drzewiarz w odpowiedzi na post: impactor | /topic/2232272/reply/11508622/edit /forum/reply/11508622/canEdit
Ho ho! Myśliwy powrócił! Wcześniej czy później musiało się to stać! Zew krwi nie pozwala Ci na ułagodzenie instynktów ludzkiego drapieżcy. A jednocześnie piszesz o bezlitosnym Galilejczyku dewastującym drzewo figowca.
Próbowałem dać Ci do zrozumienia, choć niestety bezskutecznie, że bez względu na imponującą wymianę argumentów, czy też po prostu opinii ( nie możesz obrażać ludzi za to, że ich wypowiedzi nie spełniają Twoich oczekiwań i nie są zdaniami o bezbłędnej konstrukcji logicznej - a tak robisz! ) na końcu tego wszystkiego pozostaje zawsze ludzki szacunek. Twoja ostatnia wypowiedź względem mnie, uświadamia mi jasno, że nie wytrzymujesz presji, jaką wywiera na Ciebie Twoja własna umysłowa konstrukcja, którą wzniosłeś, powołując się na zasady logiki. Dlaczego? Ponieważ zatracasz umiejętność odnoszenia się do innych ludzi z szacunkiem. Od początku naszej wymiany opinii dałem Ci to do zrozumienia, choć - przyznam się - bez większych nadziei na to, że odniesie to pozytywny skutek.
Widzisz - nawet nie potrafisz zaakceptować, że niektórzy ludzie znajdują upodobanie w kształtowaniu języka, który jest wspaniałym tworzywem mającym różnorodne właściwości, i które w potocznym jego wykorzystaniu pozostają niestety w dużym stopniu niewykorzystane . Przypisujesz temu niepotrzebnie skłonności do ekscentryzmu, zapominając o tym, że słowo jest narzędziem, które może być użyte w bogatej i różnorodnej mieszance kombinacji, i istnieje po to właśnie, by umieć je wykorzystać. Przykro mi, że w tej formie nie przypadł Ci on do gustu. Ale jedną z rzeczy, która mą przykrość ogranicza, jest to, że moja swoboda i sposób wypowiedzi nie istnieje po to, by musiała Ci się podobać.
Zapomniałeś też o tym, że odwiedziłeś forum filmowe, i bezlitośnie pastwisz się nad tutejszymi kinomanami, którzy pojawiają się tutaj przede wszystkim jako wielbiciele kina, a więc sztuki, która funkcjonuje w kategoriach piękna, a więc i język, którego się tutaj używa, również i ten dla Ciebie niecodzienny ( ekscentryczny ), jest tu jak najbardziej na miejscu. Żenujące jest Twoje niepogodzone z tym faktem stwierdzenie, że mógłby ten mój styl wypowiedzi okazać się uwodzicielski dla umysłów biednych, bezradnych nastolatków. Nastolatków z góry przepraszam w imieniu kolegi, że posądza je o wytłumaczalną ich wiekiem głupotę w tym zakresie. Nie dorośli pewnie do tej logiki, której niebywałe opanowanie przez "Impactora" nie pozwala dać im cienia nadziei móc pocałować go w buty.
Ze sprawą zrozumienia prostych pouczeń Jezusa utknąłeś w prostocie. Sprawa jest jak mniemam stracona. Pozostałe kwestie, które poruszyłeś są z tego co zauważyłem, bardziej złożone, ale jeśli wykazałeś tak mało dobrej woli w bardziej swobodnym ( nie tak nieznośnie spiętym ) uchwyceniu zawartych w niej przesłanek. dalsze parcie na przód mija się z celem. Musiałbym się z Tobą solidnie zmęczyć, a szkoda mi na to życia. Ty zgrywałbyś ucieleśnienie logiki, a ja zdawałbym Ci się producentem lingwistycznych figur, które wprawiałyby Cię w nieznośne konwulsje intelektu.
Z tego co wiem, w całej aferze związanej z istnieniem chrześcijaństwa pada jeszcze mnóstwo innych istotnych pytań, które wykluczają Twoje dosłowne interpretacje żywcem wyczytanych zapisków. Kiedy wspominasz o źródłach historycznych wspominających o istnieniu Jezusa, decydujesz się przyjąć, że fakt istnienia wspólnoty powołującej się na założyciela to za mało by uznać jego istnienie. Choć swoją drogą , to iż te kilka przekazów, które wspominają o wspólnocie Jezusa, miałyby dotyczyć człowieka, którego w rzeczywistości nikt nigdy nie ujrzał na oczy, jest jeszcze dziwaczniejszym przypuszczeniem.
Pomyśl sobie tak bez uprzedzenia, jeśli jesteś w stanie: Podanie informacji o Jezusie, prowincjonalnym ekscentryku, bardziej przemawia za tym, że ktoś taki istniał , czy też nie istniał? I czy wzmianki rzymskich urzędników nosi cechy odwołań do mitologii? Piszę to w razie czego, bo zaraz mi napiszesz, że o wyznawcach Zeusa, czy innych dziwolągów, też jest mnóstwo przekazów pisemnych. Tu zaś mamy proste, krótkie informacje. Bez zamiłowania do gawędziarstwa i fantazjowania.
(Nie miałbyś może ochoty podważyć istnienia paru innych osób? Na przykład niektórych apostołów ;) Byłoby to może całkiem wykonalne...)
Rozsądny człowiek raczej zastanowi się na ile ta historyczna postać ma wspólnego z jego hagiografiami - czyli ewangeliami i cała setką innych pism pozostających w obrębie, czy też na obrzeżach przyjętego kanonu pism biblijnych. Z tym bowiem jest rzeczywiście grubsza sprawa i tu miałbyś szersze pole do popisu niż to na którym ugrzęzłeś. Moje stanowisko w tej sprawie niekoniecznie jest ortodoksyjne, jak pewnie mógłbyś przypuszczać. Wiele rzeczy w tej kwestii poddaję w wątpliwość. Mam zastrzeżenia do tego na ile sprawozdawcy chcieli relacjonować, a na ile mogli to w ogóle robić, co do nich dotarło, ile uległo zniekształceniom i przeinaczeniom, ile zaś dodali od siebie w przypływie pobożnych uniesień. To takie puszczenie oka w Twoją stronę. Również jestem krytycznym człowiekiem i lubię zadawać niewygodne pytania, i niekoniecznie upieram się przy tym, że dobrze na nie odpowiedziałem. Wolałbym jednak nie wylewać dziecka z kąpielą.
Niepokoi mnie Twoje stwierdzenie, że nie ma znaczenia Twój szacunek okazywany innym. Jednocześnie jednak wiele wyjaśnia. Jesteś jedynie tolerancyjny, ale to też bzdura, bo Twoje słowa, które kierujesz do innych są również sposobem wkraczania w czyjś świat, i jeśli robisz to bez szacunku, naruszasz czyjąś godność i nie szanujesz równorzędności wolności innego człowieka. Jednocześnie możesz nawet mieć stuprocentową rację w tym co mówisz, ale nie będzie to już miało żadnego znaczenia. Zastanów się nad tym dobrze.
Zakańczam moją korespondencję z Tobą. Bez żalu rzecz jasna. Życzę Ci dobrze - przede wszystkim dystansu do siebie samego i do efektów swoich niepodważalnych i piorunujących spostrzeżeń. Bo ostatecznie są to tylko jedne z wielu rozmaitych sądów, a przed Tobą jeszcze ciekawiej i w znacznie doskonalszej formie wyraziło ich tysiące ludzi, spośród których większości z nich nawet nie chciało się ich zapisywać. Ale podejrzewam, że mimo tego, niekoniecznie musieli pozwolić sobie na tak elementarne zaniedbanie zwyczajnie ludzkiego odruchu szacunku. I niekoniecznie nawet trzeba się odwoływać do jakiejkolwiek religii, żeby zdać sobie z tego sprawę.
Wiem o czym mówię, gdyż objechałem trochę świata, odnajdując w nim urzekających ludzi, tych wierzących na przeróżne sposoby, od osobowych sprawców szczęść i nieszczęść po plastykowe gadżety, i tych niepewnych czegokolwiek w tych sprawach, jak i tych za nic w świecie nie dających się przekonać o istnieniu pierwotnego dobrodzieja. Stworzywszy z nimi serdeczne i inspirujące relacje, uświadomiłem sobie to, czego życzyłbym Tobie. Umieć fascynować się ludźmi nawet jeśli wydają Ci się niewybaczalnie naiwni względem Twoich kryteriów ocen. Jest bowiem jeszcze wiele innych przejawów ludzkiej aktywności od wyrażanych przez nich przekonań dotyczących ich wiary bądź niewiary w cokolwiek.
Może niekoniecznie powinienem Ciebie o brak tej umiejętności obwiniać. Może inaczej nie potrafisz i tyle. Sam w głębi duszy jestem niepoprawnym estetą i może po prostu łatwiej mi przychodzi taki punkt widzenia. Nie faszeruję sobie głowy drobno zmielonym przecierem z logiki, mimo iż chętnie tracę głowę do wszelkich rozrywek logicznych.
No dobrze. Com rzekł tom wyrzekł! A karawana podąża dalej! A dokąd? Może uda nam się dowiedzieć. Może i ujrzeć. A może wymyślić ;)