Każdy kto SZCZERZE wierzy w Boga, rozumie swoją religię w 100%. Każdy kto wierzy potrafi zrozumieć to, że jest tylko człowiekiem o ograniczonych zdolnościach intelektualnych, i że jego mózg nie jest w stanie ogarnąć całego Boga (zresztą nie tylko Boga, ale też wielu innych rzeczy i zjawisk, np. całego wszechświata). Gdyby się dało, bylibyśmy równie wszechmocni i wszechwiedzący jak On.
Nawet najlepszy matematyk nie rozumie całej matematyki, bo jej do końca nie zna. Zna tylko tę jej część, która została jak dotąd odkryta. Matematyk nie próbuje udowodnić dlaczego 0 to 0, po prostu wierzy, że tak jest, to logiczne.
>> "Dla mnie zwyczajnie religia nie miala sensu, a ondalazlem logike w ateizmie. Ateizm jest dla mnie prawda. <<
Zdajesz sobie sprawę ze znaczenia terminu "ateizm" ? Ateizm jest to odrzucenie wiary w Boga, a nie pewność, potwierdzona dowodami, że nie istnieje. Nie udowodnisz, że Boga nie ma, możesz co najwyżej tylko tak sądzić. To, że Go nie widzisz, nie znaczy, że nie istnieje.
Nie uzupełniają się w takim sensie, że jeden bez drugiego przestaje być doskonały, nie wiedziałem, że przyjmiesz to tak dosłownie. Chodziło mi bardziej o to, że Jeden jest częścią drugiego (również niedosłownie, jak ktoś Ci powie "ten dom jest częścią mnie", to chyba wiesz, że w jego ciele fizycznie dom się nie znajduje.)
Nie da się odpowiedzieć na Twoje pytanie, bo Oni zawsze byli, są i będą razem i nikt nie wie co by było gdyby się rozstali, ale takie gdybanie nie ma sensu, bo każdy wie, że jest to niemożliwe, bo ich miłość do siebie jest NIESKOŃCZENIE wielka. Na tym powinienem skończyć, ale jak znam Ciebie, to zaraz rozłożysz tą wypowiedź na czynniki pierwsze i dopatrzysz się jakiegoś non-sensu, a więc dla jasności: Jedyne co oddziela człowieka od Bożej miłości to grzech. Miłość Boża nie może się rozpaść, bo to Bóg panuje nad grzechem, a nie grzech nad Bogiem, więc żaden grzech nie jest w stanie sam z siebie ich rozdzielić, bo sami musieli by go wpuścić, a nie wpuszczą go, bo ich miłość jest taka wielka, że nawet nie myślą o tym, żeby to zrobić.
A tak poza tym Trójca Święta to jest jedna z największych jak nie największa tajemnica Boża. Jakbyś ją w PEŁNI ogarnął byłbyś równy Bogu, a to niemożliwe. ;) Bóg dał nam tyle rozumu, ile nam potrzeba.
>> "Jesli nie sa nigdy oddzielnie to jak Jezus mogl zejsc na Ziemie sam? A jesli zszedl tzn. ze juz nie byl bogiem, bo byl sam? A co wtedy z trojca, ktora zostala tylko we dwojke - teaz nie byli bogiem wtedy?" <<
Bóg nie podlega takim ograniczeniom jak my, nie ogranicza go wymiar przestrzeni (sam ją stworzył). Bóg może przyjąć postać człowieka (jak Jezus), może być jednocześnie w każdym miejscu - nie jest więc trudne dla Boga istnieć w trzech Osobach. Więc gdy Jezus był tu na Ziemi, to Jego Ojciec był wszędzie, w tym też przy Nim, a nawet w Nim i z Nim.
>> "Jak zgodna wola moze nie oznaczac takiej samej? Wytlumacz." <<
Napisałem wprost, bez żadnych podtekstów ani metafor. Każda z osób może (ale nie musi!) mieć inną wolę niż pozostałe, (bo każda jako, że jest osobą, ma swoją własną wolną wolę, my też ją mamy), ale pozostałe osoby są w pełni zgodne z tą wolą. Biorąc to na Twój (Twój, mam na myśli osoby niewierzącej) rozum można powiedzieć, że ich wola jest taka sama, ale w rzeczywistości jest to kolejna Boża tajemnica, której nasz mózg nie jest w stanie do końca pojąć, a która nie jest nam też potrzebna do egzystencji i wiary w Boga.
>> "Bog to tylko natura, nie konkretna osoba, czyli czym taka natura sie charakteryzuje, co oznacza? to tylko jakby nazwa ich rasy?" <<
Ty i ja jesteśmy natury człowiek, ale nie jesteśmy tymi samymi osobami. Bóg Ojciec, Syn Boży i Duch Święty są natury Bóg, ale też nie są tymi samymi osobami. Tylko, że natura boska jest zupełnie inna niż nasza, nieskończenie wiele razy doskonalsza.
>> "Nic nie ma ze sa jednoscia w 3-ech osobach." <<
Nie jest napisane wprost, w dwóch linijkach, tak jak Ty byś tego chciał, ale wszystko co jest o tym napisane w Piśmie Świętym sprowadza się do tego, że to prawda, jak poczytasz Biblie to sam się przekonasz.
>>"Szukalem informacji na ten temat w necie i tak jest napisane, ze definicja twojcy zostala stworzona na tamtym soborze i nie ma nigdzie wspomnianej trojcy w Biblii."<<
No właśnie... definicja Trójcy, a nie Trójca. W Biblii są przedstawione wszystkie trzy osoby, a dokładając do tego kontekst całej Biblii, logicznie dochodzi się do wniosku, że wszystkie te trzy osoby są jednym Bogiem. Ci, którzy stworzyli definicję Trójcy, tzw. Ojcowie kościoła opierali się na Piśmie Świętym.
Einstein nie wymyślił teorii względności, tylko ją odkrył. Tak samo Ojcowie kościoła nie wymyślili Trójcy, tylko odkryli ją w Piśmie Świętym.
>> "Odnioslem sie do moich wspomnien bo ja nie wyobrazam sobie jak mozna mowic cos takiego jak napisales." <<
A czy w ogóle czytałeś co napisałem? Czy zwróciłeś uwagę na słowo "załóżmy" ? Czy wspominałem coś o Twoich przodkach i II Wojnie Światowej ? Nie zrozumiałeś, że masz sobie to tylko wyobrazić, żeby zrozumieć to co chciałem Ci przekazać ? Jesteś tak bardzo zamknięty na Słowo Boże, że musiałem wybrać jakiś bardziej drastyczny element, żebyś to zrozumiał. Jak widać, wciąż za mało. Co najmniej dwa razy wspominałem i podkreślałem to, że męka Chrystusa nie opierała się tylko na torturach cielesnych, ale GŁÓWNIE na świadomości, że nie wszystkie Jego kochane dzieci Go przyjmą i dobrowolnie odrzucą wieczne szczęście, a Ty nadal ograniczasz się do bólu fizycznego. Wyobraź sobie, że Twoje dziecko, które bardzo kochasz wyrzeka się Ciebie, że woli cierpieć niż być z Tobą, że od jego szczęścia, na którym bardzo Ci zależy dzieli go tylko mały krok, jakim jest powiedzenie Tobie "tato, kocham Cie", a on wciąż wybiera najgorsze cierpienia i pomnóż to wszystko przez nieskończenie większą od naszej miłość Jezusa do swoich dzieci - nas, a być może zrozumiesz choć trochę jak Jezus cierpiał, i że nie były to tylko chwilowe cierpienia.
Sens męki Chrystusa opisałem Ci tak jasno, jak potrafiłem, więc nie mam zamiaru już dłużej w kółko powtarzać tego samego. Od Ciebie tylko zależy czy ją przyjmiesz czy nie. Nikt nikogo nie ma tutaj zamiaru na siłę nawracać, ani (mam nadzieję) przeciwnie. Masz wolną wolę, rób jak uważasz.
A i jeszcze wracając do tej kwestii wszechwiedzy i wolnej woli. Gdzieś poniżej, przeglądając temat przypadkowo natknąłem się na Twój post, w którym oznajmiłeś, iż jesteś po mechanice. Zastanawia mnie jak osoba o ścisłym umyśle, po pomyślnie skończonych studiach ścisłych nie potrafi zrozumieć takiej czysto logicznej rzeczy, że jeśli Bóg (zakładając, że istnieje) zna przyszłość, to nie znaczy to, że ma wpływ na jej przebieg. "Jesli bog zna przyszlosc to ta przyszlosc dzieje sie wczesniej niz moja terazniejszosc" - On ją widzi, ale nią nie steruje. Potrafisz odróżnić te dwie rzeczy ? Przyszłość nie dzieje się wcześniej, dzieje się normalnie, tylko, że Bóg wcześniej widzi jaką TY kiedyś podejmiesz decyzję. Mówiąc kolokwialnie, Bóg siedzi sobie na fotelu i ogląda film pod tytułem "Twoje życie", ale tylko go ogląda, nie pisał do niego scenariusza. Oczywiście ta przyszłość, to jest nasza ludzka przyszłość, bo dla Boga wymiar czasu nie istnieje.
>>"Acha, wiec jesli ja uwazam boga za debila (chociazby dlatego, ze tylu ludzi cierpi przez jego decyzje wyrzucenia nas z raju) i mimo iz jestem dobrym czlowiekiem to on by mnie skazal na tortury?"<<
Zacznijmy od tego, że Bóg nikogo nie skazuje na tortury. Do piekła idzie ten kto chce tam iść. Piekło jest po prostu "miejscem", gdzie Boża łaska nie dochodzi, jest miejscem kompletnego odcięcia się od Boga, który jest źródłem miłości, a skoro Bóg jest źródłem miłości, to tam gdzie nie ma Boga, tam nie ma miłości, a jak nie ma miłości to jest cierpienie. Tutaj na Ziemi, nawet jeśli ktoś w Boga nie wierzy to i tak jest połączony z Jego miłością, ale po śmierci, litość się kończy, że tak powiem. Wtedy albo wiecznie się od Boga odcinasz i żyjesz w cierpieniach, albo wiecznie żyjesz z Bogiem w szczęściu i miłości. Pamiętaj, że decyzja jaką podejmiesz tam jest całkowicie zależna od tego jakie życie prowadziłeś na Ziemi. Czyli krótko mówiąc, decyzję podejmujesz przed śmiercią (chociażby nawet sekundę przed nią), a nie po niej. (Bóg jest na tyle miłosierny, że nawet jeśli ktoś przez całe życie grzeszy i go odrzuca, a w ostatniej chwili się nawróci to może iść do nieba (może, bo chce)). To raz.
Dwa - nie ma czegoś takiego jak dobry człowiek. To, że pomagasz ludziom nie czyni Cię doskonałym, każdy z nas jest grzeszny, nie dlatego, że Bóg tak chciał, tylko dlatego, że człowiek tak chciał. Wszystko jest jasno opisane tutaj:
http://mateusz.pl/ksiazki/js-sd/Js-sd_20.htm .
A jeśli nie chce Ci się tego czytać, to wyjaśnię Ci to w wielkim skrócie.
Po pierwsze. Nie cierpimy ZA TO, że Adam zgrzeszył, tylko DLATEGO, że Adam zgrzeszył.
Po drugie. Nie ma grzechów, które moglibyśmy popełnić wyłącznie na swój prywatny rachunek. Każdy najmniejszy grzech wyrządzony sobie jest też krzywdą dla drugiej osoby, nie ma takiego grzechu, którego skutki odzwierciedlają się tylko na tej osobie, która ten grzech popełniła. A jeśli żaden człowiek nie czyni zła wyłącznie na własny rachunek, to również zło pierwszego człowieka nie mogło się skończyć na nim samym.
Jeśli tego nie zrozumiesz to przeczytaj ten fragment na stronie, którą podałem, tam jest o wiele jaśniej i głębiej wszystko wyjaśnione.