Moralność może być tylko religijna

Nie ulegajcie złudzeniu, że będąc ateistą-materialistą lub też empirykiem, można zbudować moralność. Jeśli istnieje dobro i zło, muszą one istnieć same w sobie - a to jest teza metafizyczna (religijna). Człowiek może odróżniać dobro od zła tylko dzięki temu, że jest w nim zapisane prawo moralne. Tymczasem ateista może mówić o korzyściach lub stratach, przyjemnościach lub przykrościach, powodach ewolucyjnych - i dlatego na gruncie ateistyczno-naukowego światopoglądu nie da rady wykazać, że niewierność małżeńska, adopcja dzieci przez pedofili, zoofilia są czymś niewłaściwym. Ateista więc może żyć moralnie, ale tylko wtedy, kiedy stosuje etykę religijną, której sam nie mógłby wymyślić.

18
                • O co Ci chodzi?

                • Hehe, pytanie jest przecież proste. Bo pojęcie normy może być różnie rozumiane - np. jeśli normą jest to, co statystycznie ma przewagę, to oglądanie filmów Bergmana byłoby... nienormalne. A słowo "nienormalny" jest mocno pejoratywne i stygmatyzujące.

                  Dlatego słowo "normalny" jest używane najczęściej w znaczeniu moralnym. Normalny oznacza: nie budzący odrazy. Tylko wtedy to nie ma nic wspólnego ze statystyką.

                • "W ogóle mam pytanie, bo pod moimi filmami pisze ktoś "niccidotego" i "aguuniak" to ta sama Aga? xD

                  I o który film z nią Ci chodzi? Ten gdzie mierzy kanie? :D"

                  Tak , to ja ...mierze moje gigantyczne kanie czubajki. "Niccidotego" to tez ja. Wystepuję też jako "smakosz niccido tego". JESTEM W TRZECH OSOBACH JAK trójca przenajświetsza :) To takie moje hipostazy!

                  Bóg jest wszechmocny. "Mocna" definicja wszechmocy była w teologii zawsze odrzucana. Po co więc z tym polemizujesz?

                • >>>Tak , to ja ...mierze moje gigantyczne kanie czubajki. "Niccidotego" to tez ja.

                  Kanie są pycha! Ale na moich ziemiach występują, śmiem twierdzić, jeszcze większe okazy. Udowodnie TO!
                  Tylko palisz :(

                  >>> Wystepuję też jako "smakosz niccido tego". JESTEM W TRZECH OSOBACH JAK trójca przenajświetsza :) To takie moje hipostazy!

                  Uaaaarh nie może być!
                  Są dwa konta ale jeden umysł za nimi.
                  Prosta implikacja - to co mówi jedno konto jest równocześnie wolą drugiego.
                  Ergo - Nadal: Jahwe wysyła samego siebie na śmierć by ominąć prawo stworzone przez siebie samego xD

                  :)

                  >>>Bóg jest wszechmocny. "Mocna" definicja wszechmocy była w teologii zawsze odrzucana.

                  Ja nie rozumiem "Mocna" definicja. Tzn poczytałem o tym na wiki ale wszelkie twierdzenia teistyczne jawią mi się jako "mocne", bo orzeczają o rzeczywistości, w sposób dosadny, dogłębny, dosadny.

                  Ale w polemikę się wdawać nie będę, bom nieoczyton.

                • "Kanie są pycha! Ale na moich ziemiach występują, śmiem twierdzić, jeszcze większe okazy. Udowodnie TO!
                  Tylko palisz :("

                  Co Ty gadasz? Na moim terytorium spotyka się 15-20 cm. 32 to był SZOK!
                  No palę... sama sobie kręcę :)


                  "Ergo - Nadal: Jahwe wysyła samego siebie na śmierć by ominąć prawo stworzone przez siebie samego xD"

                  Dupa... nieuku! Jahwe nie wysyła sam siebie- to herezja! Dowiedz się co krytykujesz. Gadasz jak świadek jehowy! Patrypasjanizm jest herezją trynitarną głoszącą, że Ojciec i Syn są jedną osobą, dlatego też Bóg Ojciec cierpiał i umarł na krzyżu pod postacią Jezusa Chrystusa. Ha ha ha ha ha

                  "Ja nie rozumiem "Mocna" definicja. "

                  Mocna wszechmoc (jak u Kartezjusza ) oznacza mozliwosć uczynienia rzeczy sprzecznych jak kwadratowe koło. Wg św. Tomasz z Akwinu wszechmoc oznacza mozliwość uczynienia wszystkiego co nie jest logicznie sprzeczne tzn. że "wszechmoc" to słowotwórczo zdolność do zrobienia wszystkiego, a owe "wszystko" to zbiór "czegoś" - "nic" jak "kwadratowe koło" nie znajduje się w zbiorze wszystkiego. Kwadratura koła to absurd. Absurdy są niczym- co najwyżej pojęciami - i dlatego nie wchodzą w zakres "wszystkiego". Ka Pe Wu?

                • "No palę... sama sobie kręcę :)"

                  Jak można palić? Trzeba naprawdę bardzo się postarać, żeby samemu sobie wmówić że to nie szkodzi. Mamy zatrutą cywilizację, syf w żarciu, masę stresów, przez co osłabioną odporność, masowe zachorowania na nowotwory także wśród ludzi sławnych (jak śp. ks Kaczkowski - tacy ludzie to powinni być dla nas jak memento mori), azotany w sałacie, kapuście i brokułach, goitrogeny w kapuście, sałacie, rzodkwi, cez, kadm, ołów, rtęć w ziemniakach, pestycydy w truskawkach, siarczany i siarczyny w suszonych owocach, Clostridum botulinum w miodzie, i tak dalej...
                  I wykańczać się fajkami. Przeczytaj książkę "Easy Way: prosta metoda jak skutecznie rzucić palenie". Moja mama paliła 50 lat paczkę dziennie i po jednej lekturze rzuciła to. Bez wysiłku, bez stresu, naprawdę jak ręką odjął. Wystarczy przetworzyć umysł i nigdy nie zachce ci się palić.

                • "Jak można palić? "

                  Jak można chodzić na dziwki? Jak można płacić za seks? Osobiście uważam, że dziwkarstwo jest zboczeniem (tak samo jak homoseksualizm, pedofilia, zoofilia itp.) Powikłania psychiczne, jak i fizyczne występują zarówno po stosunkach z dziwkami jaki i po stosunkach pedofilskich i homoseksualnych. Ot tyle.

                  ps. Co mama paliła? Tytoń? Skuna , crack ...opium, hasz?

                • Po heteroseksualnych stosunkach też następują powikłania psychiczne Poza tym seks jest zdrowy, obniża szansę na raka prostaty.

                  I nie rozumiesz słowa zboczenie. Zboczenie wiąże się z popędem, więc gdybym miał popęd ukierunkowany tylko na dziwki, to byłoby to zboczenie. Ale ja mam popęd na kobiety - a że im płacę, to kwestia praktyczna. Inaczej nie wypną się, to co miałbym zrobić żeby mieć seks.
                  Mama paliła tytoń.

                • Dziwkarstwo jest stanem patologicznym. Pociąg seksualny między osobami tej samej płci (heteroseksualizm) jest normalny, gdy jest z miłości....ale dziwkarstwo i idea promiskuityzmu z "zabezpieczeniem" nie ma żadnego zastosowania ewolucyjnego, jest raczej wybrykiem natury.

                • Co ty pieprzysz :) Seks z miłości jest właśnie czymś nienaturalnym dlatego że zdrowy mężczyzna odczuwa popęd do tysięcy kobiet, a nie do jednej wybranej.

                  Stosowanie zabezpieczeń też nie ma przełożenia na zboczenie bo to znowu nie wynika z popędu tylko z rozumu. A zastosowanie ewolucyjne mam w poważaniu, kotki, pieski i kopulujące żółwie nie są dla mnie żadnymi autorytetami w dziedzinie postępowania.

                • Jak bym pieprzyła to bym dupą ruszała.

                  Odpowiedź znajdziesz w tym filmie krótkometrażowym:
                  http://www.filmweb.pl/film/Naturalni-2014-696324

                • Haha, świetnie się zapowiada, muszę to zobaczyc! :)

                • https://www.youtube.com/watch?v=699fKjLKQ-E

                • Co to? Za co mnie tak nienawidzisz?

                • "nie szanuje ateistów mówiąc o nich "ateuszki" i "stalinowcy"."

                  Co? "Ateusz" albo "bezbożnik" to pieszczotliwe określenie! Jacy znowu "stalinowcy"... ja mówiłam , że bolszewicy deklarowali się jako ateiści i w imię "naukowego" ateizmu niszczyli religie
                  https://pl.wikipedia.org/wiki/Zwi%C4%85zek_Wojuj%C4%85cych_B...
                  Historia to potwierdza.

                • Słowo bezbożnik sugeruje, że coś jest nie tak. Że ktoś pewnie nie ma sumienia itp.

                • Słowo "bezbożnik" to słowotwórczo bez - boga czyli bez wiary teistycznej w omnipotentny byt i nic ponad to.

                • "O Zaratustro, tyś pobożniejszy, niźli sam myślisz, wraz z taką niewiarą! Jakowyś Bóg w tobie nawrócił cię do twej bezbożności."

                • Język to nie tylko słowotwórstwo, jest pewien duch języka. Podobnie słowo "Żyd" nie brzmi tak neutralnie jak np. Egipcjanin albo Norweg.

                • Tłumaczę Ci moje rozumienie "bezbożności".

                • Jesteś tam Aga? Czytasz to? Mam dylemat etyczny i potrzebuję rady od kogoś, kto zna się na etyce i ma sumienie. Ale najpierw napisz, że to czytasz, to wtedy powiem o co chodzi.

                • Jestem.
                  O co chodzi?

                • Parę miesięcy temu znalazłem pod domem gołębia. Zaatakowała go rybitwa i ptak prawie został zabity, rozpruty, jakieś kości na wierzchu, słowem dramat.

                  Wziąłem go żeby miał spokojną śmierć. Byłem pewien że zostało mu parę godzin życia. Moja mama ma wielkie mieszkanie, balkon, 3 duże pokoje. Pokój z balkonem jest praktycznie nieużywany więc zaniosłem tam gołębia i mama zgodziła się żeby w tym pokoju sobie żył. Dostał żarcie, wodę.

                  Mijały tygodnie, miesiące, a ptak zaczął zdrowieć i w zasadzie doszedł do siebie. Problem w tym, że nigdy już nie będzie latał i trochę jest niestabilny, np. jak się przewróci to mama go podnosi, bo sam nie wstanie. Chodzi po balkonie i po pokoju, który ma w całości do dyspozycji (czyli żyje w lepszych warunkach niż kilka tysięcy studentów z mojego miasta koczujących po akademikach).

                  I tutaj zaczyna się problem. Zastanawiam się nad uśpieniem ptaka co wynika ze współczucia. Jego życie od miesięcy ogranicza się do łażenia w kółko po jednym pokoju i balkonie, przez 99 procent czasu jest sam (mama sprząta raz dziennie jego odchody i zanosi mu żarcie oraz otwiera balkon, co jest jedyną "akcją" w ciągu dnia). Siedzi na żerdzi i z tygodnia na tydzień tam debileje. Zero radości życia, zero przygód. Mojej mamie on nie wadzi i upiera się żeby go trzymać przy życiu.

                  Z drugiej strony jest to jednak istota żywa, która krząta się wokół swoich ptasich spraw. Ciężko mi jednoznacznie zdecydować o uśpieniu, i ciężko mi wyobrazić sobie że jeszcze przez całe lata ma tak wegetować. Na jego miejscu wolałbym umrzeć niż żyć na 20 metrach kwadratowych bez ptasich kompanów.

                  Moi dziadowie nie mieli takich dylematów. Brali na pieniek, ścinali łeb i na rosół. Nawet kotom ścinali łby jak się rodziły zbyt mnogo. Ale jednak człowiek próbuje być człowiekiem i nie jest łatwo decydować w sprawach życia i śmierci.

                  Co radzisz? Co byś zrobiła? Jestem na 90% zdecydowany na uśpienie, ale jeszcze chcę zasięgnąć rad od innych.

                • Ciężka sprawa. Gołąb jest dziki czy hodowlany?

                • Dodam, że wiem iż kalekie zwierzęta szybciej się przystosowują do nowych warunków niż człowiek. Np. dla psa czy kota brak kończyny nie jest wielkim problemem.

                  Nie możesz antropomorfizować gołębia. To jest gołąb, a to że uważasz że on ciepri nie oznacza , że faktycznie gołąb cierpi. Może tylko przenosisz swoje treści psychiczne na niego?

                • Dziki.
                  Masz zupełną rację z tym antropomorfizowaniem. Cały czas stawiam się na jego miejscu, a przecież dla człowieka jest zupełnie niepojęte co to właściwie znaczy być gołębiem i jak wygląda świat z takiej perspektywy. Ale jeśli ma tak mało bodźców, ciągle jest sam w pokoju, to chyba musi cierpieć.

                • Tego czy cierpi nie jesteśmy pewni.
                  Ma co jeść... prawdopodobnie chce żyć. Człowiek gdy straci nogę nie potrafi sobie wyobrazić dalszej egzystencji, ale z czasem akceptuje swoje kalectwo. Może postaraj się mu zapewnić towarzystwo... przygarnąć drugiego kalekiego gołębia od jakiegoś hodowcy gołębi... albo oddać go hodowcy. Najlepiej jak by miał podwórko. Moze w jakimś ZOO mają azyl dla chorych ptaków.
                  Proponuje Ci poczytać coś o behawiorystyce ptaków. Ja niestety nie mam o tym pojęcia.
                  Osobiście nie usypiałabym go, szukała bym mu lepszych warunków. Szukaj ptasich azyli dla kalekich ptaków.


                • "Ma co jeść... prawdopodobnie chce żyć. Człowiek gdy straci nogę nie potrafi sobie wyobrazić dalszej egzystencji, ale z czasem akceptuje swoje kalectwo. Może postaraj się mu zapewnić towarzystwo... przygarnąć drugiego kalekiego gołębia od jakiegoś hodowcy gołębi..."

                  Całkiem niezła myśl. Ale wtedy we dwóch będą srać 2x więcej. No ale mimo to nie jest to zle wyjście. O ile we dwójkę nie zanudzą się na śmierć.

                  "albo oddać go hodowcy. Najlepiej jak by miał podwórko. Moze w jakimś ZOO mają azyl dla chorych ptaków.
                  Proponuje Ci poczytać coś o behawiorystyce ptaków. Ja niestety nie mam o tym pojęcia.
                  Osobiście nie usypiałabym go, szukała bym mu lepszych warunków. Szukaj ptasich azyli dla kalekich ptaków".

                  To niestety nierealne. Znam temat dobrze, ponieważ kiedyś już miałem kilka nielotków - ale albo umierały, albo zdrowiały i odlatywały. Próbowałem właśnie załatwić im azyle, wcisnąć je gdzieś.
                  W schronisku powiedzieli mi "nie przyjmiemy, bo kiedyś przyjęliśmy ptaka, ale jeden z naszych kotów go zabił".
                  Azyle są daleko, więc musiałbym parę godzin tłuc się pociągiem z gołębiem. Żaden prywatny hodowca się nie zgodził, chociaż np. poznałem panią która ma w domu 100 nielatających ptaków (kosmos, co?).

                • Dwa razy więcej gówna nie robi wielkiej różnicy. I tak trzeba sprzątać.

                  To realne. Szukaj PTASICH azyli. Znalazłam to:
                  http://www.mto-kr.pl/index.php/jak-pomoc-ptakom/5-ptasie-lec...
                  Dzwoń do nich. To co, że musisz jechać pociągiem? To nie problem, problemem jest Twoje lenistwo i brak poświęcenia.

                  ps. Kumpla ojciec na wsi ma gołębie. Bardzo je kocha , nawet gada do nich. Może przygarnąć. Musiał byś go przywieźć do Bukowca koło Nowego Tomyśla (to w Wielkopolsce).... albo do mnie (Opalenica) a ja go przewiozę dalej.

                • Dzięki kochana. Stwierdziłem że 3h pociągiem to nie taki dramat, wezmę sobie na podróż książkę i za 10 dni (bo wtedy dostanę wypłatę) jadę do Ptasiego azylu w Szczecinie. Nie będę cię fatygował ponieważ do Opalenicy mam dużo dalej.
                  Odyn z Tobą!

                • Elo Aga. Żona mnie zostawiła tydzień temu, stwierdziła że nie podniecam jej, a ona chce mieć dobry seks.
                  A ja latami wierzyłem, że ma niskie libido. Płaczę od tygodnia po parę godzin dziennie, dopiero dzisiaj czuję się już naprawdę OK. Stwierdziłem, że tak przyzwyczaiłem się do chodzenia na dziwki, że jak będę miał kobietę, to będę ją zdradzał. Zachoruje, tydzień nie będzie mogła się kochać, i już ją zdradzę. Pojadę za granicę, albo do innego miasta służbowo, i zdradzę. Dlatego powziąłem postanowienie, że od dzisiaj seks tylko z miłości, ewentualnie częsta masturba. Rzecz jasna postanawiać można dużo, dlatego terapia uzależnień mnie jeszcze czeka (na szczęście w tym tygodniu pierwsza wizyta). Świat jest połamany.

                • "stwierdziła że nie podniecam jej, a ona chce mieć dobry seks."

                  Powiem Ci, że podejrzewałam to. Zamiast zaspokoić seksualne potrzeby żony.... dawałeś się wykorzystywać przez swój seksoholizm chciwym prostytutkom.

                  "Rzecz jasna postanawiać można dużo, dlatego terapia uzależnień mnie jeszcze czeka (na szczęście w tym tygodniu pierwsza wizyta)"

                  Życzę powodzenia w walce z nałogiem i błogosławieństwa Wielkiego Odyna.

                  "Dlatego powziąłem postanowienie, że od dzisiaj seks tylko z miłości, ewentualnie częsta masturba."

                  Bez tej masturbacji będziesz miłym Bogu filozofem.

                • "Powiem Ci, że podejrzewałam to. Zamiast zaspokoić seksualne potrzeby żony.... dawałeś się wykorzystywać przez swój seksoholizm chciwym prostytutkom".

                  To nie o to chodzi, ja nie miałem możliwości jej zaspokoić. Bo nie reagowała na mnie, byłem dla niej jak brat. Nigdy nie pomogłaby mi w seksie, nie dowiedziałbym się co lubi itp. bo była niezainteresowana akurat mną. Jak się poznaliśmy, byliśmy w LO, ona nie znała życia, miała kompleksy i pewnie niskie poczucie własnej wartości to jej imponowałem. Ale z biegiem czasu nie układał się seks, więc zdradzałem i przez to nauczyłem się, że mam seks zawsze kiedy chcę, na zawołanie (a powinienem już wtedy odejść).
                  Po 20 latach takiego związku pewnie kogoś poznała, a może tylko stwierdziła, że marnuje sobie życie z kimś, z kim nie ma chemii, adrenaliny? Poszła w świat i tyle. Cieszę się, że zdrady jednak nie wyszły na jaw, i zachowała o mnie dobre myśli.

                  "Bez tej masturbacji będziesz miłym Bogu filozofem."

                  To już wolę nie jeść, albo nie spać.

                • Seks na zawołanie? Ty dla niej jak brat? Nie imponowałeś jej? Co kuźwa?

                  O Mateczko Przenajświetsza... to jest szok dla duszy.... Wy potrzebowaliście terapii małżeńskiej. Drogi Dworzaninie...bo wszyscy ludzie zostali wydani przez Pana Boga i dlatego też popadli w bezeceństwa. Nie ma nikogo ( chyba poza papieżem- Nameistnikiem Chrystusa) , którego by się nie dopuścił grzechu masturbacji!!!!

                  "To już wolę nie jeść, albo nie spać."

                  O rzesz Ty "Jeżeli zaś dusza jest grubego sumienia, nieprzyjaciel stara się uczynić ją jeszcze bardziej gruboskórną; np. jeśli przedtem niewiele sobie robiła z grzechów lekkich, to będzie się starał, żeby nie przejmowała się i grzechami śmiertelnymi; a jeśli do tej pory trochę się tym przejmowała, to będzie się starał, żeby o wiele mniej albo i wcale się tym nie przejmowała"

                  Diabły często nawiedzały poślubionym Bogu zakonników! Oni nie dawali sie pokusie piekielnej!
                  Św. Paweł pouczał: "Co do spraw, o których pisaliście, to dobrze jest człowiekowi nie łączyć się z kobietą. Ze względu jednak na niebezpieczeństwo rozpusty niech każdy ma swoją żonę, a każda swojego męża".
                  1Kor 7 ;1- 2
                  "Lecz jeśli nie potrafiliby zapanować nad sobą, niech wstępują w związki małżeńskie!"
                  1 Kor 7 ;9



                • :)

                • Tylko tyle?

                • Twój trolling jest już przewidywalny :)
                  Co to znaczy, że Wielka Zagadka nie istnieje? Tak pisze Wittgenstein. Zastanawiałaś się kiedyś nad tym?

                • Jasnowidz jesteś jakiś czy co?
                  Tak, zastanawiałam się nad tym :) Zadziwiające jest to, że Wittgenstein myślał o prawach rządzących myśleniem, posługując się, w momencie kiedy o nich myślał, tymi prawami !!! Granice języka są granicami świata czyli życia (bo świat i życie to jedno), które jest zbiorem faktów nie rzeczy. Dlatego też, słucham rady Wittgensteina i jego tezy rozpoznaje jako niedorzeczne i przezwyciężam je, wtedy świat przedstawia mi się właściwie.

                • Nie odpowiedziałaś na moje pytanie przecież służebnico pańska.
                  Świat nie jest zbiorem rzeczy tylko faktów - z tym jest pewien problem. Przecież rzeczy (i stany tych rzeczy, np. stół ma 4 nogi) są faktami. Dlatego świat składa się z rzeczy i faktów.
                  Granice języka są granicami MOJEGO świata - a nie świata w ogóle. To znaczy, że nasz rozum sięga tam, gdzie możemy posługiwać się logicznym myśleniem. Świat Boga, albo jakiegoś super kosmity jest tym samym większy.
                  Jeśli czegoś nie mogę zrozumieć czy opisać, czy uchwycić językiem, to jest to poza moim horyzontem, nie istnieje dla mnie. Nie należy do MOJEGO świata.

                • Odpowiedziałam :)

                • Zakładasz bez dowodu, że istnieją jakieś rzeczy, ale rzecz nie jest faktem. "Rzeczy" jak np. stół nie poznajesz przecież bezpośrednio, bezpośrednio poznajesz struktury danych zmysłowych. Odbierasz przez dane zmysłowe, że stół jest i ze jest np. drewniany. Skąd pewność, że te struktury "odbijają " jakies istniejace rzeczy?

                • Jak nie ma rzeczy to faktów też nie ma.

                • Niby dlaczego? Na mocy dogmatu czy jak? Mogą istnieć fakty bez rzeczy np. w solipsystycznym umyśle.

                • W sumie tak. Dalej jednak nie odpowiada to na pytanie czemu nie istnieje wielka zagadka.

                  Czy Bóg istnieje? Czy jest jakie życie po śmierci? Skąd wziął się świat? Czym jest człowiek?

                  To te wielkie zagadki. W jakim sensie nie istnieją?

                  Nawiasem mówiąc, a propos zagadek, wątpienia, pytań. Kiedy byłem małym dzieckiem, spotkałem O. Joachima Badeniego, polskiego mistyka i świętego. Widział że marznę na kość, to zdjął z rąk swoich własne rękawiczki i dał mi je. Do tej pory te rękawiczki grzeją mnie w serce w chwilach zwątpień najwyższych.

                • Traktat Wittgensteina mówi wyraźnie, że "zagadki" / "sensy" życia /pytania egzystencjalne / wartości etyczne i estetyczne są niewyrażalne na gruncie logicznym. Jeśli "zagadki" istnieją, to istnieją mistycznie - poza logiczną budową świata, nie istnieją w świecie naszych wypowiedzi logicznych.
                  Wittgenstein patrzy na świat przez pewien aspekt: analizuje język i rozmyśla nad prawami myślenia i dochodzi do stwierdzenia, że "zagadki" jak np. pytanie o istnienie Boga - jest bezsensowne, bo jeżeli jakieś pytanie da się w ogóle postawić, to można też na nie odpowiedzieć.
                  Spójrz na to z innej strony, drogi Dworzaninie: sens zdania (tutaj pytania o zagadkę) nie musi wcale leżeć w zdaniu, jak mniema Ludwig, ten sens może leżeć w osobie zadającej pytanie - w Tobie! Ty nadajesz sens.

                • - Czy Bóg istnieje?
                  - Nie.

                  No więc mamy i pytanie i odpowiedź. Więc potrafię na nie odpowiedzieć. Już więc ta zagadka istnieje, czy dalej nie? :)


                • Spojrzenie na rzeczywistość zaproponowane przez Traktat jest spojrzeniem aspektowym! Tutaj nie wiadomo co to "Bóg", "sens życia", "życie po śmierci", bo nie istnieje jednolite pojęcie tych "zagadek".

                  "No więc mamy i pytanie i odpowiedź. "

                  Ujmując rzecz w innym aspekcie - Bóg istnieje. Jest to jedyne pojęcie, z którego wynika konieczność jego istnienie. Niepodobna prawidłowo posługiwać się „Bogiem” i jednocześnie utrzymywać, że "Bóg nie istnieje". Mówiąc "Bóg nie istnieje" - bełkoczesz.

                  "Już więc ta zagadka istnieje, czy dalej nie? :)"

                  W tym podejściu - nie istnieje. W innym spojrzeniu na rzeczywistość - istnieje! Podejścia opisujące rzeczywistość są WYCINKOWE. Nie opisują całościowo świata, nie aspirują do totalności. Ka Pe Wu? I nie ma żadnego powodu, by uznawać wyższość jednego podejścia nad drugim, poza subiektywnym uznaniem któregoś z podejść za lepszej od tego drugiego.


                  Sam sobie odpowiedz czy zagadka istnieje czy nie :) Przecież to Twój świat.

                • "Ujmując rzecz w innym aspekcie - Bóg istnieje. Jest to jedyne pojęcie, z którego wynika konieczność jego istnienie. Niepodobna prawidłowo posługiwać się „Bogiem” i jednocześnie utrzymywać, że "Bóg nie istnieje". Mówiąc "Bóg nie istnieje" - bełkoczesz."

                  To nie takie proste. Owszem, Bóg to istota która istnieje z konieczności. Ale wystarczy stwierdzić że nie ma żadnej istoty, która istnieje z konieczności, istnieją tylko byty przygodne. Nic nie istnieje z konieczności, więc Bóg też nie istnieje.

                • Nie zgadzam się do końca z Tobą.
                  Istota bytu to sedno tego bytu, to coś co określa czym byt dany byt jest, np. istotą krzesła jest krzesołowatość. Byt składa się z istoty i istnienia. Skoro wszystkie byty są bytami przygodnymi, niekoniecznymi, mogą więc istnieć, ale nie muszą... to niby dlaczego istnieją? Taki byt przygodny, którego istotą jest istnienie byłby więc bytem koniecznym. Wszystkie byty były by konieczne a ich istota była by tożsama z istnieniem. Tym samym nie byłyby przygodne tylko konieczne ( nie miały by początku i końca) i nie mogły by nie istnieć! Odpowiedź brzmi: byty przygodne przyczynę swojego istnienia mają w bycie koniecznym.

                • Każda rzecz istnieje bo musi istnieć, a musi istnieć ponieważ jest skutkiem przyczyn, które zachodzą od big bangu.

                  http://www.filmweb.pl/film/Pasja-2004-38233/discussion/uzasa...

                  Wydaje mi się, że tutaj jest to dobrze omówione, POMIMO paru błędów logicznych, które zrobił I., nie istotne jednak dla treści wywodu.

Zgłoś nadużycie

Opisz, dlaczego uważasz, że ten wpis nie jest zgodny z regulaminem serwisu:
o