Musimy dorosnąć lub zginąć...

genialne zdanie. Jeśli nie wyrośniemy z religii, to jako gatunek się pozabijamy. Może i religia dawała więcej profitów niż kosztów zanim nie było nauki. Teraz to anachronizm. Jak wyrostek robaczkowy. Już się nie przydaje, a można przez nią zginąć.

Bóg nie może być głupi i karać ludzi za to, że w niego nie wierzą. Przecież ukrywa się doskonale, jakie może mieć pretensje, że ktoś w niego nie wierzy. Gdyby był mniej wszechmocny i ukrywał się gorzej, to byśmy go zauważyli czy wykryli. Ale jest taki skuteczny z tą swoją wszechmocą, że naprawdę go nie widać. Więc jak może mieć do nas pretensje...

6
                • Uwazam ze zbyt pochopnie posadzasz o oszustwo tych, ktorzy nauczaja innych tego w co wierza.

                  Nie wiem, czy dobrze Cie rozumiem, wydaje mi sie, ze wychodzisz z zalozenia , ze jedynym czego mozemy i mamy prawo być pewni to naukowe fakty.

                  Inne rezczy - tj wierzenia - nazywasz urojeniami - ale to sa dla Ciebie tylko urojenie, a nie dla tych, którzy w nie wierzą. Oszustami są Ci, którzy świadomie wprowadzaja w innych w błąd a nie Ci, którzy
                  mowia to, w co na prawde wierzą. Moiwsz, ze Bog nie mowi, skad jestes tego taki pewny?
                  Zdecyduj się, czy nie wierzysz w Boga, czy nie wiesz, czy on istnieje. Niemusisz tez nazywac kłamca każdego, kto mówi, że słyszał Boga. Tego rodzaju nastawienie zdradza, że kierujesz się jakims rodzajem urazy. Wybacz jeśli w tym momencie zle Cie ocenilem, nie probuje Cie tak na prawde oceniać ale postanowilem napisac jakie jest moje odczucie w tej sytuacji.

                • Jeśli chodzi o ocenianie - proszę bardzo, możesz mnie oceniać. Mnie to nie przeszkadza, przeciwnie, lubię jak ktoś mówi to co myśli zwłaszcza jeśli to jest na poziomie.

                  Sorry, może "oszustwo" to silne słowo. Niestety tu pasuje. Jak ktoś mówi "Jezus cię kocha" - to kłamie. On nie wie czy Jezus mnie kocha. On powinien powiedzieć "Myśle, że Jezus kocha ludzi, myślę, że nadal żyje. TO moje zdanie. Wierzę, że Jezus cię kocha..." itp. Niestety nikt nic takiego nie mówi. Kategoryczny oznajmiający ton jest w owym "Jezus cię kocha". Coś w rodzaju "wiem, ze Jezus cię kocha". A ponieważ mówi to ktoś, kto nie wie, choć wierzy, to niestety kłamie. Dobra wola nie ma tu nic do rzeczy.

                  To jest szalbierstwo jak ktoś zagłaskuje swoje wątpliwości poprzez przekonywanie innych. Rozumiesz co chcę powiedzieć? Jak jakaś czternastolatka pójdzie do łóżka z chłopakiem
                  i wątpi czy dobrze zrobiła, to zaczyna innych przekonywać jak to było wspaniale. Jak inni uwierzą (a najlepiej pójdą w jej ślady), to przeżyje ulgę. Podobnie jest z wątpliwościami w wierze - tych wątpliwości nikt nie lubi (choć są one oznaką zdrowego rozsądku), i żeby się ich pozbyć ludzie starają się przekonać innych do tego w co sami wątpią, byle tych wątpliwosci się pozbyć.

                  No a psychologiczne rozróżnienie typu "Jeśli ktoś wierzy w swoje urojenia, to znaczy że głosząc je mówi prawdę" jest tu marginalne. Jak ktoś widzi smoka, bo ma halucynacje, to że nie umie ich rozpoznać jako halucynacji nie czyni z tych zwidów prawdy.

                  Tu pojawia się w ogóle pytanie od którego zaczęliśmy: Jeśli Bóg jest, to pozwala na zło i gra z nami w ciuciubabkę. A to jest głupie, więc prowadzi do wniosku, ze go nie ma. Skoro zaś go nie ma, to ludzie którzy głoszą, ze on jest kiwają innych. Oni mogą sobie wierzyć, żę Bóg jest. Ale oni nie wiedzą.

                  I tu jest sedno sprawy: Nie wiedzą, czy bóg jest (choć wierzą nawet głęboko), ale KŁAMIĄ twierdząc, żę jest. Gdyby byli uczciwi twierdziliby "wierzę żę jest. Nie wiem, wierzę..."

                  Tymczasem bardzo wygodnie owo "nie weim" zostaje pominięte. Pozostaje tylko "jest". I w tym sensie to jest kłamstwo i oszustwo. To tak jakby Ktoś myślał "Uważam, że Jasiu jest złodziejem", ale mówił tylko końcówkę tego zdania "Jasiu jest złodziejem".

                  To właśnie robi się w religii. Nie udawaj że nie wiesz - na lekcjach religii np ksiądz żadnemu dziecku nie powie "My księża nie wiemy czy Bóg istnieje, ale wierzymy, ze istnieje". Odchodzi siermiężna, prostacka indoktrynacja w stylu "Wiemy, żę Bóg istnieje, a kto w niego wierzy idzie do nieba, kto nie wierzy do piekła". To samo w kościele - we wszystkich kościołach. Może nie?

                  Ciekawy jestem czy ktoś uczony jest na lekcjach religii i w ogóle przez religijne osoby, wątpienia? Nie, przeciwnie, uczy się ludzi tłumienia swoich wątpliwości. Dokładnie tak jak we fragmencie "chaty" którą przytoczyłeś. Każe się ludziom pozbyć wątpliwości. I to właśnie jest podłe oszustwo. Inaczej tego nazwać nie można - odbiera się dzieciakom rozum. To podłe, bo to dzieje się nie dla dobra owych dzieciaków - to się robi po to aby pozbyć się własnych wątpliwości.

                • Twoje wnioski uwazam za cenne, jednak mysle, ze błędnie określasz czym wgle jest wiara.

                  Przypisujesz temu slowu znaczenie "wierzę" = "wydaję mi się" , "skłaniam się", "mam przeczucie", "przypuszczam", "nie wiem, ale tak mi mówi intuicja", nie sądze, zeby to była prawidlowa definicja wiary, wole tą z listu postola Pawla, że wiara jest pewnością tego, czego nie widzę - parafrazuja moglbym powiedziec, ze wiara jest pewnoscia tego, czego nie wiem (na podstawie łatwych doświadczalnych dowodów). Ale skoro jest pewnością to nie musze juz mówiż, ze "uważam, że"...
                  oczywiscie moge zaczac zdanie od "wierze, że .. " to świdaczyc moze o srkomnosci ale Jezus biblijny nie mowi, że wierzy, że Bog jest dobry on propsrut mowi "Bog jest dobry". OK Ty mozesz nie wierzyc w to co ktos mowi - on w to wierzy a ty nie. Mozecie sie nawzajem przkonywac albo zostac przy swoim "zdaniu", gorzej jesli bedziecie sie probowali pozabijac z tego powodu... (historia uczy ze zarowno wierzacy potrafia przesladowac niewierzacych jak i na odwrót)

                  Mieszasz tez dwa inne pojęcia - klamać i mowic nie prawde. To ze nie mowie obiektynie prawdy to nie znaczy jeszcze, ze kłamie. Klamstwo zaklada clowe wprowadzanie kogos w lad. Jesli klamstwo jest nieswiadome to tak naprawde nie jest klamstwem (oczywiscie tez nie staje sie wtedy prawda). Nie prawda pozostaje nieprawda niezaleznie od tego w co kto wierzy i tu masz racje. Ale jak mozesz stwierdzic, ze stwiuerdzenie "Jezus Cie kocha" jest zawsze kłamswtem? nwet jesli osoba mówiaca to rzeczywoscie klamie bo sama w to nie wierzy, albo probuje ukryc wlasne watpliwosci przekonujac kogos innego - to samo strwierdzenie pozsotaje prawdziwe badz nie tylko zaleznie od Natury samego Jezusa na tóra zaden klamca nie ma wplywu. Wiec prawda nawet w ustach klamcy poozostaje prawda jak i nieprawda pozostaje nieprawda w ustach kogos kto jest swiecie przekonany o tym co mówi.

                  Masz racje, ze ludzie kłamią. chrzescijanie kłamia i buddysci kłamia i ateiści tez kłamia. Kiedy naprawde wątpie, mówie wierzę. Kiedy mysle lewo mówie prawo, kiedy mysle nienawidze, mówie kocham, kiedy czuje, ze zaczynam wariowac, mowie - wszszytko ok itd.. Ale jestesmy tez zdolni do mówienia prawdy, my wszyscy. Nie powinienes zakladac, ze kazde wierzenia wywodza sie z klamswta. Tak jak i nie watpimy zawsze gdy ktos mówi nam "kocham Cie", tylko cieszymy sie tym.

                • Tak, podoba mi się ten romantyczny obraz wiary, który przedstawiasz słowami św Pawła: "To pewność". W tym jest coś pociągającego. W porządku. Ale św Paweł był dobrym psychologiem - on mówi jak można przeżywać wiarę - to jest poziom psychologiczny. Jak ktoś żywi na swój użytek taką wiarę pewnie mu jest dobrze. Takiej wiary jednak nie można przenosić na poziom społeczny - na poziom komunikowania czy wmawiania innym, że moja pewność jest obiektywna. To trochę tak jak ze sztuką: Mogę uważać że jakiś obraz jest doskonale piękny, ale głupio zrobię jeśli bedę innym wmawiać, że jest on doskonale piękny i mają też tak uważać.

                  Ja jestem pewny że Boga nie ma. Ale zdaję sobie sprawę że mogę się mylić. Na tym moja pokora polega. No i pamiętam słowa Jezusa: "Biada tym, którzy innym odbiorą wiarę".

                  Indoktrynacja natomiast jest podłością, bo odbiera ludziom rozum. A słowa św Pawła bardzo łatwo można odczytać jako zachęcenie do indoktrynacji.

                  Jeśli chodzi o kłamstwo - to zgoda, możemy tak to rozróżnic jak Ty proponujesz. Istota rzeczy polega tu jednak na tym, że ludize innym mówią JAK JEST nie wiedząc jak jest. I niezależnie od tego czy zdają sobie sprawę z tego czy nie, dobra wola tu jest czy zła, kłamią.

                • Popełniasz błąd pisząc, że Paweł przeżywał wiarę (i pewność wiary ) jedynie na poziomie psychologicznym. Czytając o Pawle w dziejach Apostolskich i oraz jego listy widać coś innego. Gdy zostal ośpepiony w Drodze do Damaszku,gdy przemowil do niego Jezus "czemu mnie przesladujesz?", gdy zostal uzdrowiony od ślepoty przez modlitwe jednego z wiernych w Damaszku - to niebylka psychologiczna modlitwa- to byla modlitwa majaca moc przywrocic wzrok. Gdy przez Pawal ktos zostawal uzdrawiany - jak np chlopiec który spadl z okna i sie zabil i zostal wskrzeszony pzrzmodlitwe wiernych - to nie bylo ytak, ze oni "wierzyli sobie" ze modlitwa ma sens oni to robi;li i to dzialalo. To było ich życie. Czytajac listy Pawla widac jego przekonanie o slusznosci tego co pisze, to nie są jakies gdybania.Choć nieraz dorzuca do tego co pisze - ze to jest jego zdanie. Ale najczesciej jesdnak nie uzywa zrwotu - takie jest moje zdanie- ale pisze, ze to i to zostalo mu obiawione przz Boga, ze do tego i tego powolal go Bog. Oczywiscie masz swoje zdanie na temat tego, czy jego powolania moglo byc autentyczne.Ale nie powinienes upoierac sie, ze dla niego to byla psychologia i nic poza tym.

                  Zgadzam sie jednak z Toba ze indoktrynacja jest niebezpieczna. Powinnismy być swiadomi, ze jestesmy tylko ludzmi i nawet jak jestesmy mocno przkonani o tym, ze Bog nam cos objawil, to pamietajmy, ze jestesmy tylko ludzmi i latwo mozemy cos przekrecic. Wiec jak najbardzej stosowanie "wierzę, że.." jest na miejscu - i pokazuje, ze jakies przekonanie wyplywa wlasnie z wiary a nie do konca musi byc faktem. Nie upieralbym sie jednak przy tym, ze taki zwrot "wiezre, ze.." jest zawse obowiazujacy. Jesli Twoje słowa maja moc by powiedzic kalekiej osobie by chodzila - to nie wazne tak naprawde czy powiesz - wierze, ze mozech chodzic, albo czy powiesz po prostu - chodź - tak naprawde liczy sie, czy ta osoba zostanie uzdrowiona, jesli wstanie na nogi mimo kalectwa - to bedzie wlasnie cód. Wiem, ze wkraczajac w kwestie codów poruszam drazliwy temat, bo ty chyba mozliwosci zajcia cudu odgornie odrzucasz?

                • No tutaj jest chyba podstawowa różnica między nami: Ty wierzysz, że Paweł naprawdę oślepł i naprawdę słyszał głos Jezusa. Ja uważam, że to mit. Każdy z nas wyciąga w związku z tym nieporównywane wnioski z tej opowieści, a więc też nie możemy spierać się kto ma więcej racji.

                  Ja Tobie jednak chcę zadać pytanie: Na jakiej podstawie ufasz tej opowieści. Dlaczego uważasz, że jest bardziej wiarygodna niż Upaniszady albo opowieści z Koranu? Skąd czerpiesz przekonanie, że gdybyś urodził się tysiąc lat temu w Indiach i czytał inne książki, to opowieść o Pawle byłaby nadal równie prawdziwa, choć Ty jako jednostka uważałbyś ją z pewnością za fałszywą. Jednym słowem: jakie niesubiektywne czynniki przekonują Cię, że warto czytać opowieści Nowego Testamentu dosłownie?

                • kurde.. znowu mi sie skasowal tekst, gdy Ci odpisywalem. Odpowiadajac na Twoje pytanie - Nie wim kim bym byl gdybym nie był soba ;p kto to wie... kto wie moze bylbym buddyjskim mnichem, albo joginem, moze dzicekiem swiatla a moze ateista.. tylko co z tego? Moge miec tylko nadzieje, ze kimkowliek bym nie byl - szukalbym prawdy. Wierze, ze kazdy ma do niej dostepnizaleznie od punktu wyjscia. Czasem jestesmy otoczeni stekiem klamstw ale prawda zawsze jest w poblizu, w biciu serca.. aNowy tetsament - moglbym uwazac za falszywy.. no coz.. nie uwzam, zeby Nowy czy stary Testament mial wylacznosc na prawde, prawda jest wszczedzie wokol i czytajac Nowy testrmen mozemy zarowno wnioskowac z niego prawde jak i klamswta. Jesli chdzi o moje podejscie do Nowego testamentu to nie ufam w 100% wersji ktora trzymam w reku, biore pod uwage ludzkie bledy ktore mogly wplywac na ostateczny wyglad tej ksiego. Darze natomiast ja duzym szacunkiem i staram sie szukac w niej prawdy. Jesli natomiast rozmawiamy o Pawle, to wlasnie rozmawiamy o postaci z Biblii wiec uwazam ze jak najbardziej na miejscu jest wyciagac wnioski na temat Pawla wlasnie napodstawie Biblii. Teoretycznie Pawel mogl wgle nie istniec, ale akurat nie widze powodow by to podwazac. (troche brakuje mi do tego narzedzi historycznych) ...

            • Wpis został zablokowany z uwagi na jego niezgodność z regulaminem

          • Cześć florian

            Z zainteresowaniem przeczytałem Twoją historię o cudzie czasu. Co prawda mniej-więcej od połowy pierwszego akapity byłem pewien, że chodziło o zmianę czasu (no bo przez racjonalność mam ograniczony umysł :)), ale niczego to jej nie ujmuje. To jest doskonały przykład na to, że przyczyną głębokich przeżyć „duchowych” może być fałszywe przekonanie o prawdziwości absolutnej fikcji.

            Czy pozwolisz, że zamieszczę link do Twojego posta w moim spisie treści? Kliknij na moim nicku, aby wiedzieć o czym mówię.

          • cześć :)
            Przypadkowo natknęłam się na Twój blog (?) i mnie tu przekierowało... To ciekawe co mówisz w tym fragmencie :

            "Byłem w ekstazie, zrozumiałem, ze moje zycie dzisiaj na zawsze się zmieniło. Całą resztę mszy klęczałęm i modliłem się żarliwie do Boga, czułęm jak moja dusza unosi sie i jak doświadczam po prostu ekstazy religijnej - do dzisiaj pamiętam to niezwykłę, wszechogarniające, cudowne uczucie bliskości Boga, połączenia się ze światem, odkrycia wszystkich prawd, zrozumienia wszystkiego co jest wokół mnie. Pamiętam tę słodycz, która spłynęła na mnie "z nieba", byłem przekonany, że moje ciało stało się lżęjsze. nie zaskoczyłoby mnie gdybym odkrył, ze unoszę się parę centymetrów nad ziemią. Patrzyłem na ludzi w kościele i czułem do nich niezwykłą, oceaniczną miłość, byłem gotów poświęcić wszytko i na zawsze właśnie teraz, właśnie tutaj.
            (...)
            Moja ekstaza trwała przez całą resztę mszy. Wyszedłem z kościoła i postanowiłem że pójdę do domu na piechotę. Szedłęm powoli, a wszystko na co patrzyłem wydawało mi się jakieś zupełnie inne - niby znane, ale świeże, promieniejące, po prostu piękne. "
            Miałam tak samo :) Moja interpretacja tego odczucia była jednak inna. Całe życie byłam ateistką. Nie mieściło mi się w głowie jak to jest możliwe, że ktoś wierzy w te bajki. Dlatego też czytając to co napisałeś dalej, odnajduję w 99% swoje własne przemyślenia.
            Pewnego dnia czytałam książkę w Empiku, która w zgrabny sposób przemyciła mi koncepcję o naszej jedności ze światem i poczułam się tak jakby wszystko mi się nagle w głowie skleiło. Wszystko nabrało sensu i wtedy zaczęło się dokładnie to co opisałeś. Skończyło się kiedy wróciłam już do domu
            Po wyznaniu miłości wszystkim i odetchnięciu, pomyślałam ... WTF ? O.o
            Zaburzenia chemii mózgu? początek schizofrenii ?
            Nie umiałam sobie tego wytłumaczyć w żaden racjonalny sposób wiec przestałam próbować i udawałam, że nic się nie stało.
            Roztrząsanie tego oznaczałoby, że musiałabym zaakceptować, że świat jest zupełnie innym miejscem niż mi się wydawało przez całe życie. Zawsze powtarzałam, że jedyne czego jestem pewna to tego, że Bóg nie istnieje .. a tu proszę. W dodatku nie było to doświadczenie w żaden sposób religijne ( typu ukazująca się Maryja czy inne ciekawostki :P ) więc nie dostanę do ręki książki z instrukcją jak czcić swoje nowe bóstwo ani co się ze mną stanie po śmierci oraz w gratisie dziesięciu wytycznych moralnego życia. Łatwiej było przyjąć, że oszalałam ;)
            Minęło 5 lat. Nie dało się o tym zapomnieć i w którymś momencie po prostu zaczęłam szukać odpowiedzi. W tym czasie wiele się wydarzyło w moim "duchowym" życiu. Dalej nie jestem religijna (broń Boże :p ) i słowa takie jak "Bóg" czy "duchowość" używam jedynie dla łatwiejszej komunikacji, ponieważ dla mnie Bóg jest kompletnie czymś innym niż w ujęciu religijnym.Czerpię natomiast z religii ( różnych) bo widzę, że wszystkie one są różnym opowiadaniem o tym samym. Obudowane przedziwną historią ale gdzieś tam zawsze był jakiś człowiek, który mam wrażenie, że kumał o co chodzi jednak zostało to wypaczone, może że źle zrozumiane i poprzekręcane 100 razy zanim zostało spisane a wiec nie warte brania z pełną powagą. A kiedy wszyscy toczą spór o to czy Ewa ugryzła jabłko czy jabłko Ewę i czy z użycie kondoma pójdą do piekła umyka mi to o co w ogóle się rozchodzi.

            Gdyby ktoś mi parę lat temu powiedział, że będę teraz pisać taki komentarz to bym pomyślała, że upadł na głowę :)

      • Cyt. "Czy Bóg istnieje, tego nikt nie wie i to trzeba sobie jasno powiedzieć. Ci którzy twierdzą, że wiedzą to kłamczuchy."

        Nieee, nooo! Nie bądź tendencyjny!
        Piszesz, że nikt nie wie, ale w innych miejscach i wielu różnych wypowiedziach piszesz o bogu __jak byś wiedział__, jak o czymś zupełnie oczywistym. Zalecam stosować się do swoich własnych słów i pamiętać, że skoro nikt nie wie, to Ty także tego nie wiesz.
        Ja jestem ateistą (byłym katolikiem), a Ty agnostykiem. Ja obecnie nawet nie rozważam istnienia bogów, bo są oni zbędni dla stworzenia i funkcjonowania świata. Ty widzisz potrzebę istnienia boga i starasz sie wymusić na innych udowadnianie ich nieistnienia. Pomysł juz sam w sobie jest absurdalny, bo udowodnić można tylko istnienie czegoś, a nie odwrotnie. Bo jeżeli zaczniemy bawić się w udowadnianie nieistnienia, to ktoś może powiedzieć, że wszechświat został stworzony przez śnieżnego bałwanka żyjącego w świecie równoległym.
        W skrócie: można prosić o dowody na istnienie bogów, ale nie można prosić o dowody na nieistnienie.

        P.S. Fragment definicji cyt. "Sposób zapisu rzeczownika bóg/Bóg uzależniony jest od tego, czy oznacza on bóstwo w religiach politeistycznych, czy też w monoteistycznych. W pierwszym wypadku mamy do czynienia z jednym z wielu bóstw, czczonych przez jakąś religię, a zatem jako nazwa nieindywidualna i niejednostkowa powinna być zapisywana małą literą (bóg). Jeśli zaś mamy na myśli istotę czczoną przez religię, która uznaje tylko tę jedną istotę za najwyższą, zapisujemy ją — jako nazwę indywidualną i jednostkową — wielką literą (Bóg)."
        ----
        A zatem pisząc Bóg wielką literą oznacza to, że przypisujesz go do jakiejś konkretnej religii monoteistycznej. Rzecz w tym, że w swoich wpisach zaprzeczasz temu (dlatego też nazwałem Cię agnostykiem). Oznacza to, że powinineś pisać go małą literą.

        • Wiesz, czy pisać Bóg z małej czy dużej listery tak samo mnie interesuje w tej dyskusji jak skupianie się na tym, czy należy mnie przypisać do agnostyków cyz do ateistów. Jeśli Cię to interesuje (moim zdaniem to jest nieinteresujące, ale powiem, skoro tak chcesz mnie gdzieś zaszufladkowac) - naukowe twierdzenei, ze bóg jest lub go nie ma jest na obecnym etapie wiedzy nie do rozstrzygnięcia. Po prostu nie umiemy JESZCZE tego jednoznacznie rozstrzygnąć. Wiedza o tym, że sprawa jest obecnie nierozstrzygalna nie przeszkadza mi jednak twierdzić, że Bóg opisywany przez jakiekolwiek religie - stwórca, ze wszystkimi swoimi atrybutami wszechmocy, dobroci itp - czy też bogowie nie istniejeją. Po prostu w to nie wierzę.

          Przytoczyłeś moje zdanie na początku. Ono jest prawdziwe. O tym czy Bóg istnieje, jakikolwiek, nikt nie wie na pewno. Nie ma znaczenia odkręcanie kota ogonem typu "udowodnij żę jest lub udowodnij żę nie ma". Na obecnym etapie nie jesteśmy tego w stanie zrobić.

          Jeśli uważasz, że ktokolwiek ma jakieś dowody, które dawałyby pewność w którąkolwiek stronę, to proszę przytocz je łąskawie.

          Jeśli zaś chodzi o udowadnianie, żę czegoś nie ma, albo, że coś jest nieprawdą - to kawał nauki jest oparty na tym właśnie, żę odrzuca się błedne lub najprawdopodobniej błędne hipotezy, a więc dowodzi się, żę coś jest nieprawdą. Na przykłąd mogę udowodnić, że NIE MA największej liczby pierwszej. Zgadza się? A więc mogę udowodnić nieistnienie czegoś. Tak więc nie masz racji twierdząc, że nie da się dowieść nieistnienia czegoś.

        • O ile zgadzam się z większością postu (dysputował bym pisanie bóg vs Bóg, ale to nieistotna dysputa), to uważam Twoje rozumienie ateizmu i agnostycyzmu za błędne i mylące.

          Każda osoba, która na pytanie „czy wierzysz w boga/bogów” odpowiada cokolwiek innego, niż „Tak”, jest ateistą.
          Natomiast osoba twierdząca, że wierzy że bóg/bogowie nie istnieją, jest antyteistą.

          (A)gnostycyzm natomiast nie odnosi się do wierzenia, tylko do wiedzy, i wielu (a nawet większość) teistów jest agnostykami, bo o ile wierzą w istnienie boga, to nie twierdzą, że ich wierzenie jest wiedzą (co byłoby gnostycyzmem), tylko wiarą.

          Szczegóły po kliknięciu na moim nicku.

        • .

      • Bardzo mi się spodobało to, co napisałeś/aś!
        Ludzie by chcieli wszystko wiedzieć i to ich gubi. Wierzę, że istnieje na świecie jakiś byt o większej mocy niż my. Nie wyobrażam sobie jakby miało to inaczej funkcjonować, ale nie wiem kto/co to. No po prostu nie wiem. Nie sądzę żeby ktokolwiek wiedział, religie to są po prostu ludzkie wymysły. A nawet jeśli ewangelie pochodzą "z góry" to na pewno nie zostały nienaruszone przez człowieka. I za te nasze własne wymysły chcemy się pozabijać. Przez te nasze wymysły, mające szerzyć miłość budzimy tyle nienawiści. Nie przeczytałam tej dyskusji, bo mam już dość tych religijnych przegadywanek, chciałam tylko pogratulować, bo jesteś pierwszą osobą, która przyznaje się, że istnienia boga jednoznacznie stwierdzić nie można. Jestem pod wrażeniem, tylko tyle chciałam napisać, ale wyszło dłużej. Pozdrawiam :)

      • Jestem agnostykiem, więc nie upieram się przy religii, wręcz przeciwnie. Lubie za to wierzyć, że coś tam jest, bo nikomu to nie szkodzi, a mnie daje trochę otuchy, bo wizja śmierci, która kończy się pustką i niczym, nawet nie ciemnością, trochę mnie przeraża. Wiem za to, że religia daje oparcie wielu ludziom, pomaga przejść przez trudne momenty, śmierć bliskich, chorobę. Często im zazdroszczę, że mają taką wiarę, działa to jak placebo na grypę, ale działa. Nie możesz mówić, że religia nie daje nic w zamian. Religia sama w sobie nie jest zła, to ludzie, którzy uważają siebie za lepszych od innych z powodu religii są źli. I sama religia to tak naprawdę tylko pretekst. Gdyby jej nie ma, zamiast przynależności religijnej ludzie wykorzystują inne preteksty jak przynależność etniczną, narodową, poglądy polityczne itd. Świat bez religii nie byłby ani trochę lepszy ani gorszy, bo ludzi egoistycznych, ślepych i głupich byłoby dokładnie tyle samo na ziemi co jest ich teraz. Znaleźli by zwyczajnie inny powód by traktować innych z pogardą.

  • ogarnianie Boga przez pryzmat Chrześcijaństwa -tj Bóg się chowa, krzaki goreją, jego dzieci chodzą po wodzie, jest osobą (podobną do człowieka) - jest idiotyczne. Takiś chciał być mądry, a takiś ograniczony... yh.

    • Acha no to wspaniale, że tak mnie oświeciłeś. DOpiero teraz otworzyły mi się oczy. Sądząc po tym krótkim poście, mam do czynienia z niezwykle wyrafinowanym umysłem, który ujmuje wszelkie subtelności i wyciąga z nich genialne wnioski. Jakże łatwo dwa tysiące lat chceścijaństwa udało ci się jednym machnięciem wyrzucić do śmietnika! Cóż za śmiały gest - i jaki mądry!

      Bardzo się cieszę, że te swoje dwa genialne słowa tutaj umieściłeś! TO było niesamowite przeżycie - mieć szczęście czytać tak wspaniałe wypowiedzi! I jakże lapidarne jednocześnie. Czy masz jeszcze coś równie mądrego do powiedzenia?

    • 2000 lat tradycji mozesz sobie ot tak przekreslic i nazwac idiotyzmem, ale tylko w Twojej glowie. Nie przekreślisz jednak w rzeczywistosci czegos wiekszego niz Ty sam(a) . Wobec (wieczności, wszechświata) historii jestesmy tylko ziarenkami. Wobec calej malosci i glupty jednostki na ptrzeciw majestatu wszechświata wolność słowa wydaje się być przywilejem danym o wiele za bardzo na wyrost, tym, ktorzy nie są tego przywileju godni. Przywilejem danym kazdemu lacznie za mna ;p Jak miło paplać głupty :p

  • " Może i religia dawała więcej profitów niż kosztów zanim nie było nauki. Teraz to anachronizm" - dawno nie czytałem bardziej prawdziwych słów.

  • Mądrzejsi od Ciebie wierzą, a jak tak chcesz się uczuć to się ucz, tego wiara nie zabrania

  • "Może i religia dawała więcej profitów niż kosztów zanim nie było nauki. Teraz to anachronizm. Jak wyrostek robaczkowy. Już się nie przydaje, a można przez nią zginąć" - Trafiłeś w samo sedno.

  • O sancta simplicitas...

    Byłoby cudownie gdyby religia była tak poważnym zagrożenie dla egzystencji gatunku... zamiast jedynie wymówką oddalającą uwagę od prawdziwego problemu czyli ludzkiej natury i motywacji. Okrutne spłycanie problemu.

    • Religia nie jest "odwróceniem uwagi od ludzkiej natury i motywacji" - ona jest urzeczywistnieniem tej naszej natury - irracjonalnej, mieszczącej oczywiste sprzeczności, odrealnionej. I niestety religia jednocześnie podtrzymuje irracjonalne ludzkie skłonności. Po prostu stoi w opozycji do rozumu i zmusza człowieka do pozbycia się jakiejś porcji racjonalnego myślenia. TO jest największy koszt wierzeń religijnych

      • Ale samo w sobie nie jest wielkim zagrożeniem lecz najwyżej utrudnieniem jak zwykły bezmyślny upór.
        Religia właśnie jest odwróceniem uwagi, dopracowaniem jakieś wyższej ideologii do zwykłej natury człowieka, bilansu korzyści i strat. Wymówką, pretekstem do działań ale nie ich motorem napędowym.

        • Nieprawda. Od wczesnego dzieciństwa uczy się ludzi aby wierzyli w zabobony zamiast uczyli się racjonalnego myślenia. I dziecko musi w ten sposób zrezygnować z rozsądku, sceptycyzmu, samodzielności w myśleniu i niezależności. A potem już droga otwarta do różnych bzdurnych przekonań i działań które z nich wynikają.

          Religia bazuje na irracjonalności ludzkiej natury, ale wierzenia religijne każą rodzicom uczyć dzieci głupoty, co przekłada się nastepnie na te wszystkie plugawe czyny.

          Tak więc twoje twierdzenie, że "religia jest tylko parawanem za którym kryje się ludzka natura" jest równie naiwne, jak przekonanie, że niektórzy rodzą się "mistrzami świata w biegach na sto metrów" - ludzie rodzą się z pewnym potencjałem. Bez treningu nic z niego nie będzie. Religia każe nam trenować się w głupocie zamist w rozsądku.

          • Prawda. Jest to jedynie pusta teoria nie mająca pokrycia w otaczającej nas rzeczywistości podobnie jak twierdzenie, że "religia nie jest parawanem". Mimo potencjalnego zagrożenia jakie za sobą niesie nigdy nie stanowiła wystarczającej przeszkody aby zahamować zdroworozsądkowy rozwój cywilizacji. Racjonalne myślenie, logika zawsze tkwiły w podświadomości człowieka i to one pozwoliły mu zejść z drzewa i obrabiać kamienie aby podbić świat.

            Oczywiście zawsze zdarzą się przypadki skrajne potwierdzające teorię ale nawet w instytucjach zajmujących się krzewieniem religii jak Kościół Katolicki ten rozsądek nigdy nie zniknął (a wręcz przeciwnie, dzięki czemu nasza cywilizacja jest 100-200 lat do przodu).

            Tu nie ma nic naiwnego, to brutalna praktyka zamiast pustego teoretyzowanie. Dowodzą tego wszystkie większe konflikty w historii świata jak choćby pierwsze Krucjaty do Ziemi Świętej, gdzie piękne mowy o chrześcijańskiej powinności niezdarnie zakrywały motywy ekonomiczne plebsu, rycerstwa i arystokracji (oraz KK) zamieszkującego przeludnioną Europę. Czasami faktycznie religia urzeczywistniała tą ludzką naturę tzn. była przekuwana pod zwierzęce potrzeby człowieka (jak choćby prostytucja sakralna w Kartaginie).

            • A ja to widzę zupełnie inaczej: ludzie rodzą się z pierwiastkami, zalążkami racjonalnego myślenia i irracjonalnego. A potem są one rozwijane. I jak wpadniesz w ręce talibów, to będziesz wierzył w bzdury - ta część twojej duszy się rozwinie lepiej niż ta racjonalna. W efekcie będziesz chodzić po domach i rozdawać "Strażnicę", palić czarownice, albo organizować krucjatę dziecięcą (czy walczyć o obecność religii na maturze), albo nie będizesz wierzyć w te rzeczy i raczej rozwiniesz sceptyczny obraz świata.

              Religia jest jedną z sił społecznych, które kształtują rozwój konkretnych jednostek. Religia jest siłą sprawczą tego jak rozwija się konkretny człowiek - ty czy ja, każdy. Jeśłi jest w twoim życiu obecna od dzieciństwa, to pozbędziesz się jakiejś porcji racjonalnego myślenia.

              Tobie wydaje się, że "wszystko tkwi w naturze człowieka" a religia to tylko "odwrócenie uwagi" - mylisz się. Gdybyś miał rację, to nie byłoby takich procesów jak np. sekularyzacja, indoktrynacja, pragnie mózgu itp.

              Lekceważysz wpływ wierzeń religijnych na kształtowanie się ludzi - nie tylko jednostek - wszystkich ludzi, którzy mają z nią do czynienia.

              Oczywiście istnieją też pozytywne strony wpływu religii, które moim zdaniem są znacznie słabsze niż te negatywne.

            • Rozumiem, że dyskusja skończona?

Zgłoś nadużycie

Opisz, dlaczego uważasz, że ten wpis nie jest zgodny z regulaminem serwisu:
o