Kontynuacja dyskusji z Impactorem (ze strony 16. z drugiej części tematu).
<<TAK - jeżeli jednakowa aplikacja metody może prowadzić różne osoby do różnych bezpośrednich wniosków*, to ta metoda jest BEZUŻYTECZNA! Jak głupim trzeba być, żeby tego nie rozumieć?!
Co więcej, ta sama metoda może prowadzić te same osoby zarówno do wniosków prawdziwych, jak i nieprawdziwych!>>
Rozumowanie dedukcyjne, nawet jeśli zgodne ze schematem i posiadające poprawne przesłanki, może prowadzić kogoś do błędnego wniosku. Dlatego potrzebna jest logika, która ocenia poprawność rozumowania. W przypadku wiary w Boga (czy też: w dane wyobrażenie Boga) mamy religię. Religia składa się z niepodważalnych praw zwanych dogmatami. Jeśli przyjmujesz daną religię i twierdzisz coś o Bogu, musi to być zgodne z jej dogmatami. Jeśli opowiadasz się za libertarianizmem wszystko, co twierdzisz, musi być zgodne z aksjomatem nieagresji. I tak dalej.
Teraz możesz napisać: "Hola! hola, bratku! Mamy setki religii, dlaczego mamy przyjmować raczej dogmaty tego wierzenia, a nie innego?". Wybór należy do ciebie. Możesz wybrać jakąkolwiek religię, możesz wybrać z każdej religii to, co ci się podoba (choć wtedy do żadnej nie będziesz należał), a możesz je wszystkie odrzucić. Jesteś wolnym człowiekiem. (Ja skończyłem z ateizmem pod wpływem filozofii dialogu, a więc pewnej dziedziny nauki. Nie z powodu widzimisię, ale pod wpływem konkretnego systemu myślowego.). To prawda, są setki systemów religijnych i różni ludzie z różnych religii znajdują w nich szczęście. Z tego nie wynika, że wszystkie są prawdziwe (choć jako antylogik mogę się zgodzić na to, że Bóg jest ponad logiką i może być jednocześnie p i nie-p) czy wszystkie są fałszywe. Z religią jest jak z kulturą: to, co odpowiednie dla mieszkańca Manhattanu, będzie czymś niszczycielskim dla tuziemca z lasów amazońskich. Czy kultura Japonii jest gorsza od chińskiej? Co ci mówi racjonalizm? Czy może zgadzasz się na wielość kultur? Ale pewnie zdajesz sobie sprawę, że w każdej kulturze każda rzecz jest inaczej postrzegana, począwszy od godziny spożywania posiłków po ideę rodziny, prawa zwierząt, a nawet reguły moralne. Obca kultura może wydawać ci się niszczycielska, wreszcie obca kultura może kiedyś wyprzeć twoją. A zatem? Jakie jest twoje stanowisko w tej sprawie? Czy możliwe jest, żeby istnienie tylu kultur było w porządku, skoro tak źle postrzega się istnienie tylu systemów religijnych? A co z prądami ekonomicznymi? Jeden jest? A myśl polityczna? Co mówi racjonalizm na ten temat? Dlaczego od zawsze ludzie mają różne zdanie na ten temat? Zastosuj prawa logiki i rozumu do polityki i oświeć mnie, mówiąc, jakiej opcji politycznej powinienem kibicować? No bo skoro już ustaliłeś - dzięki logice i rozumowi - że wierzenia w (jakiegokolwiek) Boga są be, to nie zatrzymuj się w miejscu, idź dalej i zbaw świat. Logika i rozum opierają się na jasnych zasadach, więc powinny służyć ludziom. Zamiast taplać się w politycznym bajorku, prowadzić bezsensowne spory i wojny, po prostu napisz, co mówi logika i rozum na ten temat i czego powinniśmy się trzymać.
Pytam o to wszystko, bo widzę analogię z systemami religijnymi. Opierają się one na - wg ciebie - nieuzasadnionej wierze w niematerialny Byt różnie zwany. A na czym się opierają różne kultury, jeśli także nie na pewnych podstawowych prawach, które w toku dziejów przyjęto od tak? A zatem, żeby być konsekwentnym, należy odrzucić wszystkie kultury, bo opierają się na czystej wierze, że coś należy robić tak, a nie inaczej; tylko co w zamian? Jakiś pomysł?
<<* - Zanim znowu zaczniesz pieprzyć o darwiniźmie społecznym i eugenice jako „wnioskach” nauki, to widzę, że Ci matołku muszę wytłumaczyć, że wnioskiem metody naukowej jest „ewolucja zachodzi” oraz „gatunki najbardziej zaadoptowane odnoszą największy sukces”, a nie „więc zlikwidujmy osobniki wydające się obciążać nasz gatunek” . To są wnioski wtórne, wyciągnięte metodą NIEnaukową z wniosków wyciągniętych metodą naukową, ty kretynie jeden.>>
Nie dziw się, że ci temat blokują, jak w taki sposób odnosisz się do ludzi myślących inaczej niż ty. Dyskutować chcesz, bo nieustannie odpowiadasz, jeśli więc już odpowiadasz, rób to kulturalnie. Chyba że logika i rozum nakazują obrzucać drugą stronę inwektywami. Nie wiem, mój irracjonalizm tego zakazuje, a jeśli już i mnie ponoszą emocje, to zawsze tego żałuję. Ciebie jednak nie traktuję jak wroga, raczej mi smutno, że najpierw tak mocno poświęcałeś się życiu religijnemu (nie mylić z wiarą w Boga!), aby później z równą mocą poświęcać się niszczeniu tego życia u innych. W sumie ta sama bajka, tylko ze Smerfa stałeś się Gargamelem ;)
Wracając do tematu: darwinizm społeczny mówi wprost o walce między rasami i narodami (!), a ukraiński nacjonalizm tę teorię przekształcił w praktykę. Darwiniści społeczni mówili, że przetrwają najsilniejsi, a ukraińscy nacjonaliści czuli się najsilniejsi. Oczywiście, nie zgadzam się ani z darwinizmem społecznym (bo jeszcze zależy, jak definiować "silnego" i "słabego", wszak chrześcijaństwo podbiło potężny Rzym dzięki maluczkim, nie dzięki sile fizycznej czy materialnej, ale duchowej, której istnienia niektórzy nawet nie uznają!) ani z ukraińskim nacjonalizmem, który na owym darwinizmie bazował. Jeśli jednak jest, jak twierdzisz, to znaczy, że wnioski ukraińskiego nacjonalizmu były niebezpośrednie, to ja mogę powiedzieć to samo o twoich wnioskach dot. religii opartej na nauce Jezusa Zbawiciela. Nie niesie ona żadnego zagrożenia, bo opiera się na przykazaniu miłości. Może natomiast być źle interpretowana i może komuś posłużyć do niecnych celów jak dosłownie wszystko. Wiara w Chrystusa, który nakazywał czynić dobro, musi zostać najpierw mocno zdeformowana, aby mogła komuś posłużyć w złym celu. Darwinizm społeczny, aby służyć złym ludziom, nie musi być aż tak odkształcany. Tam tylko przyspiesza się proces: z ewolucji, którą wygrywają najsilniejsi, robi się rewolucję najsilniejszych.
Co się tyczy traktowania niektórych ustępów w Biblii jako metafor: a cóż w tym niezwykłego? Biblia to także dzieło literackie, a w wielu dziełach literackich znajdują się metafory, przypowieści itd. Jeżeli Biblia jest bezużyteczna dlatego, że różne fragmenty są różnie interpretowane przez różnych ludzi, to ten sam zarzut można postawić np. pismom Franza Kafki. Istnieje wiele interpretacji dzieł Kafki, różni krytycy całkowicie różnie odczytują sens jego pism. Czy to sprawia, że jego twórczość staje się bezużyteczna? Ależ skąd! Przeciwnie nawet - zyskuje ona głębię interpretacyjną, o którą tak zabiegał np. Jean Amery, pisząc swoje wstrząsające "Poza winą i karą".
<<Dowód - cokolwiek przedstawione na poparcie tezy, co można potwierdzić, zweryfikować i co wyklucza logiczne wnioski niezgodne z tezą, którą ma wspierać.>>
Eksperyment myślowy: Bóg chrześcijański istnieje. Jak może wyglądać hipotetyczny dowód na istnienie Boga?
<<Chłopie, jeżeli mówisz o transcendentnym bytach, to nie możesz przedstawić na nie dowodu, ponieważ są one transcendentne.>>
Nie czytasz tego, co się do ciebie pisze. Buber (na którym w dużej mierze się opieram) twierdził, że świat został stworzony w Bogu, Bóg więc wykracza poza świat. Jednocześnie w świecie znajdują się boskie cząski (szechina). Bóg jest więc transcendentny i zarazem immanentny. Boga poznaje się, poznając świat. Nie nawiązuje się "dialogu" z Bogiem od tak, ale zawsze najpierw nawiązawszy "dialog" z czymś/kimś w tutejszym świecie. Można "spotkać" Boga podczas prawdziwej rozmowy (nie będę się wikłał w referowanie myśli Bubera, w każdym razie rozmowa między mną a tobą nie jest prawdziwa, to dialog techniczny), podczas seksu z kobietą (znalazłem taki przykład gdzieś u Bubera i żałuję, że nie zanotowałem, bo znaleźć powtórnie nie potrafię, ech!) czy nawet spotkania z kamieniem. Zafascynowany myślą Bubera, zacząłem odkrywać relację dialogiczna u innych. Gombrowicz: "Spacerowałem po alei eukaliptusowej, gdy wtem za drzewa wylazła krowa. Przystanąłem i spojrzeliśmy sobie oko w oko. Jej krowiość zaskoczyła do tego stopnia mą ludzkość – ten moment, w którym nasze spojrzenia się spotkały, był tak napięty – że stropiłem się jako człowiek, to jest w moim, ludzkim, gatunku. [...] Pozwoliłem, żeby ona spojrzała na mnie i zobaczyła mnie – to nas zrównało...". (W. Gombrowicz, Dziennik 1957-1961, wyd. II, dodr., Wydawnictwo Literackie, Kraków 1989, s. 34.). Cytat dla ciebie może nie mieć zbytniej wagi (może cię nawet rozbawił, miło mi), ale to też dlatego, że nie znasz niuansów myśli Bubera. Nawet pewnie nie przeczuwasz, jak istotne są tam słowa "to nas zrównało", co wskazuje na lansowaną przez Bubera relację symetryczną (za relacją asymetryczną opowiadał się Levinas, toczył się o to między nimi spór przez lata).
<<Jeżeli coś się objawia i wypływa na rzeczywistość w której żyjemy, to weryfikacja tego jest możliwa.>>
A jasne, że jest możliwa, ale prawdziwy dialog jest czymś intymnym. To, co przeżyjesz, zostaje między tobą i osobą, z którą wszedłeś w relację. Nie dasz rady tego adekwatnie opisać, Buber pozwolił mi tylko dostrzec, że rzeczywistość jest znacznie głębsza niż mi się przez tyle lat wydawało, za pomocą nieadekwatnego języka przedmiotowego, a zarazem jedynego, jaki można przelać na papier, starał się ująć w karby dialog autentyczny, ale też głównie robił to metodą negatywną albo za pomocą przenośni. Pod wpływem filozofii zmieniasz tryb życia i przekonujesz się, czy to wszystko tylko blaga, czy było warto. Ja ci mówię, że było warto, a ty se dalej możesz toczyć swą krucjatę (i tak już do końca życia? Trochę to smutne, bo jeśli sprowadzasz moją wiarę do poziomu wiary w krasnoludki i chce ci się tym zajmować tak długo, to okropnie nudny z ciebie gość). Także weryfikuj, lektury ci już zadałem, czytania na góra tydzień, a jako że masz jobla na tym punkcie, powinieneś był już dawno mieć to za sobą. Ale nie! Ty już z góry wiesz, że to głupie. No to skoro wiesz, to nie pytaj o dowody, bo Bóg to nie drzewo czy kolejny obiekt fizyczny, który można wskazać palcem.
<<1. Przez 'usprawiedliwienie' rozumie nie niezawodność poznawania prawdy, tylko wyjście na spotkanie potrzebom ludzi. Innymi słowy w ten sam sposób 'usprawiedliwione' jest uzyskiwanie wiedzy o świecie poprzez wróżenie z fusów, jeżeli tylko wynika to z mojej potrzeby.>>
Skoro istnieją duchowe potrzeby, o których pisze Feyerabend (znakomicie zniekształciłeś jego nazwisko, plus dla ciebie!), to są one zaspokajane przez coś duchowego. W tym przypadku Boga. Gdyby ktoś miał kaprys fantazjowania, np. myśląc o krasnoludkach, to inaczej byśmy rozmawiali, bo to inna rzecz. Jest jednak duchowa potrzeba i jest ktoś niematerialny, kto tę potrzebę swoją obecnością zaspokaja.
<<2. Nawet, jeżeli zignorujemy punkt poprzedni (a sądząc po tytule książki, możliwym jest, że Feyerabend był na tyle głupi, by samemu nie zdawać sobie z tego sprawy), to twierdzenie „oprócz których istnieją jeszcze i inne sposoby” jest absolutnie bezpodstawne dopóki się go nie wykaże. A nikt w historii ludzkości tego nie wykazał.>>
Trochę mistyków było przed nami. Ludzie przeżywali całe życie z Bogiem w sercu i to dawało im siłę i energię, aby wstawać z łóżka. Ludzie często wpadają na świetny pomysł dzięki intuicji, a więc dzięki intuicji oddziałują na świat. I tak dalej.
Inna sprawa, że ty "rozum" rozumiesz bardzo wąsko, o czym już pisałem. Autocytat: "Doświadczenie mistyczne, instynkt czy intuicja to także władze rozumu, choć wszystkie nazwane zostaną irracjonalnymi.".