porzucili je w próbach odkrywania prawdy na rzecz jakichś innych środków.”

    Pozdrawiam

  • "W końcu sam Jezus w Ewangelii Mateusza 24:32-36 obiecał chrześcijanom koniec świata i dzień sądu przed rokiem 50 n. e., czym jednoznacznie udowodnił, że jest fałszywym prorokiem, a mimo to chrześcijanie nadal czekają."


    Mt 24, 34: "Zaprawdę, powiadam wam: Nie przeminie to pokolenie, aż się to wszystko stanie."

    Gdybyś czytał przypisy i znał inne teksty biblijne, wiedziałbyś, że w tym znaczeniu słowo "pokolenie" oznacza społeczeństwo Izraela na przestrzeni dziejów. Z tego zdania wynika to, że pokolenie Izraela będzie trwało aż do końca świata. Przecież często masz w starożytnych tekstach takie zdania: "Pokolenie Rzymian będzie trwało wiecznie" (Kroniki Tyrezjasza). To nie znaczy, że jedno pokolenie jest nieśmiertelne, ale ich ród nigdy nie wygaśnie. 


    ":) Naprawdę sądzisz, że nie znam dyżurnych failów apologetyzmu? Mniejsza z tym."


    Nie. Nie mniejsza z tym. Albo udowodnisz co w mojej wypowiedzi jest niewłaściwego, albo musisz przyznać, że to zdanie z PŚ nie oznacza, że Jezus jest fałszywym prorokiem. 
    Wszystko wskazuje, że "pokolenie" (tak jak w 90% starożytnych tekstów) oznaczało społeczeństwo danego narodu na przestrzeni dziejów.

    Nie może tak być, że teraz to opuścisz, a później będziesz oszukiwał innych użytkowników, że Jezus jest fałszywym prorokiem i jeszcze skompromitujesz się wpisując to do swojej książeczki, którą ponoć piszesz.

    Chciałbyś, żebym Twoje długie wywody, skomentował tak:

    ":) Naprawdę sądzisz, że nie znam dyżurnych failów krytykantów Biblii? Mniejsza z tym"
    ? :D

    • Wypowiedź Jezusa jest jednoznaczna. Żaden gość próbujący założyć nową sektę religijną nie miałby szans na zdobycie takiej ilości zwolenników, jeśliby obiecywał królestwo niebieskie za 5 000 lat. Żydzi byli uciśnieni wtedy, i Jezus – tak jak i każdy demagog – obiecywał im szybkie rozwiązanie i nagrodę. Oczywiście całkiem możliwe, że - jeżeli w ogóle istniał - nie robił tego z premedytacją, tylko szczerze w to wierzył na skutek zaburzeń psychicznych. Ostatecznie nie ma to żadnego znaczenia.

      Teraz - 2000 lat później - kiedy jego słowa są oczywistą bzdurą - na scenę wchodzi apologetyka, czyli próba nadania prostym i jednoznacznym słowom nowego znaczenia, aby chrześcijanie mogli poratować przed sobą resztki wiarygodności swojej religii, w miarę jak czas i postęp cywilizacji i nauki odziera je ze wszystkich jej pierwotnych twierdzeń spłodzonych przez kombinację ignorancji, mitomanii i niedojrzałości umysłowej.

      To, co apologeci robią z fałszywą obietnicą Jezusa, robią też z każdym innym biblijnym twierdzeniem, którego absurd dzisiaj jest oczywisty nawet dla przedszkolaka:

      - po 3500 lat dosłowności, z Adama i Ewy zrobiła się „metafora” akceptująca Wielki Wybuch i ewolucję człowieka z gatunków niższych (oczywiście pod warunkiem, że dany apologeta (np: Watykan) utrzymuje przynajmniej wątłe połączenie z rzeczywistością nie zaprzeczając teorii ewolucji, a przez to praktycznie każdej dziedzinie nauki).

      - z płaskiej, Ziemi w geocentrycznym układzie zrobiła się alegoria współczesnej kosmologii, a cztery rogi Ziemi i jej okrąg (czyli figura płaska) zamieniły się w kulę.

      - z wizji zagłady Rzymu przed rokiem 200 n.e. w Apokalipsie, zrobiła się zagłada całego świata

      itd., itp., i aż do usranej śmierci.


      Każdy absurd, którego po kilku tysiącach lat nawet przed skrajnie naiwnymi nie da się już bronić, chrześcijaństwo zmienia na „metaforę”, albo obdarza przypisem „Jezus wcale nie powiedział tego, co powiedział! On miał na myśli coś odwrotnego!”.
      A potem taki chrześcijanin, co to się przypisów naczytał i uwierzył, że ściekający mu po twarzy strumień moczu apologetów jest fontanną tajemnej szczerozłotej mądrości, przychodzi i poucza niedouczonych ateistów, jacy to oni są tępi, bo przypisów nie znają, albo nie widzą drugiego dna, znaczenia metafory (która w dodatku ma znaczyć coś dokładnie przeciwnego oryginalnej wymowie tekstu – to co to za metafora?!). I że oni oni też winni z wyrazem rozkoszy wcierać sobie w twarz tą intelektualną urynę. nad której wydalaniem apologeci pocili się od czasów Tomasza z Akwinu, wciśnięci pomiędzy młot absurdu Biblii i kowadło rzeczywistości.


      I tym oto sposobem, drodzy nieliteralni chrześcijanie - zostawiając za sobą smugę ściekających z Was intelektualnych ekskrementów apologetów – doprowadzacie się do poziomu nieodróznialnego od poziomu osoby interpretującej Dolinę Muminków jako metaforę księgi wszechmocnego Taty Muminka, a to co się w niej nie zgadza z rzeczywistością, jest metaforą i wymaga przypisu do właściwego zrozumienia.


      Czy taka odpowiedź Cię satysfakcjonuje?

      Dałbym Ci buzi, ale proszę, najpierw otrzyj sobie twarz.

      • użytkownik usunięty

        Twierdzisz, że Jeszua usiłował założyć religie ? Powiedz mi czy taki stan rzeczy ma jakiekolwiek logiczne podstawy, jeżeli tak, to jakie ?

        Napisałem wcześniej "głupi temat" a to dlatego, że oczekujesz od interlokutorów argumentów na poparcie twierdzeń teistycznych. Pomimo, że bardzo ładnie definiujesz termin wiara, to zupełnie nie rozumiesz jego rzeczywistej istoty.
        Załóżmy, że mamy niepodważalny dowód na istnienie Boga, wiesz z jakimi konsekwencjami się to wiąże ?

        • >>>>> Twierdzisz, że Jeszua usiłował założyć religie ?

          Nie, bo aby tak twierdzić, najpierw muszę mieć jakieś dobre podstawy by sądzić, że istniał.

          >>>>> Powiedz mi czy taki stan rzeczy ma jakiekolwiek logiczne podstawy, jeżeli tak, to jakie ?

          Chrześcijaństwo.



          >>>>> Załóżmy, że mamy niepodważalny dowód na istnienie Boga, wiesz z jakimi konsekwencjami się to wiąże ?

          Zależy od boga. Mówisz o Tacie Muminka, Thorze czy Latającym Potworze Spaghetti?

          • użytkownik usunięty

            "Nie, bo aby tak twierdzić, najpierw muszę mieć jakieś dobre podstawy by sądzić, że istniał."

            1| Harry Potter nie istniał, a przynajmniej nie ma żadnych podstaw by tak sądzić, jednak nie przeszkadza nam to by stwierdzić, że był on uczniem Hogwartu. Widzę, że wszędzie stosujesz analogiczne rozumowanie w przeciwnym razie musiałbyś się wstrzymać od jakichkolwiek twierdzeń o Jezusie.
            2| Twierdzisz, że nie twierdzisz, że Jeszua usiłował założyć nową religie. Jesteś hipokrytą, przeczytaj sobie twoje drugie zdanie w odpowiedzi do Imitationa.
            "Żaden gość próbujący założyć nową sektę religijną nie miałby szans na zdobycie takiej ilości zwolenników, jeśliby obiecywał królestwo niebieskie za 5 000 lat."

            "Chrześcijaństwo."

            Napisz mi jak definiujesz termin "religia" żeby uniknąć ewentualnych nieporozumień.

            Zależy od boga. Mówisz o Tacie Muminka, Thorze czy Latającym Potworze Spaghetti?

            O Bogu Biblii.




            • >>>>> Twierdzisz, że nie twierdzisz, że Jeszua usiłował założyć nową religie. Jesteś hipokrytą, przeczytaj sobie twoje drugie zdanie w odpowiedzi do Imitationa.

              Widzę, że muszę w punktach:
              1. Nie mamy dobrych podstaw sądzić, że biblijny Jezus istniał.
              2. Przyjmując na potrzeby dyskusji, że istniał gość - „prorok”, na którym bazuje mitologia chrześcijańska, są dwie główne możliwości:
              a) – miał zaburzenia psychiczne,
              b) - chciał założyć sektę.

              Są też oczywiście inne opcje, jak np.:
              c) - był synem Jahwe
              d) – był wysłannikiem Latającego Potwora Spaghetti mającego za zadanie sprawdzić, ilu głupców porzuci dar intelektu na rzecz naiwności

              ale dopóki nie ma podstaw uznać, że są one nawet możliwe, to nie pierwsze dwie pozostają jedynymi sensownymi.

              Więc tak – taki wniosek ma powyższe logiczne podstawy.


              >>>>> Napisz mi jak definiujesz termin "religia" żeby uniknąć ewentualnych nieporozumień.

              Zazwyczaj: system praktyk i zachowań wynikający z wierzenia w nadnaturalne istoty boskie.


              >>>>> Załóżmy, że mamy niepodważalny dowód na istnienie Boga biblii, wiesz z jakimi konsekwencjami się to wiąże ?

              Że jedyna nadzieja na ratunek ludzkości przed tym potworem-psychopatą leży w Szatanie?

              • użytkownik usunięty

                "Nie mamy dobrych podstaw sądzić, że biblijny Jezus istniał."
                Twierdzisz, że dobre podstawy są koniecznym czynnikiem do uznania, i uzasadnienia danego wierzenia ?
                Dalsze punktowane przez ciebie kwestie mijają się z główną istotą twierdzenia na które są odpowiedzią. Więc wstrzymam się od komentarza, ale przypomnę, ustaliłeś, że Jeszua usiłował założyć nową religię(sektę).
                Teraz przytoczę twoją definicję tego terminu "Zazwyczaj: system praktyk i zachowań wynikający z wierzenia w nadnaturalne istoty boskie."
                Rozumiem, że niespełnienie jednego z wymogów definicji dyskwalifikuje grupę wierzących do miana religii ?
                Chrześcijaństwu obcy jest system praktyk, pomijając kwestie, które mają charakter symboliczno-inicjacyjny (np chrzest). Jako chrześcijanin nie robię dosłownie nic co by można było podczepić pod ten punkt.
                Dlatego twierdzenie, że Jeszua usiłował założyć nową religie jest zwyczajnie głupie, i nie ma żadnych podstaw logicznych.

                1) Przy założeniu, które obrałeś musimy przyjąć, że Jeszua pełnił funkcję Guru, czyli założyciela i charyzmatycznego lidera sekty, który niejednokrotnie stosując techniki psychomanipulacji podporządkowuje sobie członków sekty, wymagając od nich bezwzględnego posłuszeństwa. Tak ujmuje sprawę Wikipedia.
                Myślę, że definicja całkowicie jasno przedstawia sprawę, i nie muszę ci tłumaczyć jak ma się to do postaci Jezusa.

                2) Biblia całkowicie przeczy zasadą konstruowania dobrze prosperującej religii! Innymi słowy łamie podstawowe prawa marketingu, które mają zastosowanie w pozostałych religiach.


                "Że jedyna nadzieja na ratunek ludzkości przed tym potworem-psychopatą leży w Szatanie?"

                Zastanawia mnie jak doszedłeś do takiego wniosku, oczywiście nie chodziło mi o takie przedstawienie sprawy, ale zaintrygowałeś więc pociągnijmy temat.

                • >>>>> Twierdzisz, że dobre podstawy są koniecznym czynnikiem do uznania, i uzasadnienia danego wierzenia ?

                  Tak.


                  >>>>> Rozumiem, że niespełnienie jednego z wymogów definicji dyskwalifikuje grupę wierzących do miana religii ?

                  Nie. Dlatego napisałem “zazwyczaj”. Istnieją też religie, które nie zawierają boga jako istoty nadprzyrodzonej - np. kult Stalina, Hitlera, albo Kim Jong Ila (chociaż z tym ostatnim na dwoje babka wróżyła).


                  >>>>> Chrześcijaństwu obcy jest system praktyk, pomijając kwestie, które mają charakter symboliczno-inicjacyjny (np chrzest). Jako chrześcijanin nie robię dosłownie nic co by można było podczepić pod ten punkt.

                  Wybacz, ale prychnąłem na klawiaturę. Czyli twierdzisz, że Twoje wierzenie w istnienie Jahwe i Jezusa nie wpływa w żaden sposób na Twoje życie i działania?
                  Jeśli tak, to gratuluję - jesteś pierwszym niereligijnym teistą, jakiego spotkałem – mitologiczną istotą, której istnienie do tej pory było tylko teoretycznie możliwe.
                  Tylko że wtedy nie mógłbyś nazywać się chrześcijaninem.


                  >>>>> 1) Przy założeniu, które obrałeś musimy przyjąć, że Jeszua pełnił funkcję Guru, czyli założyciela i charyzmatycznego lidera sekty, który niejednokrotnie stosując techniki psychomanipulacji podporządkowuje sobie członków sekty, wymagając od nich bezwzględnego posłuszeństwa. Tak ujmuje sprawę Wikipedia.
                  Myślę, że definicja całkowicie jasno przedstawia sprawę, i nie muszę ci tłumaczyć jak ma się to do postaci Jezusa.

                  Jeśli więc Jezus istniał, Biblia jest reprezentatywnym odzwierciedleniem jego słów i postawy, i nie był on chory psychicznie, to podana przez Ciebie definicja pasuje idealnie. Cieszę się, że się zgadzamy.



                  >>>>> 2) Biblia całkowicie przeczy zasadą konstruowania dobrze prosperującej religii! Innymi słowy łamie podstawowe prawa marketingu, które mają zastosowanie w pozostałych religiach.

                  Oj, św Paweł nie był perfekcyjny, ale o demagogii, propagandzie i kłamstwie w służbie chrześcijaństwa wiedział niejedno, więc nie odmawiaj mu umiejętności.



                  >>>>> Zastanawia mnie jak doszedłeś do takiego wniosku, oczywiście nie chodziło mi o takie przedstawienie sprawy, ale zaintrygowałeś więc pociągnijmy temat.

                  Kliknij na moim nicku i poczytaj o biblijnych czynach Jahwe, po czym skonfrontuj je z biblijnymi czynami Szatana. Wniosek wydaje mi się dość jednoznaczny.

                  Jeżeli nadal nie jesteś przekonany, to możemy zagłębić się w temat, ale wtedy musiałby stać się wyłącznym przedmiotem naszej rozmowy, bo nie mam zamiaru w każdym poście pisać kilkustronicowych elaboratów.

                • użytkownik usunięty

                  Skoro potwierdzasz, że dobre podstawy są koniecznym czynnikiem do uznania, i uzasadnienia danego wierzenia, to jakie stanowisko przyjmujesz w kwestiach przy których nauka jest bezradna ? Jeżeli nie mamy wystarczająco dostatecznej bazy informacji uzasadniającej dane zjawisko, to czy nie najlepszym usprawiedliwieniem tego faktu będzie przyjęcie tego na wiarę ?

                  "Nie. Dlatego napisałem “zazwyczaj”. Istnieją też religie, które nie zawierają boga jako istoty nadprzyrodzonej - np. kult Stalina, Hitlera, albo Kim Jong Ila (chociaż z tym ostatnim na dwoje babka wróżyła)."

                  Zmodyfikowałbym twoją definicję następująco; Zazwyczaj: system praktyk i zachowań wynikający z wierzenia. Ujmijmy sprawę ogólnie, bo obiektem wierzeń mogą być różne wartości. Mniejsza o podmiot kultu, liczy się związana z tym obrzędowość, czyli główny i nieodłączny element religii.


                  "Wybacz, ale prychnąłem na klawiaturę. Czyli twierdzisz, że Twoje wierzenie w istnienie Jahwe i Jezusa nie wpływa w żaden sposób na Twoje życie i działania?"

                  Wpływa i to bardzo, ale czym w ogóle są te działania ? Muszę zaznaczyć, że postawy życiowe nie mają nic wspólnego z religią, bardziej filozofią. Tak więc wszystkie działania wynikające z mojego światopoglądu nie są elementem obrzędowości, czyli religii.

                  "Jeśli tak, to gratuluję - jesteś pierwszym niereligijnym teistą, jakiego spotkałem – mitologiczną istotą, której istnienie do tej pory było tylko teoretycznie możliwe.
                  Tylko że wtedy nie mógłbyś nazywać się chrześcijaninem."

                  Jestem antyreligijny i zgodny co do twierdzeń, że religie to sekty. Też nie uznaję Biblijnego chrześcijaństwa za religie. Nie uważam, że relacja i wiążące się z nią "ograniczenia" mogą stanowić podłoże religijne.
                  Przykład: dziecko i rodzice - relacja ta określa pewien stosunek zachodzący pomiędzy dwoma podmiotami (Dziecko, Rodzice) i kwestie wynikające z tego stosunku. Jednak nie mówimy, że jest to religia.


                  "Jeśli więc Jezus istniał, Biblia jest reprezentatywnym odzwierciedleniem jego słów i postawy, i nie był on chory psychicznie, to podana przez Ciebie definicja pasuje idealnie. Cieszę się, że się zgadzamy."

                  Czyli jednak muszę ci tłumaczyć jak się ma to do Jezusa ? ...
                  Jeżeli chcesz uzasadnić swoje absurdalne wnioskowanie to przedstaw fragment ewangelii, który przedstawia Jezusa w świetle przytoczonej definicji.Jak nie to siedź cicho.

                  "Oj, św Paweł nie był perfekcyjny, ale o demagogii, propagandzie i kłamstwie w służbie chrześcijaństwa wiedział niejedno, więc nie odmawiaj mu umiejętności."

                  Posiłkuj się przykładami, żeby dodać autentyczności swoim twierdzeniom, stosujesz tzw. suchą argumentację.

                  "Jeżeli nadal nie jesteś przekonany, to możemy zagłębić się w temat, ale wtedy musiałby stać się wyłącznym przedmiotem naszej rozmowy, bo nie mam zamiaru w każdym poście pisać kilkustronicowych elaboratów."

                  Dobra, to pomińmy absurdalne twierdzenie, które postawiłeś i wróćmy do głównej myśli.
                  Załóżmy, że mamy niepodważalny dowód na istnienie Boga Biblii, wtedy automatycznie zostaje odebrana nam wolna wola, a wiara traci znaczenie. Dlatego ty oczekując od ludzi uzasadnień, robisz coś co już na wstępie jest sprzeczne z logiką.

                • >>>>> Skoro potwierdzasz, że dobre podstawy są koniecznym czynnikiem do uznania, i uzasadnienia danego wierzenia, to jakie stanowisko przyjmujesz w kwestiach przy których nauka jest bezradna ?

                  Jedyne uczciwe stanowisko, które może utrzymywać osoba zainteresowana utrzymywaniem możliwie wielu prawdziwych wierzeń i możliwie niewielu wierzeń fałszywych.
                  Owo stanowisko brzmi: „Nie wiem, i nie będę zmyślał dopóki się nie dowiem”.


                  >>>>> Jeżeli nie mamy wystarczająco dostatecznej bazy informacji uzasadniającej dane zjawisko, to czy nie najlepszym usprawiedliwieniem tego faktu będzie przyjęcie tego na wiarę ?

                  Czyli wg Ciebie lepiej jest wyssać coś z palca i w to uwierzyć, niż wstrzymać jakikolwiek osąd dopóki będą dobre powody sądzić, że jakakolwiek odpowiedź jest prawdziwa?


                  >>>>> Zmodyfikowałbym twoją definicję następująco; Zazwyczaj: system praktyk i zachowań wynikający z wierzenia.

                  Nie. Wtedy każde wierzenie byłoby religią, od wierzenia w rozkład autobusów, po wierzenie, że Ziemia jest kulą.

                  Religia – wierzenie w, i czczenie nadludzkiej, nadnaturalnej siły.


                  >>>>> Muszę zaznaczyć, że postawy życiowe nie mają nic wspólnego z religią, bardziej filozofią.

                  To zdanie jest prawdziwe tylko dla ateistów.


                  >>>>> Jestem antyreligijny i zgodny co do twierdzeń, że religie to sekty.

                  >>>>> Czyli twierdzisz, że Twoje wierzenie w istnienie Jahwe i Jezusa nie wpływa w żaden sposób na Twoje życie i działania?"
                  >>>>> Wpływa i to bardzo

                  Powyższe dwa zdania się wykluczają.
                  Tak jak mówiłem – każde działanie wynikające z wiary w nadnaturalne istoty boskie jest relgią.



                  >>>>> Jeżeli chcesz uzasadnić swoje absurdalne wnioskowanie to przedstaw fragment ewangelii, który przedstawia Jezusa w świetle przytoczonej definicji.Jak nie to siedź cicho.

                  Ech, powinni mi za to płacić.


                  1. “Jeszua pełnił funkcję Guru, czyli założyciela i charyzmatycznego lidera sekty...”

                  Możemy się zgodzić co do tego, że Jezus był założycielem i przywódcą grupy apostołów oraz uczniów, czy na to też potrzebujesz przypisów?

                  2. „... który niejednokrotnie stosując techniki psychomanipulacji podporządkowuje sobie członków sekty, wymagając od nich bezwzględnego posłuszeństwa.”
                  O rany, gdzie zacząć?
                  - Łk 14:26
                  Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem.
                  - Mar 16:24
                  Nakaz bezwzględnego posłuszeństwa.
                  - Mat. 23:13–34, 13:40–43, 25:41, J 3:16
                  Grożenie piekłem tym, którzy go nie przyjmą za mesjasza.
                  - Marek 16:16
                  Jeszcze bardziej bezpośrednia groźba. Jest tego więcej (i niektóre są lepsze, ale nie pamiętam wersów), lecz myślę, że wystarczy. I jedno by wystarczyło.

                  Zauważ, że w judaizmie piekło nie istniało, a człowiek mógł znaleźć wytchnienie od Jahwe przynajmniej po śmierci, w Szeolu. To Jezus stworzył koncept piekła i dzięki niemu zamknął człowieka w wiecznej torturze, tworząc przy okazji najbardziej groteskową wizję sprawiedliwości pośród wszystkich mitologii.


                  >>>>> "Oj, św Paweł nie był perfekcyjny, ale o demagogii, propagandzie i kłamstwie w służbie chrześcijaństwa wiedział niejedno, więc nie odmawiaj mu umiejętności."
                  >>>>> Posiłkuj się przykładami, żeby dodać autentyczności swoim twierdzeniom, stosujesz tzw. suchą argumentację.

                  Rany. Myślałem, że możemy przyjąć, że obaj czytaliśmy Biblię.
                  Rz 3.7 – Paweł przyznaje, że używanie kłamstwa w służbie chrześcijaństwa jest jak najbardziej OK.

                  2 Cor. 12.15-16, 1 Cor. 9.19-23, 2 Cor. 11.8 – inne wersy zdradzające jego naturę i przekonanie że w służbie Jahwe wszelkie oszustwa są usprawiedliwione.




                  >>>>> Dobra, to pomińmy absurdalne twierdzenie, które postawiłeś i wróćmy do głównej myśli.

                  :)
                  Jedynym absurdem tutaj obecnym jest uważanie Jahwe – boga niesprawiedliwości i podłości, wiecznej tortury, wampira podniecającego się krwią noworodków, mordercy 28mln ludzi w samej Biblii, miłośnika masowych gwałtów, oprawcy ludzkości o osobowości rozpieszczonego 5-latka wyrywającego muchom skrzydełka, nadnaturalnej istoty uciekającej przed przedmiotami z żelaza oraz odciętymi penisami, który przez 6000 lat nie potrafił spieprzył wszystko, czego się tknął - za boga dobrego, albo mądrego.
                  To ci dopiero absurd.


                  >>>>> Załóżmy, że mamy niepodważalny dowód na istnienie Boga Biblii, wtedy automatycznie zostaje odebrana nam wolna wola, a wiara traci znaczenie.

                  Hehe...
                  Muszę w punktach, bo za dużo błędów logicznych w jednym:
                  1 – istnienie Jahwe automatycznie uniemożliwia istnienie wolnej woli, niezależnie od tego, czy masz niepodważalny dowód, czy nie.
                  2 – wiara nie traci sensu, bo nigdy sensu nie miała. Zależnie od typu, wiara jest albo naiwnością, albo urojeniem (przeczytaj gradację wierzeń ze spisu treści), a owe nigdy sensu nie miały.
                  3 – Popatrz, jak ładnie mitologia chrześcijańska sama się przewraca o własne nogi: Szatan miał tylko wiarę, czy miał niepodważalny dowód na istnienie Jahwe? Miał dowód. A mimo to nadal mógł się zbuntować. Więc posiadanie uzasadnionego wierzenia nie odbiera nikomu możliwości olania Jahwe.


                  Naprawdę sądzisz, że stoisz na stanowisku z którego można zarzucać innym błędy w logice?

                • użytkownik usunięty

                  "Jedyne uczciwe stanowisko, które może utrzymywać osoba zainteresowana utrzymywaniem możliwie
                  wielu prawdziwych wierzeń i możliwie niewielu wierzeń fałszywych.
                  Owo stanowisko brzmi: „Nie wiem, i nie będę zmyślał dopóki się nie dowiem”.

                  Można też przyjąć na wiarę i utrzymywać pogląd tak długo, aż nie znajdziemy lepszego, alternatywnego rozwiązania (tym bardziej, że nadnaturalność jest najlepszym wytłumaczenie danego zjawiska)
                  Tak przynajmniej uczyniło wielu niewierzących naukowców badających fenomeny religijne.
                  Nauka jest przydatnym narzędziem w dowodzeniu, że dane zjawisko stanowi obiekt nadprzyrodzony.
                  Chciałbym zaznaczyć, że nie oceniam postawy, nakreślam jedynie przebieg spraw w praktyce.


                  „Czyli wg Ciebie lepiej jest wyssać coś z palca i w to uwierzyć, niż wstrzymać jakikolwiek osąd dopóki będą dobre powody sądzić, że jakakolwiek odpowiedź jest prawdziwa?”

                  W sytuacji gdy mam do czynienia ze zjawiskiem, które przeczy naukom przyrodniczym to najkorzystniejszym dla mnie wnioskiem, będzie uznanie faktu za nadprzyrodzony.


                  „Nie. Wtedy każde wierzenie byłoby religią, od wierzenia w rozkład autobusów, po wierzenie, że Ziemia jest kulą.”

                  Nie bo te aspekty nie obejmują obrzędowości.


                  „Religia – wierzenie w, i czczenie nadludzkiej, nadnaturalnej siły.”

                  W kultach cargo obiektem wierzeń są UWAGA - samoloty, które jak oni twierdzą – pochodzą z nieba i są kierowane na ziemię przez bogów!
                  Ten przykład całkowicie dyskredytuje twoją definicję. Ponadto nie uwzględniłeś w niej obrzędowości na którą tak zacięcie zwracam uwagę.


                  „To zdanie jest prawdziwe tylko dla ateistów.”
                  Nie.

                  „Powyższe dwa zdania się wykluczają.”
                  Nie.


                  „Tak jak mówiłem – każde działanie wynikające z wiary w nadnaturalne istoty boskie jest relgią.”

                  Wiara w samoloty, które nie są nadnaturalną istotą boską też jest religią, jak i działania z niej wynikające również są elementem religii. Widzę, że kompletnie nie rozumiesz na czym polega różnica w działaniu z pobudek religijnych a pobudek światopoglądowych.
                  To pierwsze stanowi całokształt działań, czynów, które są koniecznym czynnikiem gwarantującym "kontakt" z Bogiem! Przykłady takich działań; pielgrzymki, adoracje obrazów, kadzenia, sakramenty, asceza, klepanie wierszyków (modlitw), mantra, medytacja, i wiele innych. Chodzi o wszelkiego rodzaju praktyki duchowe.
                  Natomiast działania wynikające z pobudek światopoglądowych, to np. ewangelizacja, nauczanie w danym zakresie itp.


                  "Jedynym absurdem tutaj obecnym jest uważanie Jahwe – boga niesprawiedliwości....."

                  Nie. Absurdem jest uważanie, że Bóg Jahwe taki jest ;)


                  „istnienie Jahwe automatycznie uniemożliwia istnienie wolnej woli, niezależnie od tego, czy masz niepodważalny dowód, czy nie.”

                  Zwolennik predestynacji, determinizmu ? Nie wiem na jakich podstawach budujesz te absurdalne twierdzenia, ale chętnie posłucham.


                  „ wiara nie traci sensu, bo nigdy sensu nie miała. Zależnie od typu, wiara jest albo naiwnością, albo urojeniem (przeczytaj gradację wierzeń ze spisu treści), a owe nigdy sensu nie miały.”

                  Wiara traci sens w chwili gdy pod wpływem dowodów staje się wiedzą. Czym jest wiara wg ciebie to już inna kwestia.



                  „ Popatrz, jak ładnie mitologia chrześcijańska sama się przewraca o własne nogi: Szatan miał tylko wiarę, czy miał niepodważalny dowód na istnienie Jahwe? Miał dowód. A mimo to nadal mógł się zbuntować. Więc posiadanie uzasadnionego wierzenia nie odbiera nikomu możliwości olania Jahwe."

                  Nie można podjąć wolnej decyzji odnośnie wiary w Boga przy bazie nieodpartych argumentów potwierdzających jego istnienie (chyba, że ktoś się uprze). Szatan posiada wiarę, ale w innym zakresie dlatego jego przypadek musimy rozpatrzyć oddzielnie. Kluczową kwestią dla zrozumienia istoty sprawy jest zrozumienie źródła stanowiącego podstawę do postępowania Szatana. Oczywiście była to pycha, WIERZYŁ on mocno, że może stać się równy Bogu. Innymi słowy polegał na swoim ograniczonym rozumie. Twierdzenie, które postawiłem „wtedy automatycznie zostaje odebrana nam wolna wola” jest wynikiem pochopnego działania z mojej strony. Bardziej chodziło mi o to, że wiara traci na znaczeniu wraz z utratą wolnej woli w tym zakresie.
                  Wiara stanowi istotny budulec w tworzeniu prawidłowo-funkcjonującej relacji między człowiekiem, a Bogiem.




                • użytkownik usunięty

                  Pominąłem niechcący kwestię Jezusa aka guru. Nie sposób się nie zgodzić, że przytoczone fragmenty poświadczają, że Jezus był guru. Jednak wypowiedzi Jezusa o których mowa, nie mają pejoratywnego znaczenia, a w takim świetle je przedstawiłeś.

                • >>>>> Można też przyjąć na wiarę i utrzymywać pogląd tak długo, aż nie znajdziemy lepszego, alternatywnego rozwiązania

                  Można też sobie wsadzić widelec w oko aż cały zniknie w oczodole i zrobić sobie o wiele mniej krzywdy, niż powyższą postawą. A można też zaniechać obu czynności.



                  >>>>> (tym bardziej, że nadnaturalność jest najlepszym wytłumaczenie danego zjawiska)

                  Od kiedy coś, na czego istnienia nie mamy żadnych dobrych powodów do uznania za prawdę, jest „najlepszym wytłumaczeniem”? Oto lista jedynie kilku stopni, które musisz przyjąć za prawdę zanim dotrzesz do Jahwe, jako najlepszego wytłumaczenia:


                  1. Świat stworzył pies sąsiada. Wiemy, że psy istnieją (+1), nie mamy podstaw by sądzić, że mogą stwarzać światy (-1). Wartość hipotezy = 0.
                  2. Świat stworzył Kubuś Puchatek. Brak podstaw do uznania, że istnieje (-1), brak podstaw do uznania, że może stwarzać światy (-1). Wartość hipotezy = -2
                  3. Świat stworzyła bogini Gaia, prababka Zeusa. Brak podstaw do uznania, że istnieje (-1), brak podstaw do uznania, że może stwarzać światy (-1). Wartość hipotezy = -2
                  3. Świat stworzył w biblijny Jahwe. Brak podstaw do uznania, że istnieje (-1), brak podstaw do uznania, że może stwarzać światy (-1). Opisujące go atrybuty są niezgodne z zasadami logiki, ponieważ wzajemnie się wykluczają (-1). Przypisywane mu czyny wykluczają część jego atrybutów, co dodatkowo podwarza wiarygodność opisu (-0.5) Wartość hipotezy = -3.5

                  To nie jest żart.
                  WSZYSTKIE powyższe możliwości są o wiele rozsądniejszymi i lepszymi wytłumaczeniami od Jahwe. Wiara w to, że pies Twojego sąsiada stowrzył świat jest PONAD 3 RAZY bardziej uzasadniona, niż wiara, że zrobił w to Jahwe.

                  Bardzo Cię proszę - następnym razem jeśli chcesz stworzyć jakiś sylogizm, zapoznaj się chociaż z podstawami logiki, bo w przeciwnym razie nasza rozmowa nie ma absolutnie żadnego sensu.


                  >>>>> Tak przynajmniej uczyniło wielu niewierzących naukowców badających fenomeny religijne. Nauka jest przydatnym narzędziem w dowodzeniu, że dane zjawisko stanowi obiekt nadprzyrodzony.

                  Żaden naukowiec warty miana naukowca nie przyjmuje hipotezy za prawdę przed jej zbadaniem.


                  >>>>> W sytuacji gdy mam do czynienia ze zjawiskiem, które przeczy naukom przyrodniczym to najkorzystniejszym dla mnie wnioskiem, będzie uznanie faktu za nadprzyrodzony.

                  Ponownie - nie mógłbyś byś w większym błędzie. Przeskoczyłeś dwa kroki:

                  1. Ustalenie, że zjawisko przeczące naukom przyrodniczym w ogóle miało miejsce.
                  Jak na razie nie istnieją żadne podstawy by sądzić, że ludzkość w ciągu 200 000 lat swojej historii natkną się na chociaż jedno takie zjawisko.

                  2. Kiedy takie zjawisko rzeczywiście zajdzie, wtedy jedynym uprawnionym wnioskiem będzie „Nie wiem. Sprawdźmy!”. I dopóki nie znajdziesz jego weryfikowalnego wyjaśnienia, to nie możesz wyściubić nosa z pozycji NIE WIEM.


                  Nie ma sensu odnosić się do reszty postu, jeżeli już w pierwszych dwóch akapitach prezentujesz tak fundamentalne błędy w procesie dochodzenia do wniosków.

                • użytkownik usunięty

                  Przedstawiłem różne ewentualności bazując na statystykach. Powiedziałem też, że wstrzymuję się od ocenienia postawy naukowców, którzy pod wpływem badań zmieniają swój światopogląd. Teoretyzujesz, a ja mówię jak jest w praktyce.
                  Też nie widzę sensu dalszego dialogu, pokazałeś już absurdalność swoich twierdzeń.

                  Dobranoc.

                • >>>>> Przedstawiłem różne ewentualności bazując na statystykach.

                  Nie mam pojęcia, o czym Ty mówisz. Nie podałeś żadnych statystyk, nie zauważyłe też jakichś ewentualności.


                  >>>>> Powiedziałem też, że wstrzymuję się od ocenienia postawy naukowców, którzy pod wpływem badań zmieniają swój światopogląd.

                  Każdy naukowiec zmienia swój światopogląd jeśli są ku temu dobre podstawy, jak np. wyniki badań.

                  Między innymi właśnie to odróżnia naukę od religii. Wiara jest niewrażliwa na rzeczywistość, i dlatego właśnie jest urojeniem, najlepszą receptą na tkwienie w absurdalnej pozycji oraz najlepszą metodą na uniknięcie dotarcia do prawdy, krzywdząc po drodze nie tylko siebie, ale i innych.


                  >>>>> Teoretyzujesz, a ja mówię jak jest w praktyce.

                  …. Czy Ty masz jakąś z góry ustaloną liczbę stwierdzeń odwrotnych od rzeczywistości, które musisz dziennie wyrobić?

                  Ja mówię jak jest w praktyce, oraz w opisującej jej teorii. Ty mówisz, jak jest (lub byłoby) w kuku-landzie.


                  >>>>> Też nie widzę sensu dalszego dialogu, pokazałeś już absurdalność swoich twierdzeń.

                  Powiedział autor słów:
                  „Można też przyjąć na wiarę i utrzymywać pogląd tak długo, aż nie znajdziemy lepszego, alternatywnego rozwiązania “

                  Kolorowych snów

                • użytkownik usunięty

                  Bym zapomniał :)

                  "Od kiedy coś, na czego istnienia nie mamy żadnych dobrych powodów do uznania za prawdę"

                  Przecież to jest tchórzliwy, przebiegły, chamski zabieg mający na celu zmieszania mnie z błotem!
                  Przepraszam, ale jak się ma to do mojego twierdzenia ? Ja mówię o zjawiskach!

                  "tym bardziej, że nadnaturalność jest najlepszym wytłumaczenie danego zjawiska"

                  Serio takie to trudne, żeby stwierdzić, że chodziło mi o różne rzeczy które religia określa cudami ?
                  Odniosłeś moją wypowiedź do Boga co jest nieskończonym absurdem! Tym bardziej, że mówiłem o naukowcach badających dane zjawisko (fenomeny religijne). Jak można dojść do wniosku, że tym zjawiskiem jest Bóg? Według impactora Bóg = obiekt laboratoryjny !!!!

                  Teraz już naprawdę kończę, bo twoje wypowiedzi wręcz ociekają tego typu chamstwem, a ja wolę uczciwe rozmowy.

                  Dobranoc x2.

                • >>>>> Przecież to jest tchórzliwy, przebiegły, chamski zabieg mający na celu zmieszania mnie z błotem! Przepraszam, ale jak się ma to do mojego twierdzenia ? Ja mówię o zjawiskach!

                  Nic podobnego. Ty mówisz o wyssanej z palca przyczynie tych zjawisk (o ile masz na myśli zjawiska, które w ogóle są podstawy uznać za istniejące). Nie ważne, czy jest nią bóg, czy "przyczyna nadnaturalna".


                  >>>>> Serio takie to trudne, żeby stwierdzić, że chodziło mi o różne rzeczy które religia określa cudami ?

                  Nie rozumiem, w jaki sposób to cokolwiek zmienia. Nie ma podstaw sądzić, że jakikolwiek cud miał kiedykolwiek miejsce, a Ty nie tylko przyjmujesz wiarę, że miał, ale w dodatku uważasz, że wskazują one na boga, lub przyczynę łamiącą fizyko-chemiczne prawa wszechświata.


                  >>>>> Odniosłeś moją wypowiedź do Boga co jest nieskończonym absurdem! Tym bardziej, że mówiłem o naukowcach badających dane zjawisko (fenomeny religijne). Jak można dojść do wniosku, że tym zjawiskiem jest Bóg?

                  ??????????
                  Podanie _przykładu_ z bogiem w rozmowie z teistą jest nieskończonym absurdem?

                  Naprawdę zaczynam coraz mniej rozumieć Twoje wypowiedzi.


                  >>>>> Według impactora Bóg = obiekt laboratoryjny !!!!

                  No i znowu nie wiem o co chodzi...
                  Wg impactora bóg jest takim samym obiektem laboratoryjnym, jak jednorożec, albo Kubuś Puchatek.


                  >>>>> Teraz już naprawdę kończę, bo twoje wypowiedzi wręcz ociekają tego typu chamstwem, a ja wolę uczciwe rozmowy.

                  Rzadko się to zdarza, ale naprawdę nie mam pojęcia, o co Ci chodzi zarówno w Twoich odpowiedziach, jak i w Twoich zarzutach.

                  Dobranoc

                • użytkownik usunięty

                  "Nic podobnego. Ty mówisz o wyssanej z palca przyczynie tych zjawisk (o ile masz na myśli zjawiska, które w ogóle są podstawy uznać za istniejące)."

                  Chyba wiem lepiej co mówię ? Tak mam na myśli takie zjawiska, i twierdzę że potencjalną przyczyną może być bodziec nadnaturalny. Przy czym zaznaczam, że nie przyjmuję tego do siebie, a wnioski wyciągam z autopsji (niewierzący naukowcy, którzy pod wpływem badań CUDÓW zmienili światopogląd.

                  "Nie ważne, czy jest nią bóg, czy "przyczyna nadnaturalna"."

                  Kolejna pułapka. W ogóle źle, nieuczciwie zbudowane zdanie. Cuda są obiektem badań, Bóg nie może być. Dlatego badając dany cud możemy mówić o ewentualnej przyczynie tych zjawisk, która przejawia cechy paranormalne.

                  "Nie rozumiem, w jaki sposób to cokolwiek zmienia. Nie ma podstaw sądzić, że jakikolwiek cud miał kiedykolwiek miejsce"

                  Po prostu nikt ci nie przedstawił, albo sam się nie pofatygowałeś, żeby zaznajomić się z niektórymi niepodważalnymi cudami. Są podstawy, tyle ze ich nie posiadasz

                  "a Ty nie tylko przyjmujesz wiarę, że miał, ale w dodatku uważasz, że wskazują one na boga, lub przyczynę łamiącą fizyko-chemiczne prawa wszechświata."

                  Kolejna pułapka, nigdzie nie mówiłem, że wskazują na Boga!

                  "Podanie _przykładu_ z bogiem w rozmowie z teistą jest nieskończonym absurdem?"

                  Kolejna pułapka, jeżeli przykład jest z dupy to oczywiście, zresztą jaki przykład ?????
                  To jest ten przykład ??

                  "Oto lista jedynie kilku stopni, które musisz przyjąć za prawdę zanim dotrzesz do Jahwe, jako najlepszego wytłumaczenia:"

                  Ja pisałem o przyczynie nadnaturalnej, i nic nie mówiłem, że ma ona jakikolwiek związek z Jahwe. Skąd więc ta cała paplanina ?


                  "Naprawdę zaczynam coraz mniej rozumieć Twoje wypowiedzi."

                  Ja teraz powątpiewam czy oby na pewno jesteś osobą zdolną do myślenia.


                  >>>>> Według impactora Bóg = obiekt laboratoryjny !!!!

                  No i znowu nie wiem o co chodzi...
                  Wg impactora bóg jest takim samym obiektem laboratoryjnym, jak jednorożec, albo Kubuś Puchatek.

                  Nie wiesz o co chodzi, bo komplikujesz sobie sprawę budując absurdalne twierdzenia, niemające spójności z tekstem na które są odpowiedzią.

                  Nie męcz mnie już.

              • "Że jedyna nadzieja na ratunek ludzkości przed tym potworem-psychopatą leży w Szatanie?"

                :D
                1 P 5, 8: "Bądźcie trzeźwi! Czuwajcie! Przeciwnik wasz, diabeł, jak lew ryczący krąży szukając kogo pożreć."

                Rzeczywiście jest w kim pokładać nadzieję :D

      • "Dałbym Ci buzi, ale proszę, najpierw otrzyj sobie twarz."


        ahahahaha wtf? :D
        To miało mnie obrazić? :D


        "Czy taka odpowiedź Cię satysfakcjonuje?"


        Oczywiście, że nie. Chociaż niemalże(!) ze wszystkim się zgadzam, jest ona zupełnie nie na temat (oprócz 1 akapitu, ale do niego wrócę za chwilę).
        Pełna zgoda, jeśli chodzi o to co niektórzy apologeci wyprawiają (np. twierdząc, że Adam i Ewa mogli w ogóle nie istnieć)

        1. Z tego co zrozumiałem, uważasz, że albo wszystko powinno się brać dosłownie, albo wszystko może być metaforą?
        Jeśli tak, to niestety jesteś w błędzie, gdyż w starożytnych tekstach występowały zarówno dosłowne opisy, jak i metafory, i to nie ulega wątpliwości. W większości zdań z Biblii da się odróżnić co ma wydźwięk metaforyczny, a co nie. Czasem jest to trudne, ale takie zdania nie stanowią nawet 1% PŚ.

        Z Twojego rozumowania wynika, że to zdanie też należy traktować dosłownie?:

        Iz 49, 2: "Ostrym mieczem uczynił me usta,
        w cieniu swej ręki Mnie ukrył.
        Uczynił ze mnie strzałę zaostrzoną,
        utaił mnie w swoim kołczanie."


        2. Słowa Jezusa, o których teraz rozmawiamy, nie mają nic wspólnego z metaforą — należy je traktować dosłownie.


        "Żaden gość próbujący założyć nową sektę religijną nie miałby szans na zdobycie takiej ilości zwolenników, jeśliby obiecywał królestwo niebieskie za 5 000 lat. Żydzi byli uciśnieni wtedy, i Jezus – tak jak i każdy demagog – obiecywał im szybkie rozwiązanie i nagrodę. Oczywiście całkiem możliwe, że - jeżeli w ogóle istniał - nie robił tego z premedytacją, tylko szczerze w to wierzył na skutek zaburzeń psychicznych."


        Jest to zwykłe gdybanie. Być może zwykły demagog nie przepowiadałby końca świata za kilka tysięcy lat, ale Bóg czemu nie?
        Możesz sobie mówić, że bardziej prawdopodobne jest, że był zwykłym prorokiem, niż Bogiem, ale to nie ma żadnego znaczenia. Rozmawiamy o tym jednym zdaniu, które według Ciebie jednoznacznie świadczy o tym, że Jezus był fałszywym prorokiem.



        "Wypowiedź Jezusa jest jednoznaczna.
        Teraz - 2000 lat później - kiedy jego słowa są oczywistą bzdurą - na scenę wchodzi apologetyka, czyli próba nadania prostym i jednoznacznym słowom nowego znaczenia"


        Nikt (a przynajmniej nie ja) nie próbuje nadawać tym słowom Jezusa nowego znaczenia.
        Jednak to nie zmienia faktu, że nie są one jednoznaczne. Równie dobrze mogą oznaczać, że naród Izraela będzie trwał do końca świata, jak i to, że koniec świata nastąpi przed rokiem 50 n.e.
        Jednak, gdy porównasz to zdanie z innymi starożytnymi tekstami, zauważysz, że moja wersja jest bliższa prawdzie, np.:

        "Pokolenie Rzymian będzie trwało wiecznie"— Czy słowo "pokolenie" w tym zdaniu oznacza jedno, ówczesne pokolenie, czy może społeczeństwo Rzymian na przestrzeni dziejów?

        Joz 7, 16: "Jozue wstał wcześnie rano i kazał wystąpić Izraelitom pokoleniami. Wskazane losem zostało pokolenie Judy." — Czy słowo "pokolenie" w tym zdaniu oznacza jedno, ówczesne pokolenie, czy może społeczeństwo Izraelitów na przestrzeni dziejów, podzielonych na rody synów Jakuba?


        Więc nawet jeśli te argumenty do Ciebie nie przemawiają, musisz uznać, że to zdanie może również oznaczać społeczeństwo Izraela na przestrzeni dziejów i tym samym nie możesz mówić innym użytkownikom, że te słowa jednoznacznie świadczą o tym, że Jezus był fałszywym prorokiem. Mam nadzieję, że już więcej nie popełnisz tego błędu.


        Pozdrawiam, Twój Imitation (czyt. imitejszyn)

        • >>>>> 1. Z tego co zrozumiałem, uważasz, że albo wszystko powinno się brać dosłownie, albo wszystko może być metaforą?

          Nie. Metafora jest wtedy, kiedy są dobre obiektywne powody do uważania że autora zamierzał metaforę, a nie wtedy, kiedy po kilku tysiącach lat treść literalnego traktowania tekstu (będącego rezultatem braku takich powodów), jego treść jest oczywistym idiotyzmem nawet dla dziecka, więc wobec z braku możliwości jego usunięcia, pozostaje ucieczka w apologetyzm, czyli nazywanie intelektualnego moczu krynicą szczerozłotej mądrości.



          >>>>> Jest to zwykłe gdybanie. Być może zwykły demagog nie przepowiadałby końca świata za kilka tysięcy lat, ale Bóg czemu nie?

          Szatan – też czemu nie?
          Odyn – też czemu nie?
          Kecalkoatl – też czemu nie?
          Mbombo – też czemu nie?
          Wszechmocny Tata Muminka - też czemu nie?

          Myślałem, że nie chciałeś gdybać...


          >>>>> Nikt (a przynajmniej nie ja) nie próbuje nadawać tym słowom Jezusa nowego znaczenia.

          http://pl.wikipedia.org/wiki/Pokolenie



          >>>>> Jednak to nie zmienia faktu, że nie są one jednoznaczne

          Mhmm, pewnie dlatego pierwsze pokolenie chrześcijan umierało w rozgoryczeniu bycia oszukanymi. Och, gdybyś tylko mógł im wyjaśnić, że pokolenie wcale nie znaczy pokolenie. Tylko że wtedy o wiele mniej z nich byłoby chrześcijanami :)


          >>>>> Joz 7, 16 — Czy słowo "pokolenie" w tym zdaniu oznacza jedno, ówczesne pokolenie, czy może społeczeństwo Izraelitów na przestrzeni dziejów, podzielonych na rody synów Jakuba?

          Oczywiście odpowiedź a).


          >>>>> Więc nawet jeśli te argumenty do Ciebie nie przemawiają, musisz uznać, że to zdanie może również oznaczać społeczeństwo Izraela na przestrzeni dziejów

          Ależ oczywiście. Dla apologety nawet czarne może znaczyć białe, a płaskie – okrągłe. Pytanie brzmi, czy są jakiekolwiek dobre obiektywne powody do uznania tego za prawdę. Takowych nie widzę.


          >>>>> Pozdrawiam, Twój Imitation (czyt. imitejszyn)

          Dziękuję za poratowanie mojego angielskiego.

          Pozdrawiam, Twój impactor (czyt. impaCtor)

  • Odyn wyraża swoją dezaprobatę wobec Papieża Franciszka - głowy kultu Jahwe:
    http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,15340290,Wat...

    Jest to jednoznaczne przesłanie dla chrześcijańskich ateistów nienawidzących Odyna ( http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/f/f8/Odin,_der... ):

    „I ukażę znaki na niebie i ziemi...”
    Nawracajcie się i wierzcie w Walhallę, albowiem Ragnarök jest bliski.

  • Wchodzę sobie na wypok, a tam filmweb :D http://www.youtube.com/watch?v=CU04Xpqnds0 -> http://www.youtube.com/watch?v=a-BgREkkjcg
    Nie podzieliłeś się tym z wiernymi słuchaczami czy coś przeoczyłem?

Zgłoś nadużycie

Opisz, dlaczego uważasz, że ten wpis nie jest zgodny z regulaminem serwisu:
o