>>>>> Twoje bardzo zgrabnie sformułowane (ale niestety pod względem treści kolejny raz puste) wypociny,
Cóż, mam dokładnie to samo zdanie n/t Twojego postu. Z wyjątkiem tego, że nie wiem, czy nazwałbym go „bardzo” zgrabnie sformułowanym.
>>>>> Twoja dość agresywna reakcja świadczy (mimowolnie) o tym, że chyba masz problem w „zakresie” spodni.
Poważnie? Dalej ciągniesz swój wątek genitalny? Twoja dość agresywna (równie nonsensowne użycie, co w Twoim przypadku) świadczy (mimowolnie) o tym, że chyba masz fiksację w zakresie męskich atrybutów, wywołaną „zazdrością penisa” - terminem ukutym przez Freuda, na którego się powołujesz.
Rzucając okiem na punkt pierwszy widzę, że wiele odpowiedzi będzie krótka, bo większość z Twoich punktów wynika z niezrozumienia tego, co napisałem.
– 1 –
>>>>>> Stwierdzasz, że kwestie terminologiczne nie mają związku z samym analizowanym problemem.
Nie, nie stwierdzam.
>>>>> ale koncepcja Freuda wydaje mi się akurat w tym przypadku prawidłowa.
A mnie nie, i wyjaśniłem dlaczego.
>>>>> Porównanie iluzji do fikcji całkowicie pomija fakt...
Nie porównałem iluzji do fikcji.
>>>>> pojęcie „Boga” (nawet jeśli „Bóg” jako byt w ogóle nie istnieje) spełnia podstawowe funkcje umysłowe człowieka.
Co to znaczy „spełnia podstawowe funkcje umysłowe człowieka”? Dopóki tego nie wyjaśnisz, traktuję to jak nonsens.
>>>>> Człowiek niezdolny do prawidłowego korzystania z pojęć, jest mało wiarygodnym a przynajmniej niedojrzałym rozmówcą.
Zgadzam się, i to właśnie uważam na Twój temat. Powołujesz się na definicje, których krytyki później nie potrafisz obronić. Powołujesz się tylko na kolejne nazwiska. Argumentum ad authoritem.
>>>>> Twój błąd terminologiczny skazał niestety cały ten wątek na manowce
Nie, bo jak już w poprzednim poście wyjaśniłem, nawet gdybyś zademonstrowała błędność mojej terminologii odnośnie fikcji (czego niestety jeszcze nie zrobiłaś, bo być może nie potrafisz skonstruować działającego argumentu wspierającego swoją pozycję), to nie ma ona związku z tematem dyskusji.
Kolejny punkt, którego mogłabyś mi oszczędzić, gdybyś rozumiała to, co czytasz.
Reszta punktu 1 wzbudza co najwyżej moje politowanie. Ośmieszające rozmówcę twórcze opisy (do których inspirację czerpiesz być może z psychologicznego mechanizmu projekcji) ani nie uczynią go śmiesznym, ani nie przyczyni się do obrony Twojej pozycji.
– 2 –
>>>>> Twój zakłopotany śmiech i sztuczna ironia niczego nie zmieni
:)))
Zabijasz mnie. Zapewniam, że mój śmiech który nastąpił po przeczytaniu tej linijki nie miał w sobie nic z zakłopotania.
>>>>> Z samej definicji „Bóg” judaizmu (bo o nim tu przecież mówimy)
Nie, nie tylko.
>>>>> jest nieosiągalny w sposób bezpośredni drogą zmysłów
Ty skończona ignorantko. Jak arogancko głupim być trzeba, żeby wypowiadać się na tematy, o których nie ma się ŻADNEGO pojęcia?
Rozumiem, że do swoich śmiechu wartych wypowiedzi na temat nauki, logiki i filozofii skłania Twoją arogancję jakieś domniemane powiązanie ze światem nauki.
Ale czy Twoja arogancja jest tak silna, że nie potrafisz powstrzymać się od kompromitacji w dziedzinie religii?
^^ Twoja porażka na gruncie nieznajomości religii:
Skoro bóg judaizmu jest nieosiągalny drogą zmysłów, to kto gadał z Adamem w ogrodzie Eden, Abrahamem, Mojżeszem? Skąd biblijny opis jego pośladków? Dlaczego żona Mojżesza, widząc boga idącego nocą obozem w stronę mojżeszowego namiotu celem dania mu w czapę, rzuciła mu pod nogi obcięty kawałek penisa, co spowodowało że Jahwe skapitulował i uciekł?
A Jezus, który wg chrześcijańskiej mitologii jest jednym z wcieleń Jahwe? Nikt go nigdy nie widział, ani nie słyszał?
^^ Twoja porażka na gruncie nieznajomości logiki:
Skoro bóg jest nieosiągalny drogą zmysłów, a zmysły to jedyne źródła bodźców pozwalające na zbieranie informacji na temat świata, to na jakiej podstawie ktokolwiek może cokolwiek o bogu twierdzić?
>>>>> historycznie „Jahwe” pochodzi z przed-judaistycznej mitologii (brawo, oklaski dla Impactora!),
doskonale jednocześnie maskujesz, że nie rozumiesz jakościowej (NIE ilościowej!) różnicy, którą dokonała się w kulturze żydowskiej. Monoteistyczna idea „Boga” zmienia się w tej religii w sposób podstawowy
Tak się zaczynam zastanawiać, czy Ty nie jesteś przypadkiem osoby, u której wykształcenie niewspółmiernie przerasta jej inteligencję.
Dlaczego? Bo – tak jak w prawie każdym Twoim argumencie – stawiasz jakąś mglistą tezę, ale ani nie precyzujesz co masz konkretnie na myśli, ani też jej w żaden sposób nie uzasadniasz. Zachowujesz się, jak głupiec, który przeczytał coś co mu zaimponowało, ale ponieważ nie jest w stanie ani tego zrozumieć, ani krytycznie ocenić to co przeczytał, to potrafi w dyskusji jedynie rzucać jakieś hasła.
Np. tutaj piszesz „ nie rozumiesz jakościowej różnicy” i „idea Boga zmienia się w tej religii w sposób podstawowy„
ale ani nie wyjaśniasz czym niby jest ta różnica, ani dlaczego ja jej nie rozumiem, ani w jaki sposób jej nierozumienie wpływa na zademonstrowanie błędności mojej pozycji.
>>>>> Z względu na tę jakościową różnicę (…) już samo mówienie bądź pisanie o „Bogu” judaizmu w sposób bezpośredni jest pozbawione sensu.
Czyli rozumiem, że uważasz Biblię za pozbawioną sensu. Wszystko dobrze, ale nadal to samo – same hasła, zero wyjaśnienia pozycji, ani poparcia jej jakimś uzasadnieniem.
>>>>> „Bóg” judaizmu nie jest pojęciem, lecz na poziomie lingwistycznym czymś w rodzaju pustego miejsca, granicą języka.
Majaczysz.
>>>>> O tym doskonale wiedzą wierzący Żydzi, którzy by się nigdy nie dali tak w balona zrobić jak chrześcijanie, którzy zdecydowanie powinni więcej czytać na temat swojej wiary.
Żydzi mają mniejszy balast absurdu za sprawą braku sporej części twierdzeń n/t np. życia po śmierci, piekła i nieba.
Ale jakoś kilku rabinów, z którymi rozmawiałem, nie uzasadniło podstaw swojej wiary w boga lepiej, niż przeciętny chrześcijanin, czy hindus.
>>>>> A gdybyś jeszcze łyknął trochę logiki …
Myślę, że temat Twojej kompetencji logicznej już przerobiliśmy tutaj wystarczająco.
–- 3 –-
>>>>> wciąż sugerujesz, że bycie ateistą nie jest niczym szczególnym, gdyż każdy z nas jest ateistą względem większość bóstw tego świata
Wciąż? Ile razy to napisałem w tym temacie? Raz w ciągu półtora roku?
Albo nie wiesz, co znaczą słowa w języku polski, albo dziury w swojej argumentacji próbujesz łatać kłamstwami i naciąganiem faktów. Nieładnie.
>>>>> Albowiem w ten sposób ignorujesz po raz kolejny fakt, że odrzucenie „Boga” judaistycznego nie jest jakościowo tym samym, co odrzucenie Zeusa, Odyna bądź Kriszny
O! Może napiszesz w końcu coś ciekawego...
>>>>> Rzeczywistość wygląda jednak tak, że odrzucając „Boga” judaistycznego, nie odrzucasz tam jakiegoś x-bożka, lecz zmieniasz swój sposób myślenia.
Odrzucenie jakiegokolwiek bożka jest zmianą sposobu myślenia. Odrzucenie ostatniego bożka jest zmianą sposobu myślenia tego samego stopnia, niezależnie od tego, czy tym ostatnim bożkiem był Jahwe, Odyn, czy Tata Muminka.
Ale nic nie mówi nam to o tym, w co ten sposób myślenia się zmienił, bo odrzucić wiarę w istnienie bogów można z przyczyn wszelakich – od racjonalnych, po nonsensowne (co pewnie ma miejsce w Twoim przypadku).
>>>>> To właśnie ta zmiana myślenia spowodowała, że powstały bądź rozwinęły się te kierunki filozoficzne, które nieprzypadkowo ignorujesz (a tak naprawdę po prostu nie znasz).
Oczywiście ponownie samo rzucanie hasełkami, bez wyjaśnienia tezy ani jej uargumentowania. Wspominałem już, czego to jest symptomem?
>>>>> Jeśli Fryderyk Nietzsche gardził kimś bardziej niż chrześcijanami, to właśnie takimi ateistami, którzy nie mają pojęcia o jakości wiary w monoteistycznego Boga Żydów. Niestety takim właśnie ateistą jesteś Ty.
Stety, stety. Nie interesuje mnie, kim gardził Nietzche. A jakość wiary w monoteistycznego boga żydów, niezależnie od tego jak bardzo różni się od wiary w monoteistycznego boga chrześcijan, jest naiwnością i/lub urojeniem. I tyle w tym temacie, bo znowu – cóż za zaskoczenie – ani u Ciebie wyjaśnienia tezy, ani jej uargumentowania.
–- 4 –-
>>>>> Dziwi mnie natomiast Twój brak instynktu samozachowawczego: po co zaczynasz pisać o czymś, czego nie znasz. To intelektualne samobójstwo.
No popatrz, to z własnego doświadczenia też się nie uczysz?
Skąd mam wiedzieć, do czego konkretnie pijesz, skoro rzucasz tylko hasłami i jak ognia unikasz sprecyzowania i uargumentowania?
Fajnie, że w końcu spróbowałaś to zrobić poniżej.
>>>>> bo gdybyś chociaż trochę zajął się hermeneutyką, to byś przecież wiedział, że cała egzegeza biblijna już od dawna uznaje Biblię za wytwór człowieka.
Gratuluję, że po tysiącach lat dołączyli do ludzi rozsądnych przynajmniej w tym aspekcie. I co w związku z tym?
>>>>> Współcześni chrześcijanie (oświeceni, nie-fundamentaliści) próbują rozumieć autorów Biblii lepiej, niż oni siebie samych rozumieli.
:)))))))))))))) No kurna nie wytrzymam...
Czyli „współcześni chrześcijanie” (przyjmijmy na chwilę tą Twoją idiotyczną definicję współczesnego chrześcijanina, mającą niewiele wspólego z rzeczywistością) próbują odczytać z Biblii coś, czego jej autorzy tam nie zamieścili...
Dziękuję za potwierdzenie mojej definicji apologetyki. Dziękuję również za ponowną demonstrację hipokryzji, rozwodu z logiką i podwójnej absurdalności „współczesnych chrześcijan”.
>>>>> Mało jaki chrześcijanin czyta i rozumie współcześnie Biblię w sposób dosłowny, lecz traktuje owe słowa jako inspirację dla pogłębienia i rozszerzenia swojej świadomości.
Więc po co nazywają się oni chrześcijanami? No bo chyba nie odebrali istnienia biblijnego boga w sposób dosłowny, prawda? Znam inne, o wiele lepsze lektury inspirujące do pogłębiania i rozszerzania świadomości – np. poezja romantyczna, Saga Ognia i Lodu, i inna literatura niezbudowana wokół przekonywania naiwnych rzesz ludzi debilnymi twierdzeniami o istnieniu bóstw i magii w świecie rzeczywistym.
>>>>> Czyż nie jest to paradoksalne, że jedyni, którzy obecnie w sposób dosłowny odczytują Biblię to zazwyczaj religijni fundamentaliści i ograniczeni ateiści?
Niespecjalnie.
Ateiści są tu czyści, bo nie przyjmując Biblii za prawdę - nie popełniają więc żadnego absurdu.
Fundamentaliści popełniają absurd tylko raz – przyjmując biblię za prawdę dosłowną.
Za to „współcześni chrześcijanie” winni są absurdu podwójnego. Najpierw przyjmują biblię za prawdę dosłowną wobec tych twierdzeń, które im się podobają (bóg istnieje, nie kradnij). A potem wszystko to, co im się osobiście nie podoba, ignorują i zmieniają, co Ty nazywasz „interpretacją” a ja „mieszanką hipokryzji i samootumanienia”.
>>>>> Wszystkie myśli ludzkie (także te religijne) trzeba analizować i interpretować poprzez językowe oraz historyczne struktury.
No jasne. Więc dlaczego nie robisz tego względem myśli „bóg istnieje”?
Gdybyś miała krztynę własnej autonomicznej inteligencji, to być może uchroniłoby Cię to przed utrzymywaniem dwóch wykluczających się pozycji naraz. A tak dajesz tylko dowód na to, że dużo czytasz, ale niewiele z tego rozumiesz, a ocenić tego krytycznie nie potrafisz już zupełnie.
>>>>> Kto tego nie robi jest albo złośliwy albo niedouczony. Do której kategorii należysz Ty? Być może do obu?
Nie chciałbym współdzielić z Tobą żadnej z nich.
>>>>> Reasumując: tak samo jak inne rzekomo „święte księgi”, Biblia może (nie musi) jedynie wskazywać na drogi rozszerzania świadomości
Jasne. Tak samo, jak wskazywać na to mogą (nie muszą) Władca Pierścieni, Mein Kampf, Pan Tadeusz i ulotka reklamująca dyskotekę.
I jak to się ma do obrony „specjalności” Biblii, zasadności twierdzenia o istnieniu boga, albo specjalnego boga duoteistycznego Żydów?
Zobaczmy... Co tam dalej popisałaś... Ach, oczywiście – dalsze hasła, i tyrada na temat mojej nienaukowości :) Ale może znajdę jeszcze coś quasi-merytorycznego, do czego będzie się dało odnieść... O, konkluzja:
>>>>> Twierdzisz, że moje stwierdzenie, iż świat nie dzieli się na ludzi wierzących i niewierzących jest nielogiczne. I tym samym kolejny raz udowadniasz swoją nieumiejętność czytania ze zrozumieniem: ja nie miałam na myśli podziału analitycznego, lecz podział na poziomie społecznym, kulturowym, etycznym.
:D Przepraszam, ale to Ty udowadniasz swoją nieumiejętność pisania ze zrozumieniem. Nie siedzę w Twojej głowie (na szczęście), aby móc odgadywać co chciałaś napisać, kiedy nie potrafisz tego napisać.
Przypominam, coś napisała
>>>>>„Podsumowując: świat się nie dzieli na wierzących i niewierzących, tylko na mądrych i głupich. Tak było zawsze i tak będzie.”<<<<<
To jest bezpośrednie zaprzeczenie logiczne, więc z definicji ludzie MUSZĄ dzielić się na wierzących i niewierzących.
Walisz jedną bombę logiczną za drugą, a w wypadku takim jak ten, kiedy nawet w Twoich oczach jakaś jest tak jasna, że potok słów-haseł (bez żadnej precyzji ani uzasadnienia) jej nie zakryje, to zaczynasz twierdzić, że nie napisałaś tego, co napisałaś. Zabawne, że to samo twierdzisz o Biblii :)
>>>>> Wyraziłam tutaj jedynie swój sprzeciw wobec podziału ludzi według kategorii „wiary”, gdyż liczy się człowiek, a przede wszystkim jego czyny.
Co nie zmienia faktu, że pod względem wierzenia świat dzieli się na ludzi wierzących i niewierzacych.
>>>>> Cała Twoja retoryka polega na tym, że wciągasz nieprzygotowanych ludzi na teren przestarzałego XIX-wiecznego paradygmatu badawczego, a oni (w swojej niewiedzy i nieświadomości) nawet nie zdają sobie sprawy z tego, że zostali oszukani.
Cała Twoja retoryka polega na tym, że wciągasz nieprzygotowanych ludzi na teren felernego XX-wiecznego paradygmatu badawczego, a oni (w swojej niewiedzy i nieświadomości) nawet nie zdają sobie sprawy z tego, że zostali oszukani, tak jak Ty zostałaś wcześniej oszukana swoją
>>>>> Wiem również, że nie pokażesz choć trochę osobistej klasy i nie przyznasz mi racji.
Och, ależ z Ciebie sprytna bestyja. Czyli jeśli nie przyznam Ci teraz racji, to znaczy że nie mam klasy. No rany, rany. Toś mi ćwieka zabiła...
Ale wiesz co?
Wybieram jednak integralność intelektualną, znajomość logiki i zdolność do krytycznej analizy m.in. prądów filozoficznych, ponad coś co Ty uważasz za osobistą klasę.
Cholera, właściwie... to wolałbym chyba nawet być teistą, niż mieć Twoją klasę.
>>>>> Mam nadzieję, że przynajmniej jakaś część z forumowiczów przeczyta moje posty i nie da się wrobić w Twoje bzdurki.
Mam nadzieję, że rzeczywiście co niektórzy forumowicze przeczytają naszą rozmowę. Jest ona doskonałym przykładem tego, że ani wykształcenie, ani nawet powiązanie z nauką nie gwarantuje znajomości logiki, ani nie chroni przed niezdolnością do krytycznej oceny twierdzeń, prądów filozoficznych i zwykłą głupotą maskowaną arogancją (pytanie za 100 punktów do czytelnika: mówię o sobie, czy o niej? ;) )
Świat pełen jest niewalentnych idei, również (szczególnie?) w filozofii. To, że udało Ci się jakimś cudem uniknąć teizmu, nie ochronił Cię przed akceptacją innych, i przyjęciem pozycji nie tylko logicznie i racjonalnie niewalentnej (patrz: cały post), ale także samosprzecznego i samowykluczającego się stanowiska (patrz: chociażby interpretacje).
Czytając Twój post odpowiadam na niego na bieżąco, bo po lekturze pierwszego stwierdziłem, że nie warto ślęczeć nad nim dłużej. Dlatego też wklejam Twoje zdania i odnoszę się bezpośrednio do nich. Łatwiej też w ten sposób wypunktować i wykazać poszczególne bzdury, od których się wręcz roi w Twoich tekstach.
Tak, czy owak, myślę, że dwie odpowiedzi na Twoje posty dostatecznie demaskują Twoją inkompetencję w dziedzinach, w których rościsz sobie politowania godne pretensje do wydawania autorytarnych osądów. Oczywiście nie zabraniam Ci dalszych odpowiedzi, ale wobec Twojej niezdolności do przedstawienia walentnej argumentacji na poparcie swoich tez, połączonej z ilością i obszernością Twoich niewalentnych argumentów, haseł i demagogii, po prostu nie chce mi się tracić na to czasu.
Nie wykluczam, że jeszcze kiedyś przeczytam Twój post i dostaniesz jakąś odpowiedź, ale na pewno nie na cały post. Być może zastosuję metodę odpowiadania do pierwszego błędu logicznego, albo niezrozumienia tekstu czytanego, albo argumentum ad personam... ale sądząc z Twoich dotychczasowych wypowiedzi, w takich wypadkach moja odpowiedź nie byłaby zbyt długa. W każdym razie nie wstrzymuj oddechu.
Zgodnie z prawem malejących korzyści, postronny czytelnik nie wyniesie wiele więcej z dalszego obalania Ciebie, a z drugiej strony Ty nie zasługujesz na dalsze próby wyprowadzania Cię z błędu dla Twojego własnego dobra, bo jesteś zbyt arogancka, niezdolna do skonstruowania koherentnego, autonomicznego argumentu, oraz racjonalnej rewizji swoich przekonań, których błędność wykazano. Lubujesz się też w argumentach osobistych (tyleż niemerytorycznych, co po prostu dziwnych) których przyczyna - wnosząc z Twojej fiksacji fallicznej - może wykraczać poza same braki intelektualne.
>>>>> Ech, a wszystko przez te brakujące centymetry…
Haha, i znowu to zrobiła!
Myślę, że to doskonale podsumowuje jakość Twojej argumentacji, dając jednocześnie pewien wgląd w Twoją psychikę :)